ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Cash, Johnny ─ American Recordings w serwisie ArtRock.pl

Cash, Johnny — American Recordings

 
wydawnictwo: American Recordings 1994
 
1. Delia’s Gone (Silbersdorf, Toops) [02:18]
2. Let The Train Blow The Whistle (Cash) [02:15]
3. The Beast In Me (Lowe) [02:45]
4. Drive On (Cash) [02:23]
5. Why Me Lord (Kristofferson) [02:20]
6. Thirteen (Danzig) [02:59]
7. A Cowboy’s Prayer-Oh Bury Me Not (J.Lomax, A.Lomax, Rogers, Spencer) [03:52]
8. Bird On A Wire (Cohen) [04:01]
9. Tennessee Stud (Driftwood) [02:54]
10. Down There By The Train (Waits) [05:34]
11. Redemption (Cash) [03:03]
12. Like A Soldier (Cash) [02:50]
13. The Man Who Couldn’t Cry (L.Wainwright) [05:03]
 
Całkowity czas: 42:44
skład:
Johnny Cash – Vocals, Acoustic Guitar.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,8

Łącznie 12, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
07.09.2013
(Recenzent)

Cash, Johnny — American Recordings

Cykl letni odcinek X.

Opowiadanie o Americanie z pominięciem Człowieka W Czerni? Byłoby trudno. Z drugiej strony, wyróżnienie w bogatym dorobku Johnny’ego Casha jednej jedynej pozycji do zrecenzowania to ciężki kawałek chleba. Zwłaszcza że koncert w więzieniu w Folsom już doczekał się zrecenzowania – a skoro tak, to koncert w San Quentin możemy też pominąć: choć płyta to znakomita, w sumie powiela pomysł z „At Folsom Prison”. W takim razie – niech będzie „American Recordings”.

Na początku lat 90. Johnny Cash był w impasie. Niby był wykonawcą o statusie legendy, niby kolejni wykonawcy młodego pokolenia powoływali się na inspirację jego dokonaniami, ale… Columbia Records grzecznie mu podziękowała, a kilkuletni flirt z wytwórnią Mercury okazał się niewypałem. I wtedy do Casha zgłosił się z propozycją współpracy jeden z oddanych fanów, przy okazji – producent i właściciel niezależnej wytwórni płytowej. Co prawda Rick Rubin kojarzył się z płytami rapowymi bądź metalowymi, ale… Cash w sumie nie miał wyboru, a Rubin zapowiedział z góry: Po prostu graj, co i jak chcesz. Ja tylko to nagram. Johnny od zawsze uważał, że do jego głosu najbardziej pasuje oszczędne, stonowane, kameralne granie, zaproponował więc, że nagra płytę w salonie swojego domu, w pojedynkę, jedynie z akompaniamentem gitary akustycznej. Rubin od razu przyklasnął temu pomysłowi.

W ostatecznym rozrachunku płytę wzbogaciły dwa utwory nagrane na żywo – „The Man Who Couldn’t Cry” i „Tennessee Stud”. Ten ostatni – dość wesołkowaty, ciepły, radosny – odbiegał charakterem od reszty płyty (albo – jak kto woli – stanowił konieczny przerywnik, pozwalający nieco odetchnąć słuchaczowi). „American Recordings” wypełniła bowiem muzyka niezwykle melancholijna, smutna, chwilami wręcz przesycona bólem; stanowiąca niezwykłą skargę schorowanego, zmęczonego życiem, walczącego z coraz bardziej niedomagającym ciałem Casha. Dlaczego ja, Panie? Co ja takiego zrobiłem? – zwracał się do Boga słowami Krisa Kristoffersona. W podsuniętej przez Nicka Lowe’a (z którym to Cash był spowinowacony) „The Beast In Me” opowiadał o skrywanej wewnątrz bestii dawnych nałogów i uzależnień. Prosił o odkupienie, wręcz modlił się do Boga („A Cowboy’s Prayer-Oh, Bury Me Not). Zaproponował słuchaczowi swoją wersję pamiętnego „Bird On A Wire” Cohena, Glenn Danzig – wielki fan Casha – zaproponował premierową kompozycję „Thirteen” (niestety, przedstawioną w skróconej wersji), Tom Waits przyniósł „Down There By The Train”, do tego Cash zaproponował kilka premierowych kompozycji. Wszystkie były jednak utrzymane w podobnym, smutnym, melancholijnym klimacie, potęgowanym przez iście pogrzebowe, ponure akordy gitary akustycznej.

Płyta to świetna, choć wymaga specyficznego nastroju, wczucia się w jej klimat. W ciepłe, letnie dni – niełatwa w słuchaniu, zbyt przygnębiająca, malowana zbyt ciemnymi barwami. Za to na jesienne, deszczowe dni jak najbardziej pasuje. A jesień już powoli zaczyna wychylać swój łeb, choć na razie pola i lasy toną w dojrzałych barwach późnego lata. Are you ready for the country?

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.