ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Carole King & James Taylor ─ Live at The Troubadour w serwisie ArtRock.pl

Carole King & James Taylor — Live at The Troubadour

 
wydawnictwo: Concord Records 2010
 
"Blossom" (James Taylor) 3:09
"So Far Away" (Carole King) 4:41
"Machine Gun Kelly" (Danny Kortchmar) 2:59
"Carolina in My Mind" (Taylor) 4:16
"It's Too Late" (King, Toni Stern) 4:59
"Smackwater Jack" (Gerry Goffin, King) 5:25
"Something in the Way She Moves" (Taylor) 4:04
"Will You Love Me Tomorrow" (Goffin, King) 4:12
"Country Road" (Taylor) 3:49
"Fire and Rain" (Taylor) 5:44
"Sweet Baby James" (Taylor) 3:34
"I Feel the Earth Move" (King) 4:05
"You've Got a Friend" (King) 5:51
"Up on the Roof" (Goffin, King) 4:09
"You Can Close Your Eyes" (Taylor) 2:49
 
Całkowity czas: 63:45
skład:
Carole King – vocals, piano/James Taylor – vocals, guitar, harmonica/Danny Kortchmar – guitar/Leland Sklar – bass guitar/Russ Kunkel – drums
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
03.08.2013
(Recenzent)

Carole King & James Taylor — Live at The Troubadour

 Dokształt koncertowy. Semestr drugi.

 Wykład dziewiąty.

Dokształt zza Oceanu.

 I tak z kameralnego koncertu w klubie muzycznym wykluła się wielka trasa koncertowa i album, który dotarł do pierwszej dziesiątki listy i Billboardu, przy okazji oblekając się w szlachetne złoto.

 W 2007 roku pewna starsza pani i niewiele młodszy pan, czyli Carole King i James Taylor, postanowili zagrać w klubie „Troubadour”, który jak raz obchodził swoje pięćdziesięciolecie. To nie był pierwszy raz, kiedy ci artyści ze sobą współpracowali. Czterdzieści lat wcześniej grali już razem w Trubadurze, a King pisała piosenki dla Taylora i występowała na jego płytach.

 Zmontowali zespół z podobnych im weteranów, jak Lee Sklar, czy Danny Kortchmar (których dokonania też zajmują sporo miejsca w każdej przyzwoitej rockowej encyklopedii) i koncert się odbył. Trzy lata później King i Taylor  zorganizowali  trasę „Troubadour Reunion Tour”, najpierw po Australii, Nowej Zelandii i Japonii, a potem po Stanach Zjednoczonych. Nie wiem, jaka była geneza tego tournee, jak to się stało, że koncert w niewielkim klubie zainspirował artystów do „porwania się” do zagrania dużej trasy koncertowej. Dużej, jeśli chodzi o ilość koncertów i dużej, jeżeli chodzi o rozmiar sal, w których artyści występowali – hale na kilka, kilkanaście tysięcy ludzi, a cała trasa okazała się wielkim sukcesem  również i frekwencyjnym. W międzyczasie wydano „Live at The Troubadour”, które znakomicie sobie radziło na listach przebojów, a  King pierwszy raz od dziesięcioleci mogła pooglądać z bliska czołówkę amerykańskiej listy przebojów.

 Co było źródłem takiego sukcesu? Według inżyniera Momonia lubimy to, co znamy, czyli lubimy te piosenki, które znamy, a oboje napisali takich znanych piosenek na kilogramy. Czasami ma się wrażenie, że napisali większość ważniejszych amerykańskich piosenek. Inna sprawa, że Carole King, razem ze swoim mężem,  Gerry Goffinem na początku lat sześćdziesiątych  byli istną fabryką przebojów i co hit z tamtego okresu, to podpisany był King – Goffin. James Taylor to też człowiek – instytucja amerykańskiej muzyki rozrywkowej, autor też bardzo wielu przebojów.  I na program koncertu w klubie „Toubadour” też złożyły się głównie  bardzo znane utwory.

 Ale „Live at The Troubadour” spodobał się nie tylko dlatego, że są tu znane piosenki. Przede wszystkim dlatego, że są tu DOBRE piosenki,  do tego bardzo dobrze zagrane, mimo, że aranżacje  nieszczególnie rozbudowane – sekcja, dwie gitary, fortepian, a czasami akompaniament ograniczony jest tylko do fortepianu, albo gitary. To jest taki kameralny koncert, bardziej przypominający spotkanie towarzyskie (sypiący anegdotami Taylor), piosenki sobie tak lecą, jedna za drugą i godzina z ogonem minęła zanim się człowiek dobrze zorientował. I wypada to puścić od początku, bo jakoś trudno się od tego potem uwolnić.

 U nas przeszło to raczej bez echa, bo kto by tam puszczał jakichś amerykańskich emerytów, najwyżej Niedźwiedzki. Szkoda, bo to bardzo wartościowa pozycja.

 Oczywiście wersja z obrazkami też jest dostępna.

 I pytania kursanty. Dwa, średnio trudne.

 

  1. W latach sześćdziesiątych Carole King tylko pisała piosenki dla innych. Kiedyś miała problem ze znalezieniem odpowiedniego wykonawcy jednej z nich. Ostatecznie okazało się, że ma go kilka metrów od siebie, a piosenka w tym wykonaniu stała się dużym hitem. Jaka to piosenka i kto pierwszy to śpiewał? (3 pkt.)
  2. Dwa „szwagry” śpiewają o trzecim – tak to można z pewnym przymrużeniem oka określić. Taylor brał udział w nagrywaniu płyty pewnej piosenkarki, z którą był w bardzo bliskich relacjach. Śpiewał w chórkach w pewnej piosence, razem z wokalistą pewnego znanego brytyjskiego zespołu, którego ponoć też z tą panią coś łączyło.  A  piosenka była o trzecim facecie tej pani – też bardzo znanej osobistości świata artystycznego. Sama  autorka zastrzegała, że to o facetach w ogóle, nie o jakiś konkretnym, ale sam główny zainteresowany twierdzi z dumą, że to właśnie o nim. Co to za piosenka i nazwiska dwóch pozostałych „szwagrów”? (3 pkt.)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.