Cykl wakacyjny – odcinek III.
Nie, to nie jest żadna przypadkowa zbieżność nazwisk – Rosanne Cash jest najstarszą córką tego Casha, Człowieka W Czerni. Swoje życie związała z muzyką wcześnie, jeszcze jako nastoletnia pannica, towarzysząc ojcu w trasach koncertowych, najpierw odpowiadając za garderobę, następnie jako wokalistka – początkowo w chórkach, potem jako solistka. Pierwszą płytę nagrała w roku 1978, we współpracy z Rodneyem Crowellem – cenionym sidemanem i twórcą piosenek, od roku 1979 jej mężem (rozwiedli się po trzynastu latach). Co ciekawe, album został nagrany w Niemczech z niemieckimi muzykami i nigdy nie doczekał się amerykańskiej edycji. Tym niemniej, sam fakt nagrania takiej płyty wystarczył, by córką Johnny’ego Casha zainteresowała się Columbia Records.
Właściwie już od pierwszego albumu dla Columbii („Right Or Wrong”, 1980) Rosanne Cash prezentowała własne, oryginalne brzmienie, mieszające ze sobą różne elementy – było country, był rock, folk, nie brakowało bluesa… Dość mocno kojarzyło się to z płytami w rodzaju „Harvest” Neila Younga, w intrygujący sposób łączącymi elementy różnych stylistyk w nową, spójną całość, określaną niekiedy jako Americana. Z dwunastu autorskich płyt Cash największym uznaniem tak krytyków, jak i publiczności cieszy się „King’s Record Shop” z roku 1987. Tak więc, dziś przyjrzymy się tejże płycie.
„King’s Records Shop” jest bardzo dobrą wizytówką Rosanne Cash, ukazującą artystkę poszukującą, eksperymentującą, nie wahającą się łączyć ze sobą różnych rzeczy. „Tennessee Flat Top Box” (z repertuaru Casha seniora) to bowiem akustyczny, dość konwencjonalny fragment w stylu bluegrass. A z drugiej strony mamy tu choćby mocno feministyczny „Rosie Strike Back” czy „Green Yellow And Red” – bardzo rzetelne, przebojowe utwory z soft-rockowej (czy AOR-owej) półki, kojarzące się co nieco z Melissą Etheridge. Ocierający się nieco o tango “The Way We Make A Broken Heart” ma czyste, bardziej akustyczne brzmienie; w partii instrumentów klawiszowych pojawiają się nawiązania do Poloneza op.53 Chopina. Całkowicie akustycznie prezentuje się ballada „The Real Me”. Dla odmiany dynamiczny „Somewhere Sometime” wyprowadzono gdzieś z rock’n’rolla.
Do tego mamy tu utwory lokujące się gdzieś na styku między rockiem, folkiem i country –przebojowy „Runaway Train” opiera się na miękkiej, czystej partii gitary; w brzmieniu i (bardziej) w klimacie tej kompozycji jest sporo z ducha wczesnego Dire Straits. Jeszcze bardziej straitsowski w klimacie jest wyprowadzony z bluesa, wzbogacony o lekko soulujące chórki „I Don’t Have To Crawl”, z knopflerowską w wyrazie solówką gitary. (Zresztą Mark Knopfler nigdy nie wypierał się inspiracji muzyką z okolic Nashville.) Na koniec zaś jest „Why Don’t You Quit Leaving Me Alone” – kameralna, fortepianowa ballada, może niespecjalnie się wyróżniająca, ale całkiem wdzięczna i bardzo kompetentnie, ciepło zaśpiewana przez Cash. Jakby tych stylistycznych odjazdów było jeszcze mało – reedycję CD wzbogacono trzema bonusami, wśród których znalazł się typowo rockowy czy raczej blues-rockowy „707”, w którym gładką, typową dla lat 80. produkcję studyjną wzbogacono o dawkę należycie surowego gitarowego grania… Gdy dodamy do tego ambitne, bardzo osobiste teksty, okaże się, że bardzo kolorowa, różnorodna i interesująca to płyta. W sam raz na ciepłe letnie popołudnie.
Lato nadeszło. Już wkrótce pola zbóż będą łagodnie falować na wietrze. Are you ready for the country?