ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Kristofferson, Kris ─ Kristofferson w serwisie ArtRock.pl

Kristofferson, Kris — Kristofferson

 
wydawnictwo: Monument 1970
dystrybucja: Sony Music Polska
 
1. Blame It On The Stones (Kristofferson, Wilkin) [02:46]
2. To Beat The Devil (Kristofferson) [04:42]
3. Me And Bobby McGee (Kristofferson, Foster) [04:22]
4. Best Of All Possible Worlds (Kristofferson) [03:01]
5. Help Me Make It Through The Night (Kristofferson) [02:24]
6. The Law Is For Protection Of The People (Kristofferson) [02:40]
7. Casey’s Last Ride (Kristofferson) [03:37]
8. Just The Other Side Of Nowhere (Kristofferson) [03:40]
9. Darby’s Castle (Kristofferson) [03:19]
10. For The Good Times (Kristofferson) [03:25]
11. Duvalier’s Dream (Kristofferson) [02:58]
12. Sunday Mornin’ Comin’ Down (Kristofferson) [04:42]
Bonus Tracks: 13. The Junkie And The Juicehead Without Me (Kristofferson) [03:24]
14. Shadows Of Her Mind (Kristofferson) [03:13]
15. The Lady’s Not For Sale (Kristofferson, Pugh) [03:27]
16. Come Sundown (Kristofferson) [02:36]
 
Całkowity czas: 54:08
skład:
Kris Kristofferson – Guitar, Vocals. Jerry Kennedy – Guitar. Bergen White – String Arrangements. Other musicians not specified.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 3, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
22.06.2013
(Recenzent)

Kristofferson, Kris — Kristofferson

Lato się (oficjalnie) zaczyna, więc pora na kolejny cykl wakacyjny. Miał się zacząć za tydzień, ale zacznie się dziś – jako że główny bohater tej recenzji obchodzi dziś 77.urodziny.

Kristoffer Kristofferson jest rodowitym Teksańczykiem o szwedzko-szkocko-irlandzkich korzeniach. Jego ojciec był zawodowym wojskowym i młody Kris od samego początku był przymierzany do munduru; jednak już w szkole średniej zaczął pisać – wiersze i opowiadania; zainteresował się także sportem. Co prawda wstąpił do armii, został pilotem śmigłowca, odsłużył swoje w bazie wojskowej w Niemczech i doczekał się stopnia kapitana, jednak odrzucił propozycję wykładania literatury angielskiej w West Point, porzucił armię i postanowił poświęcić się pisaniu (w odpowiedzi rodzina zerwała z nim jakiekolwiek kontakty). Dorabiał jako pilot śmigłowca na platformach wiertniczych, przede wszystkim zaś pisał piosenki – na razie dla innych. Jako solista zadebiutował z pomocą Johnny’ego Casha (którego uwagę zwrócił, lądując w jego rezydencji śmigłowcem). Niespecjalnie palił się do nagrywania, uważając, że jest takim sobie wokalistą; ostatecznie dał się przekonać i na swojej pierwszej płycie zebrał głównie swoje autorskie kompozycje znane już w innych wykonaniach. Album „Kristofferson” początkowo nie odniósł większego sukcesu; dopiero dokonana przez Janis Joplin przeróbka „Me And Bobby McGee” przyniosła debiutanckiemu albumowi Kristoffersona zasłużoną popularność.

„Kristofferson” to płyta stonowana, utrzymana w minorowym nastroju. Zaaranżowana jest na ogół bardzo oszczędnie: dominuje tu gitara elektryczna, melancholijny klimat i przygaszony, stonowany śpiew. Czasem dołączy gitara elektryczna lub sekcja smyczkowa, albo tło dopełni wibrafon. W takich warunkach nie ma przebacz – wszelkie słabości utworów wychodzą od razu. I w tym momencie objawia się siła tej płyty, perełki w kategorii określanej przez Amerykanów: singer-songwriter.

Właściwie ciężko byłoby znaleźć tutaj nieudany fragment: ta płyta jest bardzo równa, bardzo spójna. Dwa najpopularniejsze fragmenty – czyli „Me And Bobby McGee” i „Help Me Make It Through The Night” (znany z wykonania choćby Joan Baez) – osadzone na chwytliwych melodiach, zgrabnie zaaranżowane i wykonane, świetnie bronią się do dzisiaj. Jest ironiczny, wykonany w nieco pijacki sposób „Blame It On The Stones” – złośliwy opis amerykańskiego społeczeństwa, które próbuje zrzucić winę za wszelkie swoje porażki i niepowodzenia na tych cholernych długowłosych. A z drugiej strony tyleż posępne, co piękne “To Beat The Devil”. Spokojna, wykonana głównie przy wtórze gitary akustycznej (choć nie tylko – jest jeszcze wtopiony gdzieś w tło wibrafon) piosenka przeplata się tu z narracją, wymruczaną przez Kristoffersona zachrypniętym, zmęczonym głosem. Choć „For The Good Times” i „Duvalier’s Dream” ożywiają ciepłe, nostalgiczne wejście smyczków (w tym drugim utworze chwilami nieco cygańskie w klimacie), również tu mamy do czynienia z typową dla tej płyty oszczędną, wykonywaną głównie przy akompaniamencie gitary akustycznej melancholijną piosenką, zgrabnie uzupełnianą pobrzmiewającym w tle wibrafonem. Bliżej typowo country’owego grania, z jakim kojarzymy Kristoffersona, lokują się „Best Of All Possible Worlds” czy „The Law Is For Protection Of The People”, w tym drugim przypadku – ładnie rozbujane partiami gitary elektrycznej. „Casey’s Last Ride” ładnie łączy melodyjną, podkreśloną partią skrzypiec kantylenę z bardziej niespokojnymi fragmentami. Podstawowy repertuar płyty wieńczy zaś "Sunday Mornin' Comin' Down" - poetycki opis tzw. tupotu białych mew, oprawiony w stonowane, oszczędne akustyczne granie.

Należy jeszcze wspomnieć słówko o tekstach – dopracowanych (widać, że Kristofferson fascynuje się literaturą – w „Best Of All Possible Worlds” pojawia się choćby odniesienie do Woltera). Składają się one na portret samotnika, mającego za towarzystwo głównie butelkę i anonimowe kobiety, outsidera żyjącego gdzieś na obrzeżach społeczeństwa, komentującego otaczający go, smutny i ponury świat tyleż z melancholią, co z pewnym ciepłem, z czymś w rodzaju refleksyjnej akceptacji – ten świat jest kompletnie do niczego, ale to i tak najlepszy ze wszystkich możliwych światów.

Tak się zastanawiam, czy to dobra płyta do cyklu wakacyjnego – jest to album smutny, bardzo melancholijny, wyciszony. Może nawet bardziej pasowałby na jesienny, zimny, mglisty wieczór, zwłaszcza w samotności… Tak czy siak, jest to płyta bardzo udana, jak najbardziej godna polecenia choćby tym, którzy lubią Boba Dylana – bo tak naprawdę, na tej płycie Kris gra z Bobem w jednej lidze, zwłaszcza jako bystry obserwator otaczającej go rzeczywistości i twórca niebanalnych tekstów.

Lato nadeszło. Już wkrótce pola zbóż będą łagodnie falować na wietrze. Are you ready for the country?

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.