Krótki, mimowolny cykl niderlandzki.
Odcinek czwarty.
Naczelny powiedział, że jest to prog. Ale Naczelny przecież się nie zna na muzyce. Gdyby się znał, to nie mógłby być Naczelnym tak szacownego portalu muzycznego. Bo Naczelny nie jest od znania się na muzyce, tylko od trzymania redaktorów za mordę.
Illumion to stosunkowo młoda, holenderska grupa, którą dowodzi nią gitarzystka Eveline Van Kampel. Działają mniej więcej od dziesięciu lat, do tej pory zdążyli nagrać EPkę i dwie duże płyty (ta jest druga). A parają się czymś w rodzaju prog-metalu z lekkimi gotyckimi i nu-metalowymi naleciałościami
Oj, z pewnością takie granie zupełnie nie należy moich ulubionych i to raczej nie z powodu samej formy, bo forma to forma, bo jak to mawia Naczelny, bezczelnie plagiatując Rubinsteina – nie ma złej muzyki, jest tylko źle zagrana. Tego typu działalność muzyczną nazywam muzyką użytkową, bo tu styl jest dość ściśle zdefiniowany, tu nie ma co kombinować, tylko trzeba coś skomponować – najlepiej z sensem. Pod tym względem na „The Waves” nie jest zbyt interesująco – wszystkie te utwory melodie mają takie wymęczone, a linie wokalne mało interesujące. W ogóle wokale są nieciekawe, bo ta pani za mikrofonem technicznie jest dosyć surowa, amatorką jej śpiewanie mocno zalatuje, głos ma niespecjalny i wydaje mi się, że do tego w ogóle ją nienajlepiej nagrano. Jej wokale są jakoś tak dziwnie przytłumione. Dużo lepiej prezentuje się to wszystko w warstwie instrumentalnej. Szefowa zespołu naprawdę bardzo ładnie gra na gitarze, słychać, że pewnie jakieś szkoły pokończyła, bo bardzo ładnie sobie radzi z gitarą akustyczną – takie partie w kilku miejscach są bardzo ciekawym urozmaiceniem. Na pewno też zaskakujące i interesujące jest też jazzujące solo trąbki w „Sorrow’s End”, albo partia skrzypiec w tytułowym „The Waves” (najlepszym na płycie zresztą). Oprócz wokali, wszystko to jest bardzo przyzwoicie nagrane i wyprodukowane. Do tego dość ciekawe i urozmaicone aranżacje. Wszystko to powoduje, że mimo wszystko słucha się tego całkiem fajnie.
Na pewno nie jest to płyta na moją półkę, bo z pewnością do tego wracać nie będę, ale takie lekko naciągane sześć gwiazdek mogę dać – na zachętę.