Dla pochodzącej z Zawiercia formacji Brain Connect ten rok może być przełomowy. Prawdopodobnie latem ukaże się wreszcie jej debiutancki album (o tym fakcie, wejściu do nagraniowego studnia i znalezieniu wydawcy – Legacy Records – całkiem niedawno muzycy poinformowali na swojej stronie). To wymienione gdzieś przed chwilą „wreszcie” nie jest przypadkowe, bowiem początki grupy sięgają 2005 roku, a na jej koncie znajdują się tylko demo Handmade (2007), mini-album Get On Time (2010), który w naszym serwisie doczekał się recenzji oraz, będący przedmiotem tej recenzji, singiel This Shit's Got To Go!.
Ten światło dzienne ujrzał już w ubiegłym roku, również istotnym z punktu widzenia kapeli. Miała ona bowiem wtedy okazję supportować tak cenione w kręgach progresywnego rocka szwedzkie formacje, jak Karmakanic i The Flower Kings. I właśnie podczas ich wrocławskiego występu, poprzedzającego set Karmakanic, miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć ich na scenie. Już w kwartecie, z Janem Mitorajem na gitarze i znanym z Kruka - Krzysztofem Walczykiem na klawiszach, którzy dołączyli do twórców formacji Przemysława Całusa i Marcina Szlachty. W takim też zestawieniu słyszymy ich na tym singlu. Krótkiej płytce (tylko dwa utwory i niespełna kwadrans muzyki), która pokazuje zdecydowanie bardziej dojrzałe oblicze ich muzyki. Bogatsze i bardziej wielobarwne, niż na Get On Time. Muzyki instrumentalnej, która czerpie z szeroko rozumianego rocka, metalu i jazzu. A i to nie wszystko.
W rozpoczynającym płytę utworze Eridanus, zainspirowanym ponoć osobą amerykańskiego futurologa i architekta Jacque’a Fresco i filmem Petera Josepha, Zeitgeist: Moving Forward, mamy lekko orientalny początek, z czasem gitarę w stylu flamenco i hardrockowy klimat gdzieś pod koniec, przywoływany zresztą już wcześniej Hammondowymi zagrywkami. Pojawiający się saksofon, na którym gościnnie zagrał Michał Szafraniec, tworzy dodatkowo delikatnie jazzowy posmak. Zresztą cała muzyka Brain Connect – choć daleko jej do jazzu – ma wypływającą jakby z tej muzyki konstrukcję. Swobodną, improwizacyjną, opartą na soczystym i pulsującym basie oraz wyrazistych i przemyślanych zagrywkach perkusyjnych. Pojawiające się to tu, to tam solowe popisy gitarowe i klawiszowe dodają jej tylko kolorytu. Ciężkawo rozpoczęty Prognose tylko potwierdza powyższe obserwacje. Sporo w tej muzyce luzu i miejsca na wspomnianą improwizację. Gdy dodamy do tego ciekawą melodykę i naprawdę niemałe umiejętności instrumentalistów, możemy z dużą nadzieją czekać na pełnowymiarowy debiut.