ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Coltrane, John ─ A Love Supreme w serwisie ArtRock.pl

Coltrane, John — A Love Supreme

 
wydawnictwo: Impulse! 1965
 
1. Part I: Acknowledgement [7:47]
2. Part II: Resolution [7:22]
3. Part III: Pursuance [10:45]
4. Part IV: Psalm [7:08]
 
Całkowity czas: 33:02
skład:
John Coltrane – saksofon tenorowy
Jimmy Garrison – kontrabas
Elvin Jones – perkusja
McCoy Tyner – fortepian
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,18

Łącznie 22, ocena: Arcydzieło.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
14.05.2012
(Gość)

Coltrane, John — A Love Supreme

Jeden z największych artystów jazzowych wszech czasów (a wg niektórych największy) wydał w 1965 roku album przełomowy. Album magiczny i niesamowicie ciężki do opisania. Ale nie ze względu na ilość recenzji, jakie ujrzały światło dzienne, jeno na muzykę na nim zawartą. I znów – nie chodzi o trudność tej muzyki w odbiorze, tylko o niesamowitą wręcz precyzję jej przedstawienia. Do tamtej pory nikt bowiem tak nie zagrał. Tak pięknie i tak majestatycznie. Być może jest to płyta lepsza nawet od Kind Of Blue Davisa. Być może najlepsza w historii jazzu. Być może… Tylko jedno jest pewne – do dziś zapiera dech w piersi. Nie wiem, czy jest choć jedna osoba, która nie zna Johna Coltrane’a. Największego wirtuoza saksofonu (i jednego z największych wirtuozów ogólnie w historii jazzu). Człowieka, który pokonał własne słabości, by ujrzeć świat od innej strony. Od tej lepszej.

Jak to w przypadku każdego sławnego jazzmana było, również u Trane’a (taki bowiem pseudonim artystyczny nosił John) życie młodzieńcze upłynęło pod znakiem tragedii rodzinnych i różnych wydarzeń, składających się na jedno słowo – bieda. Grać na saksofonie zaczął tak na poważnie po drugiej wojnie światowej. Tym, co biograficznie zbliża go do Wielkiego Milesa, jest fakt, iż tworzył praktycznie w każdej ważniejszej epoce dla jazzu i był w niej całkowicie czynny (oczywiście do momentu śmierci…). Najważniejszą epoką jednak, którą Coltrane tak naprawdę stworzył (bądź też, wpisując się w propagandę krytyków jazzowych, był jej współtwórcą i najważniejszym wykonawcą), była epoka free jazzu. I to właśnie przy okazji A Love Supreme, tytułem wstępu, jeszcze parę słów o twórczości samego Coltrane’a.

W 1957 nagrał w zasadzie pierwszy ważny album własnego autorstwa. „Autorstwo” w jazzie znaczyło ni mniej, ni więcej jak to, że Trane miał pełne pole do popisu co do doboru muzyków towarzyszących i utworów nań przygotowanych. Blue Train jest jednym z najlepszych jego albumów i doskonale wprowadza w tok życia muzyka. Są jednak również zdania, że warto zaznajomić się z twórczością Johna poprzez słuchanie płyt z jego gościnnym udziałem. Grywał on bowiem z największymi sławami muzyki jazzowej – Miles, Dizzy Gillespie, Duke Ellington, Thelonious Monk… Nawiasem mówiąc, sam później taką sławą się stał. Dwa lata po nagraniu Blue Train przyszedł czas na kolejne (jeszcze większe) dzieło. Tym razem chodzi o Giant Steps, zarejestrowany w '59, a wydany w roku 1960. Zniewalająca wręcz muzyka i po raz kolejny potwierdzenie niesamowitych umiejętności. Tak można krótko opisać ten album. W dyskografii Trane’a ustępuje w zasadzie chyba tylko A Love Supreme

…Aha! Byłbym zapomniał. John przechodzi w tym czasie całkowitą duchową przemianę. Kończy z heroinowym i alkoholowym nałogiem (który miał jednak ogromny wpływ na jego późniejsze problemy ze zdrowiem) i zwraca się całkowicie ku Bogu. Później będzie to widoczne na albumach Impressions (1961/1963) i Ascension (1965/1966). Ogromnie ciekawym eksperymentem muzycznym, gdzie linie melodyczne pozornie odchodzą od siebie, będzie również płyta Interstellar Space z 1967 roku (nagrana wkrótce przed śmiercią Coltrane’a, wydana w '74). Jednak, jak to powiedział Elvin Jones (perkusista Coltrane’a z czasów A Love Supreme), „Jeśli chcesz poznać, kim był John Coltrane, musisz znać A Love Supreme”. Ten album miał być bowiem hołdem złożonym Najwyższemu. Prezentem dla Niego i dla ludzi, którzy chcą poczuć Jego bliskość. Chyba sam Coltrane nie spodziewał się, że 9 grudnia 1964 roku stworzy dzieło wspominane do dziś jako największe w jego własnej karierze. I w tym oto momencie kończy się moje pitolenie, a zaczyna w końcu opis samej płyty… Uff…

Free jazz był początkowo postrzegany jako „jazz odszczepieńców”. Muzyka, która nijak ma się do poukładanego i łagodnego cool, czy też prostszego, ale ekspresyjnego hard bopu. Dużo muzyków poszukiwało wtedy jednak innego brzmienia, które mogłoby odmienić oblicze samego jazzu. Wśród nich znalazł się właśnie Coltrane. Atonalność i zupełnie inna odmiana ekspresji uczyniła z niego twórcę, który dziś kojarzy się głównie z free jazzem. W swojej twórczości rzadko kiedy kierował się wytyczonymi schematami – jego utwory przeważnie nie posiadały głównego tematu, do którego potem podczas trwania utworu powracano. A Love Supreme była również tego doskonałym przykładem, jednak patrząc z perspektywy późniejszych dzieł muzyków freejazzowych, była również dopiero preludium do właściwego free.

Cały album jest skonstruowany na zasadzie suity. Pierwsze „Acknowledgement” rozpoczyna się dosyć nietypowo – od chińskiego gongu (co bywało naprawdę rzadkością). Później jednak mamy wspaniałą gamę improwizacyjnych zagrań Trane’a. Jakież on miał płuca, chciałoby się pomyśleć! Bardzo znaczący moment tego utworu jest pod sam koniec, gdy John odejmuje saksofon od swoich warg i intonuje do mikrofonu niczym mantrę słowa „A love supreme, a love supreme, a love supreme…”. Końcowe solo Jimmy’ego Garrisona na basie jest zarazem wstępem do drugiej części tej pięknej suity – „Resolution”. Ta partia ma już bardziej żywą i swingującą naturę. Fantastyczną rzeczą jest tu płynne przechodzenie pomiędzy spokojniejszą częścią, a bardziej żwawą i ekspresyjną. Coltrane wykonał to perfekcyjnie, powtarzając co prawda temat z początku utworu, jednak zmieniając tony nie daje tego do końca poznać. Epilog „Resolution” zaznaczony jest przez Elvina Jonesa krótkim zaakcentowaniem perkusyjnym, co stanowi również powiązanie z następnym „Pursuance”. Tutaj zaczynamy od solówki instrumentu Jonesa, którą jednak sam Elvin deprecjonował. Twierdził bowiem że jest ona prosta do zagrania, więc zagrał kawałek afro-kubańskiego rytmu. I jak sam stwierdził „podziałało”. I znów później Garrison daje o sobie znać, by wprowadzić w najbardziej intymną część tej płyty – „Psalm”. Słyszałem tylko kilka płyt w swoim życiu które są tak perfekcyjnie spięte klamrą. Poprzez ten utwór John Coltrane mówi „Thank You God”. Ta pieśń to Amen. Swoisty koniec tej przepięknej modlitwy dla Najwyższego.

A Love Supreme wyznaczyła nowe kierunki w jazzie. W 1965 roku pomału formujący się ruch hippisowski również znajdował inspiracje na tej płycie, która była swego rodzaju przystanią, opowieścią o Bogu i o radości z prawdziwego życia. Jak to mówiono o A Love Supreme: „Była poematem dla Boga, listem dla słuchacza i portretem artysty tworzącego”. Jednym słowem, najwyższa z możliwych sztuk. I tak jak pisałem na początku – być może ten album jest lepszy od Kind Of Blue. Być może najlepszy w historii jazzu. Jakie to ma teraz znaczenie? Nie warto o tym pisać. Taką muzykę trzeba TYLKO słuchać. Choćby po to, by zrozumieć istnienie Boga.

Jaka może być ocena końcowa? Z całym szacunkiem drogi ArtRocku, ale nie masz takiej w swojej skali;).

 

PS Doskonałym wydaniem jest dwupłytowe A Love Supreme – Deluxe Edition z koncertem Coltrane’a, na którym zagrał utwory z owego albumu. Dołączony jest również obszerny booklet i kilka niesamowitych modlitw samego Trane’a do Najwyższego, które są znakomitym uzupełnieniem muzyki zawartej na płytach.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.