Ćwiara minęłaTM AD 1987!
Jeśli bierzemy pod lupę rocznik ’87 – ta płyta jest jedną z tych, których nie można pominąć milczeniem. Bo „Lew i kobra” to jeden z najlepszych i najmocniejszych debiutanckich albumów lat 80. (i jeden z najlepszych debiutów w ogóle). Jeden rzut oka na okładkę – i wiadomo: nie będzie przebacz. Dwudziestoletnia, ogolona na łyso Sinéad emanuje furią, pasją, dzikością. I podobnie jest z zawartością płyty.
„The Lion And The Cobra” zgrabnie łączy w sobie elementy alternatywnego rocka, popu lat 80. i akustycznej ballady. Chwilami jest nieco łagodniej – jak choćby w “Jackie”, opartym na dość stonowanym gitarowym brzmieniu; czasem bardziej przebojowo („Mandinka”, ocierająca się o pop-rockowe brzmienie drugiej połowy lat 80. „Jerusalem”); „Just Like U Said It Would B” przez większą część snuje się dość spokojnie, klimatycznie, by dość niespodziewanie nabrać ekspresji i mocy w finale. „Never Get Old” to w ogóle perła, jeśli chodzi o budowanie klimatu: wstęp z recytacją Psalmu 91 (skąd zresztą zaczerpnięto tytuł) po irlandzku, w wykonaniu Enyi, wokalizy, melodeklamacje… „Troy” w pierwszej części ma bardzo oszczędny, smyczkowy podkład; te smyczki dominują także w drugiej, bogatszej brzmieniowo, dużo bardziej dramatycznej części utworu. Dla odmiany „I Want Your (Hands On Me) to prawie czysty pop-rock z charakterystycznym brzmieniem bębnów Simmonsa. Po dość stonowanej brzmieniowo balladzie „Drink Before The War” mamy utwór finałowy – oparty na chropowatej, surowej partii gitary elektrycznej, jakby rodem ze starych płyt Velvet Underground.
Niezależnie od tego, czy muzyka jest ostrzejsza, czy bardziej stonowana – te utwory mają wspólny mianownik: jest nim kipiąca pasją, natchniona, przepełniona emocjami interpretacja wokalna (co ciekawe, Sinéad nagrywała tą płytę, będąc w zaawansowanej ciąży). Nawet jeśli ktoś nie zna angielskiego – sam sposób śpiewu wskazuje, ile uczuć, ile emocji zawierają w sobie teksty. Czy będzie to lament za zaginionym na morzu ukochanym w „Jackie”, czy podszyty erotyzmem „I Want Your (Hands On Me)”, czy bardziej poetycki „Just Like You Said It Would B”, czy bardziej mistyczny „Jerusalem”, czy „Drink Before The War” opowiadający o przemocy tyleż tej wojennej, co tej codziennej, zmuszającej wrażliwą osobę do emocjonalnego zamknięcia się w sobie – z tych utworów bije prawda, autentyzm i szalona skala emocji i nastrojów. Zresztą, jak u wielu wykonawców z Zielonej Wyspy, czuje się w tych nagraniach niezwykłą dawkę podskórnie pulsującego gniewu. Tak, że tylko wrzasnąć „Walcz z wrogiem!” i na barykady.