ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Michael, George ─ Faith w serwisie ArtRock.pl

Michael, George — Faith

 
wydawnictwo: Columbia 1987
dystrybucja: Sony Music Polska
 
1. Faith (Michael) [03:16]
2. Father Figure (Michael) [05:36]
3. I Want Your Sex (Parts I & II) (Michael) [09:17]
4. One More Try (Michael) [05:50]
5. Hard Day (Michael) [04:48]
6. Hand To Mouth (Michael) [04:36]
7. Look At Your Hands (Michael, Austin) [04:37]
8. Monkey (Michael) [05:06]
9. Kissing A Fool (Michael) [04:35]
10. Hard Day (Shep Pettibone Remix) (Michael) [06:29]
11. A Last Request (I Want Your Sex Part III) (Michael) [03:48]
 
Całkowity czas: 58:05
skład:
George Michael – Lead Vocals, Backing Vocals, Keyboards, Guitar, Bass, Drums, Percussion. Robert Ahwai – Guitars. J.J. Belle – Guitars. Hugh Burns – Guitars. Roddy Matthews – Guitar. Chris Cameron – Piano, Church Organ, Keyboards, Backing Vocals. Betsy Cook – Keyboards. Danny Schogger – Keyboards. Deon Estus – Bass. Ian Thomas – Drums. Andy Duncan – Percussion. Steve Sidwell – Horns. Jamie Talbot – Horns. Rick Taylor – Horns. Paul Spong – Horns. Malcolm Griffiths – Horns. Mark Chandler – Horns. Steve Waterman – Horns. Shirley Lewis – Backing Vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,8
Arcydzieło.
,3

Łącznie 20, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
08.01.2012
(Recenzent)

Michael, George — Faith

Ćwiara minęłaTM AD 1987!

Tak pierwotnie planowałem, żeby to właśnie „Faith” rozpoczęła cykl ćwiarowy w tym roku. Do tego recenzja ta miała się ukazać 1 stycznia – tak na dobry początek roku (2012 – jak już ma być ten koniec świata, to przynajmniej efektownie zacznijmy ten rok). Wojtek jednak ładnie prosił, żeby najpierw wrzucić Basię, to zaczęliśmy od Basi. Ale co się odwlecze…

Georgios Kyriacos Panagiotou – urodzony w północnym Londynie 25 czerwca 1963 syn cypryjskiego Greka i Angielki – o karierze muzyka marzył już w szkole. Jako nastolatek zetknął się z rówieśnikiem, któremu również marzyła się scena. Panagiotou i Andrew Ridgeley zaprzyjaźnili się ze sobą. Georgios – już wtedy występujący jako George Michael – zaczął muzyczną karierę od DJowania w klubach, potem był założony m.in. z Ridgeleyem i jego bratem zespół ska. A potem, w roku 1981, zaczął się Wham!

Podział ról był prosty: Michael jest głównym wokalistą i dostarczycielem lwiej części repertuaru, a z czasem też instrumentalistą i aranżerem – Ridgeley oprócz grania na gitarze i sporadycznego dostarczania pomysłów na piosenki pracuje nad wizerunkiem zespołu. Debiutancka płyta Wham! „Fantastic” – choć od strony artystycznej taka fantastyczna wcale nie była – przyniosła kilka sporych przebojów, na razie głównie w Wielkiej Brytanii. Wydany w roku 1984 „Make It Big” rzeczywiście zrobił z muzyków gwiazdy – zresztą album ten zaczynał się od „Wake Me Up Before You Go-Go” i kończył „Careless Whispers”… Wham! to było wręcz wcielenie glorious eighties – tak pod względem muzyki, jak i wizerunku, aranżu, stylistyki wideoklipów, mody… Michael i Ridgeley stali się bożyszczami nastolatek. Co zwłaszcza temu pierwszemu wadziło coraz bardziej. George’a ciągnęło do bardziej ambitnej muzyki, do bardziej wyrafinowanej publiczności niż rozpiszczane małolaty. I coraz częściej zastanawiał się na podjęciem solowej kariery. Jeszcze była trasa po Chinach, jeszcze singel „Last Christmas”, ostatni album, wielki koncert na Wembley w czerwcu 1986 i… Michael był wolny. Mógł nagrywać na własny rachunek.

George Michael wiedział, że świat oczekuje od niego płyty co najmniej dobrej, będącej komercyjnym sukcesem. Nad „Faith” pracował długo – około roku: komponował, produkował, pisał całkiem ambitne teksty, po stachanowsku sam grał na zdecydowanej większości instrumentów… Najpierw ukazały się single „I Want Your Sex”, “Hard Day” (tylko w Stanach), „Father Figure”, „Faith”. Album „Faith” ujrzał światło dzienne 30 października 1987.

25 milionów sprzedanych egzemplarzy, 1.miejsce na listach najlepiej sprzedających się albumów muzyki R&B i muzyki pop – trudno pominąć ten album, gdy mowa o muzyce popularnej lat 80. Nietrudno zauważyć, że całość, choć brzmieniowo jak najbardziej zgodna ze standardami swojej dekady – dużo elektroniki, zarówno jeśli chodzi o tło, jak i o figury rytmiczne i basowe, charakterystyczne brzmienie elektronicznych tykw Simmonsa – mocno zakorzeniona jest w korzennie czarnej muzyce (stąd sukces na listach R&B). Toć takie “Faith”, otwarte podniosłym brzmieniem kościelnych organów (swoiste requiem dla Wham!) ma w sobie dużo z soulu (sprytnie pożenionego z elementami rockabilly), już nie mówiąc choćby o podniosłej balladzie „Father Figure”. Zresztą interpretacje wokalne Michaela wyraźnie siedzą korzeniami w klasycznym afroamerykańskim soulu. „I Want Your Sex (Parts I & II)” zbudowany jest na masywnej figurze perkusyjnej, gdzie syntezatorowy, głęboki puls uzupełniają różne przeszkadzajki; do tego, Michael lubi tu przepuścić swój głos przez różne elektroniczne zniekształcacze. „One More Try” to bardzo ejtisowa ballada: potężne, charakterystyczne brzmienie bębnów Simmonsa plus znakomita interpretacja wokalna. „Hard Day” i „Hand To Mouth” to z kolei przede wszystkim wyeksponowane, potężnie brzmiące figury basowe. „Monkey” bardzo udanie przenosi funkową rytmikę i ekspresję w świat potężnie brzmiącej, ejtisowej elektroniki. Na koniec podstawowej części płyty mamy ciepłą balladę „Kissing A Fool”. Wersję CD uzupełniają jeszcze: hałaśliwy remiks „Hard Day” i trzecia część „I Want Your Sex” – stonowana ballada z fajną, cooljazzową solówką trąbki.

Niezależnie od wszelkich zakrętów, na jakie kariera Michaela natrafiła w latach 90. i później, ten album zapewnia mu miejsce w muzycznym Panteonie: trudno znaleźć płytę, która tak zgrabnie definiuje muzykę popularną barwnej dekady znanej jako glorious eighties. I która w ćwierć wieku po premierze – w przeciwieństwie do sporej części płyt pop z lat 80. – brzmi nadal całkiem świeżo i intrygująco. Do tego, w przeciwieństwie do wielu przebojowych płyt z epoki, gdzie obok kilku świetnych singli mamy same wypełniacze - spora część tych niesinglowych kompozycji robi bardzo dobre wrażenie: może nie wystawiono ich na single, ale to nie są odrzuty, to też są bardzo udane piosenki. Bardzo dobry album – tak po prostu.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.