Ćwiara minęła!
Voo Voo to na polskiej scenie rockowej swoisty ewenement. Wojciechowi Waglewskiemu udaje się połączyć dwie różne rzeczy: istnieje w mediach, jest rozpoznawalny, cieszy się popularnością – a zarazem tworzy muzykę zupełnie własną, nie poddaje się modom, nie ulega na ślepo nowym trendom, nowym brzmieniom, ale raczej korzysta z nich po swojemu, stara się zaasymilować z nich to, co najlepsze.
Najpierw był najeżony muzycznymi indywidualnościami muzyczny projekt Zbigniewa Hołdysa – I Ching; z I Chingu wyłoniła się supergrupa Morawski Waglewski Nowicki Hołdys – obie te formacje nagrały po jednym, bardzo dobrym albumie. A potem Waglewski postanowił nawiązać do swoich muzycznych korzeni. Do czasów Osjanu. Wspólnie z sekcją rytmiczną Morawski-Nowicki i kilkoma gościnnymi perkusistami założył nowy zespół – Voo Voo.
Na swoim debiucie Voo Voo łączy nowofalowe brzmienie MNWH z surrealizmem typowym dla poczynań Osjanu i elementami etnicznymi w brzmieniu. Ta nowa fala dominuje w pierwszej części płyty. Choć akurat „Wizyta I” ma w sobie może więcej z post punku. Pozostałe trzy części to zdecydowanie stylistyka nowej fali, surrealistyczny tekst, hipnotyczne figury basowe, różne dziwne efekty brzmieniowe, specyficzna aranżacja (bardzo wysoka „góra” z wtopioną w brzmienie delikatną czelestą, bardzo niski „dół”, rozbudowana sekcja perkusji, a w szerokiej przestrzeni pośrodku dominuje nieco matowy głos Waglewskiego)…
„f-1” to melorecytacja oparta na dziwnych brzmieniach drumli i sygnałówki. „Faza I” to powrót do rockowego grania: przycinana partia gitary, wyeksponowana gitara basowa… W „Fazie II” pojawia się jeszcze ekspresyjna melorecytacja. „Faza IV” łączy nowofalowe granie z podawanym jakby od niechcenia, „opowiadanym” tekstem. A całość kończy się oniryczną, odjechaną „Fazą”. Z wyeksponowaną, oszczędną, nieco orientalną w brzmieniu gitarą akustyczną.
Do nietypowych aranżacji dodajmy jeszcze warstwę tekstową (gdzie pod warstwą surrealizmu ukryte są niezbyt pocieszające obserwacje na temat przemijania i wyobcowania) i otrzymamy bardzo intrygującą, wciągającą płytę. Która do dziś – mimo iż brzmienie mocno pachnie standardami lat 80. – nie zestarzała się.