Jaki wpływ na prog metal miał Queensrÿche powinien wiedzieć każdy miłośnik gatunku. Takie albumy jak: Operation: Mindcrime, Rage for Order czy Empire to już jego klasyki. Jak zatem trzyma się prekursor gatunku nazywanego popularnie metalem progresywnym? Po przeciętnym American Soldier poprzeczka zawisła nisko i kapela miała duże pole do manewru, żeby wydać coś ciekawego. W tym roku światło dzienne ujrzał Dedicated to Chaos.
W pierwszym utworze - Get Started - od razu nasuwa się pytanie: czy aby na pewno słucham nadal prog metalowej kapeli? Jest prosto ale jednocześnie z ładną sekcją rytmiczną, nastawioną głównie na bass. Geoff Tate śpiewa poprawnie, bez wysokich dźwięków, ale przyjemnie dla ucha. Wrażenie po pierwszym utworze średnie, przechodzimy dalej... I zaczynają się schody. Nie ma sensu opisywać każdego kawałka z osobna, ponieważ są prawie identyczne, oklepane i zagrane na podobnym schemacie; nawet całkiem przyjemne brzmienie nie pomaga w słuchaniu. Rozumiem - nagrać płytę prostą bez technicznych ewolucji, ale za to nastawioną na ładne melodie... Co sprawdziło się chociażby w Rush Presto czy Yes 90125. Na Dedicated to Chaos nie ma zbytnio na co nadstawić ucha. Większość utworów to proste, powtarzające się kompozycje bez ciekawych melodii i zagrane na jedno kopyto. Edycja specjalna zawiera aż 16 utworów i większość z nich jest po prostu nudna, ale kilka kawałków można uznać za udane. Hot Spot Junkie to energiczny numer z przyjemnym motywem na gitarze. Mile zaskoczył mnie Around The World - melodyjny utwór z ładnymi akordami na gitarze i fortepianie. Higher wyróżnia się świetną sekcją basową i to jest chyba najbardziej złożony pod względem technicznym utwór na płycie. Najlepszym kawałkiem na płycie jest zdecydowanie At the Edge. Wolny wstęp, następnie energiczne wejście i ponownie wybijający się ponad inne instrumenty bass. Big Noize natomiast jest ładnym, melancholijnym utworem.
Dedicated to Chaos mógł być przyjemnym, hard rockowym albumem w stylu Hear in the Now Frontier. Razi w nim schematyczność, brak pomysłu i nuda. Nawet Geoff Tate śpiewa jakoś bezpłciowo. Płyta może nie jest zbyt długa, ale przytłacza ilość utworów - w większości nudnych i męczących. Proponuję panom z Queensrÿche przejść na zasłużoną emeryturę, bo zrobili wiele dobrego w świecie progresywnym, ale od czasów Tribe nie wydali nic ciekawego i wątpię by ten stan uległ zmianie.