Minimum Vital mieliśmy okazję poznać podczas Festiwalu Rockowej Muzyki Progressywnej w Zielonej Górze w czerwcu '98 , na któym zagrali na zaproszenie Piotra Fijałkowskiego - organizatora imprezy. Występ zespołu zostawił po sobie niezapomniane wrażenie jak i ten właśnie album, którego zaszczyt przedstawienia Wam wziąłem na siebie.
Znając zaledwie jeden album - La'Source z ciekawością przysłuchałem się jak to brzmi na żywo. Zespół udowodnił swoją klasę budząc zainteresowanie pozostałych obecnych w festiwalowym amfiteatrze muzyków. Wnioski nasuwają sie same - Oni po prostu bawią się dźwiękiem.
Jednak od strony studyjnej ta sprawa wygląda inaczej. Porównując obecny album do La'Source, muszę przyznać, iż wcześniejszy miał odmienny klimat - utwory zaaranżowane w stylu przypominającym kompilację rocka z muzyką średniowieczną -co budziło zainteresowanie. Album Esprit d'Amor jest wesoły - czyli tworzy (jak zawsze) kontrast z nazwą zespołu. Grupa postarała się, aby album brzmiał wyśmienicie - ale jednak. Pierwszy utwór rozpoczyna się ciekawie - każdemu kolejnemu jednak czegoś brakuje. Większość budzi zainteresowaniem jednak nie wszystkie utwory spełniają oczekiwania wybrednego słuchacza. Nie brak popisów instrumentalno-wokalnych z jakich przecież Minimum Vital słynie, nie brak dynamicznych momentów oraz zawrotnych melodii do jakich przyzwyczajali słuchaczy jeszcze w latach 80-tych. Jednak po przesłuchaniu całej płyty miałem dość - za dużo jak na jeden raz. Zespół poszedł na całość - i chyba to właśnie jest słabą stroną tego wydania. Co trzeba im przyznać - mistrzowsko wykonują utwory - mają swój własny styl - a ten album jeszcze bardziej rozbudza chęć ponownego zobaczenia i usłyszenia Minimum Vital na koncercie ...