Poprzednia płyta Iluvatar Children bardzo mi się podobała i, jak już napisałem na stronie z zapowiedziami, liczyłem na to, że A Story Two Days Wide... będzie następnym krokiem w rozwoju. 4 lata to w końcu wystarczająco dużo czasu, by spokojnie przygotować i nagrać świetny album.
Zespół nie zmienił zasadniczo swojego stylu - nadal jest to melodyjny art-rock w typowo amerykańskim stylu, mocno inspirowany dokonaniami Genesis, Yes i Marillion. Wyrazistości Iluvatarowi dodaje charakterystyczny głos wokalisty, który mi przynajmniej się podoba. Niestety, mimo, że A Story... nie odbiega stylistycznie od Children, odnoszę wrażenie, jakby zespół stracił większość ze swoich atutów. Przede wszystkim dotyczy to gry gitarzysty. Poprzednio partie gitary były wyróżniającym się elementem muzyki - tutaj gitara jest bardziej schowana i nie prowadzi melodii, najczęściej ograniczając się do podkładu. Wszystkie instrumenty jednakowo wyeksponowane - co w tym przypadku nie jest zaletą. Zespół stara się grać dynamiczniej niż na Children i czasem wydaje mi się, że muzycy próbują na siłę zapełnić muzyczną przestrzeń. Wychodzi z tego progresywna szamotanina, niezbyt przemawiająca do słuchacza. Dużą winę ponosi słaba produkcja, nie potrafiąca podkreślić wiodącego tematu i gubiąca gdzieś ten klimat, który tak podobał mi się na Children. Bo dobrych melodii można tu trochę znaleźć - np. w otwierającym Sojourns, Dreaming With The Light On, czy Indian Rain. Na całej, 60-minutowej płycie, jest sporo do poodkrywania i płyty słucha się z biegiem czasu coraz lepiej, szkoda tylko, że musimy przedzierać się przez chropowate aranżacje.
Płyta jest zatem nienajgorsza i na pewno znajdzie zwolenników wśród fanów post-marillionowskiego grania, ja się jednak trochę zawiodłem. Obok wcześniej opisanych braków, trudno pochwalić wtórność zespołu, zarówno wobec poprzedników, jak i własnych dokonań. Panowie próbują powielać własne patenty i np. Indian Rain jest skomponowany wg receptury The Final Stroke. Szkoda tylko, że mu nie dorównuje. Minione 4 lata były dla Iluvatara stracone - zapewne zamiast muzyką panowie zajmowali się prozaicznym zarabianiem na życie...