ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Karnivool ─ Sound Awake w serwisie ArtRock.pl

Karnivool — Sound Awake

 
wydawnictwo: Sony Music Polska 2009
 
1. Simple Boy [5:47]
2. Goliath [4:38]
3. New Day [8:21]
4. Set Fire to the Hive [4:28]
5. Umbra [7:51]
6. All I Know [4:54]
7. The Medicine Wears Off [1:50]
8. The Caudal Lure [6:16]
9. Illumine [5:13]
10. Deadman [12:04]
11. Change [10:47]
 
Całkowity czas: 72:08
skład:
Drew Goddard - g/ Ian Kenny - voc/ Jon Stockman - b/ Mark Hosking - g/ Steve Judd – dr
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,13
Arcydzieło.
,7

Łącznie 32, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
13.02.2011
(Recenzent)

Karnivool — Sound Awake

Panie i Panowie – mamy odkrycie! No, a przynajmniej ja je mam.

Karnivool to zachodnioaustralijski zespół rodem z Perth. Niemłody, założony w 1997 roku. Jego nazwa może być myląca, szczególnie dla progrockowych wyjadaczy. Ja sam początkowo zastanawiałem się, czy w ten sposób zespół nie chciał oddać hołdu grupie Emerson, Lake & Palmer, która na swoim wydanym w 1973 roku longplayu Brain Salad Surgery zamieściła blisko półgodzinną, wielowątkową kompozycję Karn Evil 9. Pod rozwagę brałem także możliwość, że nazwa tego australijskiego bandu jest może jedną z tych nowomodnych konstrukcji, w celu uzyskania dodatkowych znaczeń łączących w wymyślny sposób kilka słów, w tym przypadku angielskie incarnate (‘wcielać, ucieleśniać’) i evil (‘zło’), które razem, przycięte i zgrabnie ujęte w jednym terminie „Karnivool” oznaczać by miały – przy okazji w nawiązaniu do wyrażenia the devil incarnate (‘diabeł wcielony’) – „zło wcielone”. Kres moim nietrafnym domysłom położyło dopiero przeczytanie na stronie serwisu AllMusic biografii zespołu, z której wynika, że miano swe zawdzięcza on przekształceniu żartobliwego określenia „a bunch of clowns” (‘banda klownów’), jakim obdarzono pierwszych członków grupy w rodzinnym Perth (bliżej więc słówku Karnivool – także poprzez asocjacje z klaunowaniem, wygłupami i zabawą - do podobnie czytanego carnival, tj. ‘karnawał’). Chłopcy – ówczesny skład grupy uczęszczał do high school – początkowo kowerowali Carcass (kto nie czuje awersji do ekstremalnych form ekspresji muzycznej, a nie zna tej brytyjskiej legendy death metalu, temu z góry polecam ciężką, choć melodyjną i w niemałej mierze progresywną płytę Necroticism – Descanting the Insalubrious z 1991 i łagodniejszą od niej Heartwork z 1993) i Nirvanę (nic nie polecam, primo – wszyscy to znają, secundo – nie przepadam za twórczością ekipy Cobaina), często mieszając ich kompozycje ze swoimi numerami. Po pewnym czasie skoncentrowali się na wykonywaniu własnych kawałków, co zaowocowało pierwszymi epkami, Karnivool w 1999 roku i Persona w 2001. W początkowym okresie działalności skład grupy podlegał pewnym przetasowaniom, by dopiero po wydanym w 2005 roku właściwym debiucie ustalić się na dobre w formie kwintetu, który tworzą: wokalista Ian Kenny, gitarzysta prowadzący Drew Goddard, drugi gitarzysta Mark Hosking, basista Jon Stockman i perkusista Steve Judd.

Pierwszy album długogrający, Themata, wypełniony został materiałem skomponowanym po większej części przez Goddarda. Znalazły się na nim wcale niezłe numery, choć – jak dla mnie – w wyrazie nazbyt grunge’owe czy nu metalowe, częstokroć przesadnie popadające w tanią słodycz i ckliwość, a przez to pozbawione smaku i przysłowiowego pazura. Płyta ta zebrała jednak entuzjastyczne recenzje krytyków, przysporzyła też grupie wiernych fanów.

Nieporównanie większą spójność i oryginalność zaprezentował zespół na opisywanym wydawnictwie, czyli na swoim drugim longplayu, wydanym w Australii już w 2009 roku Sound Awake, u nas jednak dopiero od niedawna dostępnym, odznaczającym się większą niźli debiut pomysłowością, lepszą techniką wykonania oraz ciekawszą aranżacją tak poszczególnych kompozycji, jak i całego albumu, na którym po prostu słychać już zdecydowany zamysł twórczy. Muzykę zespołu można by określić jako fuzję stylów takich grup, jak Tool, A Perfect Circle, Porcupine Tree, Anathema, Katatonia, Red Hot Chili Peppers, Radiohead czy Soundgarden. Nie jest ona przy tym pozbawiona własnego, melancholijno-ekspresjonistycznego piętna. Stanowi to tyleż zasługę instrumentalistów, co operującego ładnym a wysokim głosem wokalisty, który potrafi oddać szeroką gamę odczuć i emocji.

Płytę wypełnia jedenaście kompozycji, stanowiących udaną mieszaninę alternatywy z progresją, ku której Karnivool skłania się dużo wyraźniej niż na debiucie. Umiejętnie wplata też do swej muzyki różnorakie elementy stylistyczne, dla przykładu industrialne, a nawet popowe. Zgromadzony na płycie materiał pełen jest zapadających w pamięć rytmów i melodii. Sekcja rytmiczna daje szczególny popis swych umiejętności w krótszych, bardziej zwartych kawałkach, takich jak otwierający płytę świetny Simple Boy, następujący po nim Goliath, Illumine czy Set Fire to the Hive. Wielbiciele Toola z radosnego wrażenia aż zastrzygą uszami słuchając rozkiełznanego basu i mocnej perkusji w tym ostatnim, a i w wielu innych momentach tej płyty, opartej na masywnych, a często granych unisono przez gitarę i bas riffach. Są na Sound Awake i łagodniejsze utwory, jak na przykład nieskomplikowany, lecz trafiający tam gdzie trzeba poprockowy All I Know, czy trochę bardziej od niego wyszukany, miejscami może ciut przesłodzony, niemniej przyjemnie kulminujący New Day. Mocno à la Porcupine Tree jest tęsknie a gustownie rozpoczęta Umbra. Cały album został zręcznie poprzetykany to krótszymi, agresywniejszymi numerami, to znów bardziej rozbudowanymi i wolniej rozwijającymi się kompozycjami. Płytę zamykają właśnie najdłuższe na niej, przeszło dziesięciominutowe Deadman i Change (ten tytuł niemalże taki sam jak ostatniego utworu na Themata, co wcale nie jest bez znaczenia), z których każda przynosi porządne progrockowe wrażenia.

Karnivool na Sound Awake nie przynudza jak Anathema i nie jest przesadnie depresyjny jak Katatonia. Nie umieścił też na swoim ostatnim wydawnictwie takich „przegiętych” pościelówek, jakimi od jakiegoś czasu z coraz większym upodobaniem raczy swoich fanów Dream Theater. Ba, na Sound Awake znajdzie się więcej „fajnych” kompozycji niż na poszczególnych płytach Porcupine Tree, choć przyznać trzeba, że utworów tak szlachetnie brzmiących, jak Don’t Hate Me czy Dark Matter, na omawianym wydawnictwie słuchacz nie uświadczy. Niemniej, jeżeli ktoś nie może doczekać się na kolejną płytę Toola, ponadto w jakimś stopniu podziela moje wyrzuty czynione wspomnianym zespołom, dalej - szuka czegoś nowego a interesującego, mającego zadatki na znalezienie się w ścisłej światowej czołówce sceny rocka i metalu, no może nie progresywnego, gdyż ciężko byłoby jednak wygryźć Dream Theater, Porcupine Tree czy Pain of Salvation, ale alternatywnego z pewnością tak, ten powinien zapoznać się z ostatnim dziełem Karnivoola. Bo choć to jeszcze nie arcydzieło (zaznaczyć trzeba od razu, że powinno ono być w przypadku australijskiego bandu jedynie kwestią czasu), to jednak to płyta dobra, nawet bardzo, właściwie porywająca. Dziewięciu gwiazdek jednak nie dam, gdyż stylistyka grupy na razie zbyt mocno przypomina Toola, co zresztą jest jednym z niewielu zarzutów, jakie można pod adresem omawianego wydawnictwa bez ogródek poczynić.

Nawiązując do tytułu płyty, pozwolę sobie skierować do czytelników następujące wezwanie: People Awake and buy it! Jak bowiem napisał jeden z recenzentów, głosuje się również portfelami, a bez wsparcia tych ostatnich Australijczycy mogą nie mieć możliwości nagrania więcej równie interesujących płyt. A dobrze by też było, gdyby po ewentualnym komercyjnym sukcesie Sound Awake panowie, już zasobni i pewni siebie, zupełnie zerwali z wyczuwalną na płycie komercjalizacją materiału. Bo przecież muzyka to nie pieniądz, a sztuka. Choć bez mamony ta ostatnia długo nie pociągnie. Powtarzam więc: People Awake!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.