Każdy meloman zna uczucie muzycznego oświecenia. Natykamy się przypadkiem (choć owych jak wiadomo nie ma) na jakiegoś artystę, który momentalnie kradnie nasze serce. Od pierwszych dźwięków czujemy że to jest to, że tego właśnie nam w danej chwili trzeba. Potem zagłębiamy się w świat dźwięków owego artysty i pytamy: Kurde, jak mogliśmy bez tego żyć? Jednym z takich moich oświeceń był pierwszy kontakt z muzyką panny Emilie Autumn (zwanej dalej EA).
Piosenkę "Opheliac" odpaliłem "ot tak", błądząc po wiadomym serwisie internetowym. Nastrojowe intro na klawesynie otwierające ten utwór od razu wzbudziło zainteresowanie. Bo jak to tak... Klawesyn!? Tak, klawesyn. Potem dołączyły do niego skrzypce i elektroniczny, bogaty beat perkusyjny (tu zapaliła się lampka "industrial"). No i oczywiście wokal EA, momentami z wrzuconą silną dystorcją. Byłem oszołomiony tą nietypową mieszanką stylów i dźwięków. Mieszanką wybuchową! W piosence naprawdę wiele się dzieje, przyspiesza, zwalnia, a wszystkie instrumenty doskonale współgrają tworząc różne nastroje. Z początku niemożliwym jest wszystko wyłowić, trzeba naprawdę SŁUCHAĆ by ogarnąć te „zamieszanie”. Każda nutka, każde uderzenie perkusji świetnie ze sobą współgrają - da się przy okazji zauważyć silny wpływ muzyki klasycznej. Wszak panna EA była swego czasu w konserwatorium jako młoda, obiecująca skrzypaczka. Ze szkoły odeszła, gdyż... to polecam obadać samemu... Utwór Opheliac służy jako wizytówka stylu EA - zawiera prawie wszystkie jego elementy i stanowi świetne otwarcie albumu. A co z resztą albumu?
Po silnym pierwszym uderzeniu bywa różnie. Niektóre kawałki przyswaja się szybko, niektóre trochę oporniej. Niektóre wydają się wyraźnie ciekawsze od innych. Niektóre zdają się być odrobinę rozwleczone... Co ważne jednak, każdy kawałek jest odmienny. Każda piosenka posiada jakąś cechę, która nie pozwala nam się nudzić i nie powoduje wrażenia deja vu. Tu pozwolę sobie wyróżnić kilka utworów: "Liar" - świetne, mocne partie skrzypcowe (tzw. Devil's chord rządzi!); "Art Of Suicide" - bardzo dobry tekst i ciekawa aranżacja; "I Want My Innocence Back" - specyficzna, niepokojąca atmosfera; "Dominant" - jedyny instrumentalny utwór, mocny punkt albumu; ”God Help Me” – imponujący popis wokalny EA.
Przy słuchaniu "Opheliac" polecam zapoznać się bliżej z tekstami. EA to nie kolejna „sexy gwiazdka” śpiewająca o... imionach męskich... Teksty są pełne gniewu, ale także ironii i sarkazmu. Artystka podchodzi do ciężkich tematów ze zdrowym dystansem. Da się łatwo zauważyć ciekawy styl ubierania wszystkiego w słowa - sprytny i niekonwencjonalny. Co do warstwy wokalnej - ekspertem od skali głosu itd. nie jestem... EA nie jest wybitną wokalistką, ale jej sposób śpiewania jest (jak cała ona) nietypowy i pełen ekspresji. Zaznaczę, że mi osobiście najbardziej podobają się liczne chórki pełne różnych harmonii, dysonansów i głosów - w całości nagrywane, tak jak reszta muzyki, przez samą EA.
"Opheliac" to kawał dobrej, aczkolwiek bardzo specyficznej muzyki - nie dla każdego. Gotycko-industrialno-wiktoriański styl EA jest jedyny w swoim rodzaju. Niepodważalny talent i wyobraźnia artystki stawiają ją wysoko na mojej liście ulubionych muzyków. Klimatu jaki owa Pani potrafi wytworzyć nie da się porównać do niczego innego. Zachęcam do zapoznania się z twórczością Emilki. Wykracza ona poza muzykę („Opheliac” plus kilka innych albumów) - to cały świat wykreowany przez EA; taka alternatywna rzeczywistość. Ciężko to opisać - najlepiej pogrzebać w Internecie i samemu się przekonać... Gorąco polecam!