ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Buckethead ─ The Elephant Man's Alarm Clock w serwisie ArtRock.pl

Buckethead — The Elephant Man's Alarm Clock

 
wydawnictwo: TDRS Music 2006
 
1. "Thai Fighter Swarm" 2:32
2. "Final Wars" 4:08/ 3. "Baseball Furies" 2:38/ 4. "Elephant Man's Alarm Clock" 3:21
5. "Lurker at the Threshold Part 1" 3:51/ 6. "Lurker at the Threshold Part 2" 2:05/ 7. " Lurker at the Threshold Part 3" 2:12/ 8. "Lurker at the Threshold Part 4" 1:31/ 9. "Oakridge Cake" 3:28/ 10. "Gigan" 2:29/ 11. "Droid Assembly" 3:14/ 12. "Bird with a Hole in the Stomach" 4:47/ 13. "Fizzy Lipton Drinks" 10:58
 
Całkowity czas: 47:20
skład:
Gitary: Buckethead / Bas: Bootsy Collins (utwór nr 12)/ Produkcja, miksowanie, programowanie: Dan Monti
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,1

Łącznie 6, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
11.03.2010
(Gość)

Buckethead — The Elephant Man's Alarm Clock

Budzik… wróg wielu: uczniów, osób wstających rano do pracy i tych, którzy mają wolne, ale zapomnieli go wyłączyć. Żyje w ciągłym strachu przed uderzeniami, upadkiem z wysokości i innymi zagrożeniami. Nie ma łatwo, ale taka jego praca… Gitarzysta Buckethead na swoim albumie „The Elephant Man’s Alarm Clock” przedstawił swoje pomysły na „budzikowe” brzmienia. Tylko czy Człowiek Słoń, ba! ktokolwiek rzeczywiście chciałby je słyszeć codziennie rano?
 
Siedemnasty solowy album Bucketheada oferuje charakterystyczne elementy, często spotykane na płytach muzyka: instrumentalne kawałki, dobrze brzmiącą, ciężką gitarę, programowaną perkusję (zamiast „żywej”) i niezły bas w tle. Tym razem jednak pojawił się miły gość, który użyczył swojego talentu. Znany basista i serdeczny przyjaciel Kubła, Bootsy Collins pojawia się gościnnie w jednym z utworów, dając czadu na swoim Kosmicznym Basie. Przyjrzyjmy się więc może, co w „budziku” piszczy…
 
Kompozycja otwierająca – „Tai Fighters Swarm” to jeden z najbardziej szalonych i odjechanych kawałków Bucket’a. Superszybkie tempo i istna gitarowa orgia to jego znaki charakterystyczne. Piosenka ta pełna jest wykręconych, zeschizowanych wręcz dźwięków. Zawiera też naprawdę niezłe, brutalne riffy. Nie poleciłbym jej jednak jako dźwięk budzika, chyba, że ktoś ma wyjątkowo mocne nerwy. Im dalej w… budzik, tym robi się ciekawiej i bardziej zróżnicowanie. „Final Wars” i „Baseball Furies” to esencja Kubłogłowego – świetne riffy, które szybko zapadają w pamięć, wspaniałe solówki i… chwytający za serce, rozbudowany i melodyjny motyw w „Final Wars”. Nic dziwnego, że obie te piosenki regularnie wykonywane są na koncertach. Tytułowy „Elephant Man’s Alarm Clock” to połączenie kubełkowych dziwnych i oryginalnych brzmień ze smacznymi motywami gitary rytmicznej i odrobiną flagowego shreddowania – efekt zdecydowanie imponujący. Następne cztery utwory to tak naprawdę jeden, długi kawałek rozłożony na części. Jest bardzo zróżnicowany, a łatwość z jaką Buckethead żongluje motywami budzi szacunek. „Lurker At The Threshold” zawiera w sobie wszystko: spokojne, nastrojowe melodie, ostrzejsze, agresywniejsze momenty (w tym wspaniałe solo, które aż kipi od emocji). Napięcie w piosence wzrasta do tego stopnia, że niemalże rozrywa głośniki, Kubeł nie szczędzi nam genialnych riffów
i zagrywek, a szczęka sięga coraz niżej podłogi. Majstersztyk!
 
Uffff, po takiej dawce Kubeł (zapewne w trosce o nasze tętniące serca) postanowił pójść w troszkę inne klimaty. Utwór numer 9 – „Oakridge Cake”, nie wyróżnia się na tle albumu niczym specjalnym. Dobry główny riff i ciekawie skonstruowany beat perkusyjny czynią tę piosenkę dobrą okazją na drugi oddech, tuż przed dwoma znacznie ciekawszymi. „Gigan” i „Droid Assembly”. W obu przypadkach mamy do czynienia zarówno z solidną gitarą rytmiczną jak i dawką dziwacznych dźwięków przypominających, nomen omen - roboty. Powoli zbliżamy się do finiszu płyty…
 
Dwa ostatnie utwory „kubełkowego budzika”, czyli „Bird With A Hole In The Stomach” i „Fizzy Lipton Drinks” (nawiązanie do filmu „Willy Wonka and the Chocolate Factory”) stanowią doskonałe zamknięcie całej płyty. Należą do tego typu utworów, które od razu kołyszą słuchacza swoim rytmem i łatwo z głowy nie wychodzą. Pierwszy wymieniony „finiszer”, to ukłon w stronę funku, tyle że w trochę cięższym wydaniu. Ważną rolę pełni w nim gitara solowa, która w kilku momentach zrywa się drapieżnie i uderza
z wielką siłą. Nie można też nie wspomnieć o małym solu na basie wspomnianego Bootsy Collinsa, które dodaje przytupu i znacznie zwiększa współczynnik „funky”. Ostatni kawałek składa się z dwóch części, ale oddzielone są one ciszą i druga traktowana jest jako ukryty bonus. Właściwe „Fizzy Lipton Drinks”, to metalowe granie z ciekawie współpracującą gitarą rytmiczną i solową, a wspomniany bonus to najpewniej improwizowane, funkowe solo, które powoli prowadzi nas do końca całej płyty. Ciekawa rzecz.
 
W dalszym ciągu nie wiem, czy album ten nadawałby się na budzik dla kogokolwiek, ale wiem jedno… To kawał dobrej muzyki! Zawiera kilka z najlepiej rozpoznawanych piosenek pana B. i choćby dla nich warto po tę płytę sięgnąć. No a jak już się komuś naprawdę spodoba, to można spróbować „The Elephant Man’s Alarm Clock” jako pełnoprawny budzik, niekoniecznie dla siebie (*złowieszczy śmiech*)…
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.