Za „życia” Montrose trochę płyt posprzedawał, ale jednak nie na tyle dużo, żeby bardziej trwale zapisać się w masowej ludzkiej pamięci. A szkoda, bo przynajmniej debiut wart jest pomnika. Bardziej zagorzali fani Iron Maiden coś powinni kojarzyć, bo na stronie B singla „Be Quick Or Be Dead” znalazł się cover „Space Station #5”.
Historia Montrose zaczęła się w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, kiedy to znany gitarzysta Ronnie Montrose, mający za sobą współpracę z Herbie Hancockiem, Vanem Morrisonem czy Edgarem Winterem, postanowił założyć własny zespół (wokalistą został niejaki Sam Hagar, znany potem jako Sammy Hagar), który nazwał niezbyt wyszukanie - Montrose i pierwsza płyta też tak została zatytułowana. Była krótka, raptem nieco ponad pół godziny i zawierała osiem utworów. Z tych ośmiu przynajmniej pięć to rockowe perły najczystszej wody, które tylko z powodu niesprzyjających wiatrów nie stały się rockowymi klasykami - „Bad Motor Scooter”, „Rock The Nation”, „Space Station #5”, „I Don’t Want It” i jeszcze „Rock Candy”. „Good Rockin’ Tonight” to cover starego rhythm’n’bluesowego przeboju Roya Browna z 1948 roku. Co by tu jeszcze napisać?... W sumie nie ma o czym, tego trzeba posłuchać. Najlepiej głośno. I wstyd nie znać. Ja na nią trafiłem na początku lat dziewięćdziesiątych. Najpierw był krótki artykuł w takim piśmie, które nie istnieje, „Rock’n’Roll’, a potem Wojciech Mann kiedyś puścił ją w swojej audycji, podkreślając, że jest znakomita i że jest to jak najbardziej absolutny mus dla każdego szanującego się fana klasycznego rocka. Jak zwykle – miał rację. Z czasem płyta zyskała sobie status kultowej, a ponieważ dostęp do niej nie jest szczególnie trudny (kilka razy widziałem ją różnych sklepach) to mimo niespecjalnego powodzenia na liście przebojów w czasach, kiedy się pierwotnie ukazała, stałe zainteresowanie coraz to nowych słuchaczy pozwoliło jej do tej pory przyoblec się w szlachetną platynę. Jak na rzecz nagraną w 1973 roku – wypada cholernie nowocześnie. Śmiem zaryzykować twierdzenie, że wtedy jeszcze nikt tak nie grał, a Montrose wyprzedziło swoje czasy o jakieś pięć lat. Czy „Space Station #5” brzmi jak numer z początku lat siedemdziesiątych? Absolutnie nie. On brzmi jak rakieta.
Wielu krytyków muzycznych uważa debiut Montrose za pierwszy amerykański album heavy metalowy – nawet jeżeli jest w tym trochę przesady – to niewiele. A muzycy Van Halen uczciwie przyznają, że ten krążek był dla nich główna inspiracją podczas nagrywania swojego debiutu.