01. Opening Act 01:15 02. To Decant Souls 02:17 03. Quest of the Dolphin 05:50 04. Ephemeral Life Conductor 03:21 05. Self Mutation 04:45 06. Kahl Palyn 03:35 07. Acrid Nebula 04:26 08. Triton (the Light Guide) 05:34 09. The Obscure Periplus of Thanos 05:06 10. Der Waltz Von Gehangen 02:34 11. The Epileptic Modern Artistic Non-Believer 04:36 12. Little Princess 03:10 13. Synthesis 05:36
Całkowity czas: 52:05
skład:
Corrosive Bob : Lead vocals
Franck Kobolt : Lead and rhythm guitars
Nikos Kevorkian : Lead and rhythm guitars
Antoine Veidt : Bass guitar
Tarik Zulficar : Drums and percussions
Francja jakoś nie kojarzyła mi się z progmetalem. Nieliczne płody tamtejszych muzyków odtrącały i odstraszały kiepską realizacją i piejącymi wokalistami. Cymoryl, Manignance, nieszczęsne Adagio, Rest in peace... Jezusie, co jedno – to gorsze. Kiedy jeden z przyjaciół zarekomedował mi francuskie Symbyosis, prawie olałem je z góry – po wysłuchaniu próbek jednak opadła mi szczęka. Szczęśliwym trafem, już w niedługim czasie stałem się posiadaczem wydawnictwa „Crisis” – rewelacyjnej mieszanki prawdziwie nowoczesnych, progresywnych patentów. Wybebeszyłem średnio udaną okładkę i z radością postanowiłem ponaprzykrzać się sąsiadom – emerytom.
Symbyosis to rzeźnicza, ale jakże subtelna, pieszczotliwie wyprodukowana i odświeżająca poglądy na metal ciekawostka. Trzynastoutworowy album łączy w sobie wiele styli muzycznych – znajdziemy tu growl, piękne partie ciężkich, miażdżących gitar, grającą w porąbanych zdrowo podziałach perkusję... Trochę grindu, trochę elektroniki, klawisze tu i ówdzie, death, soliworkowe skojarzenia – ale przede wszystkim melodia, nieprzeciętna. Ten album zostaje w głowie na długo! O ile zanucenie go może przysporzyć niemało problemów, o tyle raz odsłuchane Symbyosis z pewnością przyciągnie po raz drugi w świat awangardowych, progresywnych i bardzo ciężkich dźwięków. To nowe oblicze progmetalu, gdzie piejący wokaliści zostają zastąpieni wyspecjalizowanymi, ekspresyjnie wrzeszczącymi, growlującymi maszynami zamkniętymi w ciałach wokalistów. Tutaj nie ma miejsca na kompromisy, nie ma pogiętych, ale bezcelowych zupełnie, powerowych galopad – każdy dźwięk ma swoje miejsce i rangę w kompozycji. Zamiast beznamiętnych, suchych, gumowych i zatęchłych kurczaków dostajemy samo mięso wysokiej klasy, czerwone i soczyste. Płyta jest długa, ale zupełnie się nie nudzi – w przeciwieństwie do wielu współczesnych produkcji.
„Crisis” to pierwsze tak naprawdę wydawnictwo Francuzów – przyznam, że wstrząsnęło mną, wbiło ćwieka, pokazało, że warto jeszcze czasem czegoś posłuchać bez marudzenia, jeśli marudzić nie ma na co. Realizacja jest w porządku, wszystko brzmi dosyć selektywnie, a razem tworzy mieszankę wybuchową. Z utworu na utwór lepiej, mocniej i bardziej wyrafinowanie. A całość jednak równa i uderzająca. Dla fanów brzmień, które wyrywają dechy z drzwi stojącej sobie spokojnie szafy – pozycja obowiązkowa. Ci, którzy szukają w progmetalu czegoś więcej ponad standardy, także po płytkę powinni sięgnąć. Z pewnością się nie zawiodą.
Ponoć Symbyosis bezskutecznie szuka wydawcy drugiej płyty, na którą materiał jest gotowy. Bez komentarza.
Płyta dostaje osiem punktów na dziesięć. Zasłużenie. Ja chcę Symbyosis na ProgPower... Buuu.