ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Minasian, David ─ Random Acts Of Beauty w serwisie ArtRock.pl

Minasian, David — Random Acts Of Beauty

 
wydawnictwo: Progrock Records 2010
dystrybucja: Mystic
 
1. Masquerade [12:32]
2. Chambermaid [8:53]
3. Storming The Castle [5:29]
4. Blue Rain [7:44]
5. Frozen In Time [14:37]
6. Summer's End [8:00]
7. Dark Waters [5:12]
 
Całkowity czas: 62:27
skład:
David Minasian - Keyboards, Grand piano, mellotron, harpsichord, moog, pipe organ, organ, cello, violin, oboe, flute, recorder, clarinet, french horn, cornet, dulcimer, sitar, voices), acoustic 12 string guitar, classical guitar, bass, drums, percussion, lead and harmony vocals / Justin Minasian / Electric lead and rhythm guitars, acoustic and classical lead guitars (2 - 7) / Guests: Andrew Latimer - guitars, vocals (1) / Guy Pettet - drums (3 & 5) / Don Ray Reyes Jr. - drums (5) / Nick Soto - Electric rhythm guitar (2)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,17
Arcydzieło.
,5

Łącznie 34, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
13.10.2010
(Recenzent)

Minasian, David — Random Acts Of Beauty

Na ten moment czekało wielu fanów Camela. No i stało się. Andrew Latimer – lider legendy progresywnego grania – po wielu latach, koniecznego niestety, milczenia – ponownie wydobył zupełnie nowe dźwięki ze swojej gitary, zapisując je na oficjalnej płycie.

Przypomnijmy. W 2007 roku zdiagnozowano u muzyka bardzo poważną chorobę krwi, wymagającą przeszczepu szpiku kostnego. Artysta oraz oczywiście jego formacja zaprzestali koncertowej i wydawniczej działalności a wielu miłośników grupy straciło nadzieję na usłyszenie premierowych dźwięków Wielbłąda. Na szczęście przeszczep się udał i… jak grom z jasnego nieba, całkiem niedawno, gruchnęła informacja o nowym nagraniu, w którym wziął udział Andrew Latimer. I choć te nowe dźwięki zagrane przez Latimera nie są firmowane nazwą jego zasłużonego zespołu (ostatni studyjny krążek Camela, „A Nod And AWink” ukazał się w 2002 roku), niemniej wielu serce zabiło, a być może i bije do dziś, zdecydowanie mocniej.

Tym bardziej, że muzykiem firmującym płytę, z którą Latimer powrócił, jest David Minasian – artysta, którego do wielkiej „camelowej” rodziny, spokojnie można włączyć. Bo ten amerykański multiinstrumentalista od wielu lat jest producentem i reżyserem płyt DVD Camela. To spod jego palców wyszły takie pozycje jak „Coming Of Age”, „Curriculum Vitae” czy "Moondances". Nie powinno zatem dziwić, że Latimer powrócił właśnie na krążku Minasiana.

Powyższe trzy akapity pokazują, że i ja uległem tak charakterystycznemu w muzycznym biznesie mechanizmowi - promowaniu krążka znanym nazwiskiem. No bo kawał tekstu już jest, a jakoś o muzyce niewiele. Nie szkodzi. I na to czas przyjdzie. Wszak z pewnością sam artysta był świadom, iż 99 % procent recenzji jego płyty będzie się zaczynało od słów o Latimerze. I tak od wielkiego powrotu, ubranego w patetyczne słowa, doszliśmy do… prozy muzycznego życia. Cóż: „biznes jest biznes”. Dzięki temu zdecydowanie więcej ludzi dotrze do tego bardzo ciekawego, albumu. A przecież o to chodzi…

A zaczyna się od tego, na co wszyscy czekali. Od ponad dwunastominutowej kompozycji „Masquerade”, w której solo zagrał sam „Mistrz” i w której pod koniec nawet zaśpiewał. To naprawdę ujmująca i ładna rzecz, a pojawiająca się w czwartej minucie gitara Latimera nie pozostawia absolutnie żadnych wątpliwości, kto na niej gra. Może to i za mocne porównanie, ale gdzieś w tle ukrywa się duch magicznej i bezwzględnie wielkiej solówki Latimera w „Ice” (kompozycja pochodząca z wydanego w 1979 roku albumu Camela “I Can See Your House from Here”).

Zatwardziali „camelowcy” (i przy okazji, być może nieco złośliwi) stwierdzą pewnie, że na tych dwunastu minutach krążek mógłby się skończyć. Nic bardziej mylnego! Bo resztę albumu wypełnia muzyka, może i zupełnie przewidywalna i ograna, jednak mająca w sobie sporo uroku, ciepła i piękna. Muzyka utrzymana w klimacie otwierającej „Masquerade” ale i mająca coś z dokonań Camela z lat dziewięćdziesiątych, a przede wszystkim z najpiękniejszych dla rocka – lat siedemdziesiątych.

Bo to w większości długie, utrzymane w majestatycznych tempach (odstępstwem od reguły jest dosyć krótki, rozpoczęty w stylu muzyki dawnej, „Storming The Castle”, niemalże hardrockowy w drugiej części), nastrojowe kompozycje trzymające się klasycznych zasad melodyjnego progrocka, z ciepłymi kawiszami, okraszone do tego naprawdę pięknymi solówkami. Nie wierzę, że wielbiciele takiego grania nie uklękną przy gitarowych majstersztykach w „Blue Rain”, czy w innym moim faworycie, „Summer’s End” (ja w każdym bądź razie, nieco zwapniały już „progowiec”, wymiękłem). Zatem dla przykładu, kochający The Moody Blues, czy The Barclay James Harvest, nie powinni zbyt daleko odchodzić od tej płyty.

Imponuje bogactwo instrumentalne, za które w większości odpowiada David Minasian (choćby mellotron, moog, organy, flet, wiolonczela, klarnet…) ale także jego 20 – letni syn, Justin, który zagrał tu na gitarach. Odstrasza nieco łopatologiczna i kiczowata okładka, z mało stylowymi czcionkami. Na szczęście to tylko drobiazg przy tak sporej dawce ładnej muzyki.
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.