Tak dla zdrowego współzawodnictwa z kolegą Dobasem (który i tak jest w tej dziedzinie bezkonkurencyjny ;)) postanowiłem także zrelacjonować płytkę pełną nieartykułowanych wrzasków, ultra szybkich technicznych łomotów i prawdziwego hardcorowego, chromatycznego hałasu. Wybrany przez mnie album, podobnie jak Dobasowe wynalazki, charakteryzuje się pełnią uroku, pomysłowością i nihilistycznym, wręcz sadomasochistycznym klimatem. Mowa o zespole Atomsmasher i debiucie pod tym samym tytułem.
Atomsmasher składa się tylko z trzech muzyków. Inicjatora projektu, gitarzysty, basisty, klawiszowca i producenta – Jamesa Plotkin’a, perkusisty Dave’a Witte’a a także krzykacza i eksperymentatora wokalnego Dj’a Speedranch’a. O każdym z tych dżentelmenów można napisać by książkę. James Plotkin to muzyczny pracoholik – brał udział już w ponad 80 projektach, często jako kluczowa postać odpowiedzialna za same kompozycje. W spektrum jego zainteresowań leży właściwie każda muzyka, od dark ambientu przez soundtracki do horrorow klasy Z, do artystycznego popu z domieszką ekstremalnych brzmień. Dave Witte to uznany w świecie grind core’a (jednego z najbardziej bezwzględnych odłamów rockowej religii) perkusista, znany choćby z takich zespołów jak Discordance Axis, Human Remains, Burnt By The Sun czy Black Army Jacket. Dj Speedranch natomiast, to muzyk związany z angielską ekstremalną sceną elektroniczną i noisową.
Wszystkich panów łączy jedno – chęć rozczepienia atomów w taki sposób aby wytworzyć muzyczną supernowę, o rozmiarach i blasku jakich wszechświat jeszcze nie widział.
Debiut Atomsmashera to jedenaście utworów i niespełna 40 minut muzyki – niektórzy powiedzą, że to o 40 za dużo, inni że to w sam raz (ja ;))... nie spotkałem się jednak z głosami oburzenia, w związku z krótkim czasem trwania albumu. W tej muzyce dzieję się już i tak i za wiele. Można by wręcz powiedzieć, że mamy do czynienia z przerostem treści nad formą – choć w żadnym wypadku nie jest to mankamentem Atomsmasher’a.
Hałasy zawarte na tej płycie to iście diabelska mieszanka tego co w muzyce najbardziej ekstremalne i przerażające. Mamy tutaj: psychodeliczna prace nietypowo i nieszablonowo brzmiących gitar, mogących kojarzyć się z dźwiękami takich wioślarskich eksperymentatorów jak Fred Frith, Otomo Yoshihide, Jim O’Rourke czy Fennesz; do oporu szybkie grindowe małpienie na perkusji, które z powodzeniem można przyrównać do tego co serwuje nam pan Aaron Funk z Venetian Snares (a serwuje, do bólu szybkie i głośne łamańce na automacie perskusyjnym); a także dziwaczne wrzaski niczym z zakładu psychiatrycznego. Pana Speedrancha, jak dla mnie można by wsadzić w kaftan bezpieczeństwa i usadzić między Mike’m Patton’em (szczególnie tym co wyprawia w Fantomas’ie) czy Yamatsuką Eye – z Naked City czy Boredoms. Mimo wyraźnych podobieństw do wymienionych ‘aparatów’ Dj Speedranch posiada wiele oryginalnych patentów. Jednym z nich jest na przykład elektroniczna dekonstrukcja wrzeszczanych partii – puszczanie ich od tyłu, w zwolnionym tempie, modulowanie przez filtry, przestery itd.
Z powyższego opisu wydawać się może ze muzyka zespołu to tylko i wyłącznie bomba Atomowa, która wrzucona do filharmonii spowoduje ofiary w tysiącach niewinnych par uszu. Nic bardziej mylnego.
To, że harmonie, melodie i abstrakcyjny ład wychodzą z muzyki tego typu dopiero po paro dziesiętnym przesłuchaniu to żadna nowość, jednak w przypadku Atomsmashera mamy coś więcej. Na przykład w utworze Gilgamesh po pół minucie cyfrowych łomotów nagle ni z tego ni z owego wszystko zamienia się w pejzażowy gitarowo-syntezatorowy ambient, z wybuchami perkusyjnymi schowanymi głęboko w tle i pełniącymi bardziej ilustracyjną funkcje. W Skull Shot robi się wręcz kraut rockowo, a Someone Is Trying To Kill Me brzmi jakby ktoś połączył słynne klimaty 4AD z mistrzem noise’u Merzbowem. Z kolei ostatni utwór Pokemon Gangbang to momentami bardzo pogodne indie rockowe malowanie. Mamy też parę humorystycznych akcentów – jak końcówka Placebo z głupim akompaniamentem syntezatora Casio.
Atomsmasher to wspaniałe połączenie wszystkiego tego co większość ludzi uważa w muzyce za absolutnie niestrawne, czy wręcz ofensywne.
Polecam ten zespół wielbicielom Naked City, Merzbowa, Aphex Twina, Venetian Snares, Atari Teenage Riot (czy też samego pana Alec’a Empire’a), Painkillera, wszelkiego grindu i tak dalej, i tak dalej. Jeśli doczytaliście aż do tego momentu to jesteście chyba w stanie zorientować się czego po Atomsmasherze się spodziewać.
Ps. W roku 2002 wyszedł drugi album zespołu – tym razem pod nazwą Phantomsmasher (nakładem Ipecac’u – wytwórni Mike’a Patton’a)
Dziękuje Dr. Alcibiadesowi za wskazanie tego zespołu