ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Ice Age ─ The Great Divide w serwisie ArtRock.pl

Ice Age — The Great Divide

 
wydawnictwo: Magna Carta 1999
 
1. Perpetual Chil - 10:29
2. Sleepwalker - 5:24
3. Join - 5:55
4. Spare Chicken Parts -8:50
5. Because Of You - 5:32
6. The Bottom Line - 4:44
7. Ice Age - 11:08
8. One Look Away - 5:40
9. Miles To Go - 5:01
10. To Say Goodbay - 11:31 (Worthless Words - 3:13, On Your Way - 8:18)
 
Całkowity czas: 74:26
skład:
Jimmy Pappas - g / Arron DiCesare - b / Josh Pincus - v i k / Hal Aponte - dr
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 6, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
02.08.2000
(Recenzent)

Ice Age — The Great Divide

Oto przed nami kolejny progmetalowy debiut spod znaku Magna Carta. Muszę przyznać, że o poczynaniach członków zaspołu Ice Age do tej pory jeszcze nie słyszałem - nie zmienia to jednak w niczym przekonania o wybitnym poziomie prezentowanego wydawnictwa. Panowie Jimmy Pappas - gitary, Arron DiCesare - bass, Josh Pincus - wokal i instrumenty klawiszowe tudzież Hal Aponte - instrumenty perkusyjne stworzyli dzieło prawdziwie porywające - świadczące o tym, iż ciężki rock końca XX wieku, a progresywny metal w szczególności, ma się po prostu świetnie.

Początek płyty przypomina trochę legendarną Magna Cartę z debiutu Magellana - mocne wejście i ponad 2 minutowy - instrumentalny pejzaż ciężkiego gitarowo-klawiszowego wymiatania. Styl gry Pincusa może nieco zalatywać manierą Trenta Gardnera niemniej w generalnym ujęciu Ice Age, podobnie jak recenzowany obok Dali's Dilemma, bardziej przypomina z brzmienia Dream Theater. Może to i dobrze bo potwierdza tezę o wyjątkowej zjawiskowości Magellana, który rzuca muzycznymi pomysłami na prawo i lewo, podjąć je zaś i poprowadzić dalej udaje się tylko nielicznym....Tak czy inaczej początkowy utwór wspaniale rozwija się dalej - jest to z pewnością jedna z 3 czy 4 najważniejszych kompozycji tej płyty. Recenzując takie albumy jak ten przekonuję się boleśnie na własnej skórze jakim swoistym nieporozumieniem jest opisywnie muzyki środkami tak mało pasującymi do niej jak słowa. Coż z tego, że napiszę iż Ice Age podobnie jak Dali's Dilemma zdradza zainspirowanie twórczością wspomnianych już Dream Theatr i Magellana a także Shadow Gallery ? Co z tego, że będę się rozwodził nad skomplikowaniem błyskotliwych aranżacji, nad spiętrzeniem pięknych melodii tudzież częstych zmian tempa i klimatu ? To wszystko tu jest, a jednocześnie tworzy zupełnie odmienną - śmiem twierdzić - lepszą jeszcze całość niż u wzmiankowanej, debiutującej "konkurencji". Dlaczego ? Przede wszystkim tak trywialna sprawa jak czas trwania płyty - w przypadku Ice Age to 74 min - o ponad 20 min dłużej niż trwa krążek DD - a jest to 20 min naprawdę ekscytującej muzyki. Druga kwestia to lepsze rozbudowanie utworów i pełniejsze wyeksploatowanie podanych pomysłów - nie mamy tu takiego niedosytu jaki zostawia przesłuchanie wspaniałej, ale cierpiącej na brak rozmachu formy plytki DD. Ale zostawmy porównania na rzecz kilku jeszcze zdań o zawartości The Great Divide. Oprócz Perpetual Child na plan pierwszy wysuwają się kolejne czasowe "dwucyfrówki" - Ice Age oraz zbudowany z dwóch części To Say Goodbye. Ice Age rozpoczyna się delikatnym syntezatorowym budowaniem klimatu, później pojawia się piękna, jakby "zamyślona" nieco melodia, po czym muzycy "przypominają" sobie, że grają w końcu progresywny, bo progresywny, ale jednak metal - ostatnie minuty to prawdziwy czad ! A To Say Goodbye ? Pierwsza - instrumentalna część - zbudowana jest na zasadzie ładne - bardzo w stylu Shadow Gallery - wymiatanie wszystkich instrumentów zakończone wiodącym "głosem" elektrycznego fortepianu, po czym wchodzi część druga - ponad 8 min podniosłej pieśni ze wszystkimi elementami stylu szkoły Magna Carta wraz z dającymi non-stop znać o sobie nawiązaniami do Teatru Marzeń.... Ale to tylko jakby pierwsza warstwa albumu - drugą tworzy instrumentalny ponad 8 minutowy - jak dla mnie - absolutnie rewelacyjny kawałek Spare Chicken Parts. Orientalizujące motywy siłą rzeczy budzą skojarzenia z Bombay Vindaloo DT, niemniej wielkość utworu nie zamyka się jedynie w tej płaszczyźnie - sądzę, że ta kompozycja śmiało mogłaby być okrasą któregoś z projektów Liquid Tension Experiment - może by tak panowie z Ice Age zastanowili się nad częstszym sięganiem po formy czysto instrumentalne, bo fachowcy z nich w te klocki nie lada... Słychać tu popisy wszystkich instrumentalistów, ale to co spokojnie zrazu rozpoczyna się po solowej partii perkusisty to prawdziwe, jak najbardziej pozytywnie, rozumiane szaleństwo... Wreszcie warstwa trzecia - stanowią ją utwory krótsze - około i nieco ponad 5-minutowe. Jest ich sześć. Najlepsze - Sleepwalker, Join i Because Of You niemal idealnie łączą w sobie walor melodyjnego, progresywnie rozumianego "hitu" z właściwą tejże muzyce niebanalnością muzycznej aranżacji. One Look Away to z kolei kawałek najbardziej zasługujący, na tej niezwykle motorycznej płycie, na miano ballady. Znów mamy pięknie wybrzmiewający fortepian z urzekającą melodią wokalną i długą, zapadającą w pamięć, partią gitary. The Bottom Line to przede wszystkim sliczny, klimatyczny początek z nieco toporną - jak na panujące tu standarty - resztą, zaś Miles To Go - niezwykle kontrastowy utwór - zbliża się - w sensie brzmienia i manierycznej "zakręconości" melodii do propozycji Magellana z albumu Test Of Wills...

Cóż by jeszcze dopowiedzieć ? Może dwie rzeczy - pierwsza to głos Pincusa - nie mamy na szczęście doczynienia z kolejną wersją Jamesa LaBrie, za to w pewnych, wyciąganych partiach pobrzmiewa nie kto inny jak......Krzysztof Cugowski z Budki Suflera..... Hm....to takie moje bardzo osobiste skojarzenie, więć proszę nie traktować tego czasem za powód do ewentualnego, odgórnego zniechęcenia się do Ice Age. A druga rzecz ? - omawiana tu płyta to najlepszy jaki słyszalem debiut ubiegłego roku - nic dodać nic ująć - polecam. Ocena - oczko poniżej doskonałości - tę osiągną z pewnością swym kolejnym albumem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.