ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jantar, Anna ─ Wielka dama w serwisie ArtRock.pl

Jantar, Anna — Wielka dama

 
wydawnictwo: EMI Music Poland 2010
 
CD1 (Nieśmiertelna): 1. Radość najpiękniejszych lat (Kukulski, Jagielski Kondratowicz) [03:33]
2. Za wszystkie noce (Dzokas, Konopiński) [03:14]
3. Moje jedyne marzenie (Kukulski, Olewicz) [03:37]
4. You’re The One That I Want (Farrar) [02:58]
5. Czytam w Twojej twarzy (Papaj, Markowa) [02:50]
6. Hopelessly Devoted To You (Farrar) [03:03]
7. Pozwolił nam los (Kukulski, Dąbrowski) [03:04]
8. Ktoś między nami (Kopff, Dąbrowski) [04:39]
9. Nie wierz mi nie ufaj mi (Kopff, Bianusz) [04:25]
10. Co zrobimy z tą miłością (Milian, Stawecki) [03:58]
11. Tylko mnie poproś do tańca (Żukowska, Olewicz) [04:58]
12. Wielka dama tańczy sama (Kukulski, Komorowska) [03:31]
13. Nic nie może wiecznie trwać (Lipko, Mogielnicki) [03:57]
14. Dlaczego nikt nie kocha nas (Hertel, Olewicz) [04:31]
15. Spocząć (Hołdys, Olewicz) [03:53]
CD2 (Słoneczna): 1. Słońce za mną chodzi (Śniegocki, Chomicka) [03:33]
2. Żeby szczęśliwym być (Kukulski, Sławiński, Kudelski) [02:52]
3. Najtrudniejszy pierwszy krok (Kukulski, Leliwa) [03:17]
4. Razem z Tobą (Kukulski, Ścisłowski) [02:50]
5. Co ja w Tobie widziałam (Kukulski, Konopiński) [02:58]
6. Czas jest złotem (Golob, Buda, Skolarski) [02:48]
7. Rosyjskie pierniki (Kuprewicz, Stawecki, Trzciński) [03:49]
8. Jambalaya (Williams, Olewicz) [03:34]
9. Gdzie są dzisiaj tamci ludzie (Kukulski, Olewicz) [03:17]
10. Mój każdy dzień jest Twoim dniem (Poznakowski, Kuryło) [04:10]
11. Za każdy uśmiech (Kukulski, Konopiński) [03:05]
12. Tak wiele jest radości (Skorupka, Korczakowski) [04:18]
13. Zawsze gdzieś czeka ktoś (Kukulski, Sadowski) [03:02]
14. Kto powie nam (Kukulski, Konopiński, Surmacewicz) [03:18]
15. Tyle słońca w całym mieście (Kukulski, Kondratowicz) [02:59]
CD3 (Refleksyjna): 1. Kończy się lato (Kukulski, Ścisłowski) [03:51]
2. Koncert na deszcz i wiatr (Parzyński, Kondratowicz) [04:04]
3. Zostałeś sam (Kozanecki, Kondratowicz) [03:06]
4. Mamy dla siebie – siebie (Zimiński, Kondratowicz) [04:22]
5. Witaj mi (Kukulski, Kuryło) [03:10]
6. Jaki jesteś jeszcze nie wiem (Trzciński, Kuryło) [03:20]
7. Biały wiersz od Ciebie (Kukulski, Trzciński, Atem, Surmacewicz) [03:37]
8. Tak blisko nas (Śniegocki, Kondratowicz) [03:35]
9. Polubiłam pejzaż ten (Zimiński, Halny) [03:18]
10. Ja nie mogłam mieć serc dwóch (Figiel, Mann) [03:25]
11. Kartka z pamiętnika (Sewen, Skolarski, Kłodzki) [03:43]
12. Jak w taki dzień deszczowy (Parzyński, Kudelski) [03:00]
13. Dzień nadziei (Kukulski, Młynarski) [03:56]
14. Zabijasz mnie swoją piosenką (Fox, Gimbel, Kudelski) [04:40]
15. Let Me Stay (Havasy, Senes, Bradanyi) [03:41]
CD4 (Zaskakująca): 1. Prośba przed snem (Żukowski, Dąbrowska, Marko) [04:07]
2. Dancing In Your Arms (Koncz, Szenes, Bradanyi) [02:08]
3. Odkąd się pamięta (Musiałowski, Miller, Skorupka) [03:48]
4. He, Musikanten (Kehr, Schneider) [02:48]
5. Godzina drogi (Milian, Surmacewicz) [02:40]
6. Nikt tylko ty (Rodgers, Hemar) [03:30]
7. Płynęliśmy zachwytem (Staszek, Chorążuk, Parzyński) [03:14]
8. When You Said Yes (Dyląg, Dąbrowski, Scotland) [05:31]
9. Na pół gwizdka nie ma co żyć (Zimiński, Młynarski) [03:20]
10. Vollmond angesagt (Kehr, Branoner) [02:49]
11. Cygańska jesień (Kozanecki, Kondratowicz) [03:18]
12. Zbieraj się (Daniel, Nightower, Kudelski) [02:44]
13. Man tanzt nich nur im Sommer (Schoene, Reich) [02:59]
14. Tak dobrze mi w białym (Kozakiewicz, Dutkiewicz) [03:06]
15. Stay With Your Wife (Lipko, Mann) [05:06]
 
Całkowity czas: 216:16
skład:
nie podano
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,15

Łącznie 22, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
09.06.2010
(Recenzent)

Jantar, Anna — Wielka dama

Rzecz daleka od jakkolwiek pojmowanego rocka progresywnego, ale okazja jest szczególna i warto o niej wspomnieć. EMI Music Polska przygotowało miłą niespodziankę: na 60. rocznicę urodzin i 30. rocznicę tragicznej śmierci Anny Jantar ukazuje się przekrojowy, czteropłytowy zestaw zbierający oprócz utworów znanych, nieco rarytasów.

Anna Jantar urodziła się jako Anna Maria Szmeterling 10 czerwca 1950 w Poznaniu. Od dzieciństwa uczyła się gry na fortepianie; w wieku 10 lat występowała w filharmonii, w wieku 12 lat wygrała konkurs pianistyczny. Miała słuch absolutny. Przygodę z piosenką zaczęła w roku 1968 (wyróżnienie na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie); w następnym roku zdawała do warszawskiej PWST – nie dostała się jedynie z braku miejsc. Karierę pianistyczną porzuciła sama: miała małe dłonie, co utrudniało wykonywanie utworów o bardzo rozbudowanej harmonii. Została więc piosenkarką, wokalistką zespołu Waganci. W roku 1971 została żoną jego muzyka, Jarosława Kukulskiego.

Jako solistka zadebiutowała w roku 1971 czwórką nagraną z zespołem Waganci. Pierwszy pełnowymiarowy album – „Tyle słońca w całym mieście” – ukazał się w roku 1974. Rok później pojawił się następny – „Za każdy uśmiech”. „Zawsze gdzieś czeka ktoś” – wydany w roku 1977 – Anna nagrywała już jako szczęśliwa mama małej Natalii.

OK. – ktoś może stwierdzić: nuda, ponad trzy i pół godziny muzyki z prywatek i festiwali lat 70. … I się pomyli. Pierwsze trzy płyty Jantar wypełnił dość typowy (od strony muzycznej) dla połowy lat 70. pop, dość często przyprawiony soulem, czasem wywodzący się z jazzu lub funku, czasem bardziej nostalgiczny („Radość najpiękniejszych lat”), czasem bardziej żywiołowy, dynamiczny („Tyle słońca w całym mieście”). Ostatnia płyta – zatytułowana po prostu „Anna Jantar” i wydana w roku 1979 – była świadectwem pewnych rozterek, niepewności, zapowiedzią zmiany szaty brzmieniowej, poszukiwań stylistycznych. Pojawiły się na niej kompozycja w stylu disco – „Nic nie może wiecznie trwać”, pojawiły się utwory powstałe we współpracy z rockmanami – Hołdysem, Kozakiewiczem, Lipką… Co nie do końca dziwi: popowa formuła, jaką Jantar zaprezentowała na pierwszych płytach, ma swoje ograniczenia, poza tym na horyzoncie już pojawiała się nowa dekada, pojawiły się nowe prądy muzyczne, w muzyczny świat wkraczała nowa fala, nieśmiało wychylał łeb New romantic… Ostatecznie, właśnie z Romualdem Lipką i jego Budką Suflera Anna postanowiła przygotować całą płytę, interesowała się rockowym, gitarowym graniem, rockowymi piosenkami, choć sama w takim graniu podobno nie do końca się odnajdowała – postanowiła wzbogacić swoją muzykę o elementy właśnie rocka. Podczas gdy na początku 1980 koncertowała w Stanach Zjednoczonych, Lipko i jego kompani rejestrowali w studiu podkłady, Jantar miała po przylocie tylko zaśpiewać… 14 marca 1980 o godzinie 11:15 wszystkie plany legły w gruzach.

Ładne pudełko, w nim cztery płyty CD i wklejona książeczka. Archiwalne zdjęcia, wypowiedzi rodziny, znajomych i współpracowników, kopie stron kalendarza z odręcznymi wpisami Jantar (3 marca 1976: „Godz. 21.30. Urodziła nam się córeczka. Jest cudna. Jestem najszczęśliwsza na świecie”)… I ponad trzy i pół godziny oczyszczonej cyfrowo, zremasterowanej (i chyba trochę zremiksowanej – jak na moje ucho „Najtrudniejszy pierwszy krok” brzmi nieco inaczej niż na pomatonowskiej „Złotej kolekcji”) muzyki. Pogrupowanej w cztery zbiory. Bardzo duże fragmenty czterech katalogowych albumów plus sporo rzeczy nieznanych – jednym słowem, piękna rzecz dla fana, a dla kogoś, kto chciałby mieć w kolekcji tylko jeden tytuł – pozycja gorąco polecana.

Pierwsza płyta – „Nieśmiertelna” – zbiera nagrania z lat 1977-1979. Zwłaszcza te późniejsze utwory są brzmieniowo nowoczesne, jak na koniec lat 70.: choćby epatujące całą gamą syntezatorowych brzmień, utrzymane w stylu disco „Wielka dama tańczy sama” i (trochę bardziej udane) „Nic nie może wiecznie trwać”, ale i takie „Za wszystkie noce” uroczo podbarwiają syntezatory, ładnie równoważąc się z elementami etnicznymi (wstawka na buzuki w środku nagrania). „Spocząć” – utwór Hołdysa – to po prostu nowofalowy rock: wyeksponowana, „sucha” sekcja rytmiczna, dość oszczędne gitarowe zagrywki bardziej w tle. Może nieco zmiękczony, trochę wygładzony, ale… jednak – rock. Do tego „Tylko mnie poproś do tańca”: ekspresyjna piosenka poetycka, prowadzona uroczym motywem fortepianu, swoisty kolaż stylów Anny Jantar i Ewy Demarczyk. Generalne wrażenie jest takie, że trafiły tu utwory bardziej niejednoznaczne, poszukujące, nietypowe, z ambitniejszymi tekstami. Ciekawsze.

Druga płyta – „Słoneczna” – obejmuje już szerszy okres czasowy: oprócz jednej kompozycji z 1979 („Gdzie są dzisiaj tamci ludzie”) sięgamy aż do roku 1971 i nagrań z Wagantami. Chwilowo brzmi to całkiem nowocześnie i stylowo, jak na tamte czasy: wstawki elektrycznej gitary i organy Hammonda w „Razem z tobą” i „Co ja w Tobie widziałam” zmieniają dość banalne piosenki w interesujące przykłady psychodelicznego pop-rocka. Całkiem interesująco wypada lekko pastiszowe, stylowe country „Jambalaya” Hanka Williamsa – choć z oryginału pozostała tu w sumie jedynie melodia i tytuł; za to jest fajny, żartobliwy polski tekst. Generalnie płyta jest lżejsza, „jaśniejsza” od pierwszej. A i stylistycznie jest bardziej jednorodnie – w sumie, przez nieco ponad trzy kwadranse obcujemy tu z dość typowym, ciepłym, nostalgicznym popem z lat 70. Nawet najpóźniejsza w tym zestawie kompozycja – „Gdzie są dzisiaj tamci ludzie” – mimo wyeksponowanej gitary to w sumie przyjemny pop.

Trzecia płyta nosi tytuł „Refleksyjna” i obejmuje lata 1972-1978. Zgodnie z tytułem, jest to płyta bardziej minorowa w nastroju, balladowa. I takie skondensowanie nastrojowych, z reguły utrzymanych w wolnych tempach, balladowych nagrań trochę tej części zestawu zaszkodziło: brakuje większego zróżnicowania, cała płyta jest niestety trochę monotonna, choć poszczególne fragmenty są z reguły na dobrym poziomie. OK – jeśli już miałbym coś wyróżniać, to byłby to w pierwszej kolejności „Biały wiersz dla Ciebie”. Do tego „Ja nie mogłam mieć serc dwóch”. Ballady ładnie wypadają, gdy towarzyszą im żwawsze, bardziej dynamiczniejsze utwory… Choć z drugiej strony, pod koniec tej płytki robi się ciekawiej. „Zabijasz mnie swoją piosenką” to przeróbka „Killing Me Softly” Roberty Flack. Jeszcze lepiej wypada finałowe „Let Me Stay”. Ale… do tej części zestawu będę jednak najrzadziej wracał.

Czwarta płyta: „Zaskakująca” – to lata 1974-1978, z naciskiem na te późniejsze. Już od początku wiadomo, że będzie się pięknie działo: „Prośba przed snem” to piosenka iście musicalowa, utrzymana w stylistyce bigbandowego jazzu, z Anną w zwrotkach bardziej drapieżną, wyzywającą, w refrenie bardziej liryczną, subtelną. „Dancing In Your Eyes”, „He, Musikanten”, “Vollmond angesagt” i “Man tanzt nicht nur im Sommer” to kolejne piosenki w stylu disco. Słabsze od „Damy” i „Nic nie może wiecznie trwać”, ale całkiem interesujące. Trochę nostalgicznych ballad: „Płynęliśmy zachwytem”, uroczo jazzujące „When You Said Yes”, trochę stereotypowo – zgodnie z tytułem – cygańska „Cygańska jesień”, teatralna w klimacie „Zbieraj się”.

Truizm: dobra muzyka zawsze się obroni. Nagrania mają po trzydzieści kilka lat, ale… Właśnie: słuchając tych płyt, można odnieść wrażenie, że niektóre tzw. przeboje z lat 90. zestarzały się dużo bardziej niż te piosenki. Może nie wszystkie – taki „Najważniejszy pierwszy krok” odczuł jednak upływ czasu. Ale choćby „Tyle słońca w całym mieście” nadal wypada bardzo udanie, choćby z uwagi na przyjemny groove sekcji rytmicznej. Dobrze też broni się „Nic nie może wiecznie trwać”: energiczny, pulsujący beat, wpadający w ucho refren, no i – znakomita interpretacja wokalna. A to akurat jedynie trzy przykłady pierwsze z brzegu.

Właśnie. Słuchając tych płyt, od razu zauważa się, jak znakomitą interpretatorką była Jantar. Z jaką iskrą, wręcz drapieżnością, zaśpiewała „Tyle słońca w całym mieście”. Jak uroczo podkreśliła melancholijny nastrój „Radości najpiękniejszych lat”. Czy właśnie „Nic nie może wiecznie trwać”: łagodna zwrotka, bardziej energiczny bridge, żywiołowy refren. A duet ze Stanisławem Sojką w „You’re The One That I Want”? Żywioł, ekspresja, radość. Piękne wykonanie, dorównujące oryginałowi (bądź nawet lepsze). A soulowe, emocjonalne „Hopelessly Devoted To You”? A „Za wszystkie noce”, polska wersja piosenki wykonywanej pierwotnie przez Eleni, z nietypową, trudną, nasyconą greckim kolorytem linią wokalną w zwrotce? A ekspresyjnie, emocjonalnie zaśpiewane „Co zrobimy z tą miłością” i „Tylko mnie poproś do tańca”? Do tego bardzo udane wpasowanie się w bardziej jazzowe piosenki… Trzy dekady minęły, a te nagrania wciąż robią duże wrażenie… Nawet jeżeli niektóre się zestarzały, to jakoś tak… z godnością. Mieliśmy wtedy prawdziwy talent, z zadatkami na karierę międzynarodową (zwłaszcza, że Anna świetnie radziła sobie ze śpiewaniem w języku angielskim). Choćby taką, jaka obecnie jest udziałem – również niezwykle utalentowanej – Anny Marii Jopek.

Jak to się mówi: stara szkoła. Czasów, gdy o wszystkim decydował talent i umiejętności. Gdy nie było Pro-Toolsa, szybko tuszującego wszelkie wokalne niedostatki… Nie było pecetów, na poczekaniu robiących z jednego wokalisty pięciu (różnych). Ładnie pokazują to niektóre z nowych nagrań. Czytając tracklistę, można się zastanawiać: jak dysponująca miękkim, ciepłym głosem Jantar poradzi sobie z twardym językiem niemieckim? Poradziła sobie znakomicie. Sama Anna mówiła: „…Przeboje? Trochę od nich uciekam, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie na długo. Ładna, wdzięczna melodia zawsze znajdzie wiernych słuchaczy. Ale chcę i próbuję pokazać się także w innym repertuarze…” I podczas słuchania tych nagrań łatwo zauważyć, że Jantar to wykonawca, który w typowym dla lat 70. popie, jaki wypełnił pierwsze płyty artystki, jest nieco ograniczona. Że stać ją na dużo więcej niż popowe przeboje. Sama zresztą mówiła, że nagrywa i wykonuje je głównie dlatego, że domaga ich się jej publiczność. Stąd decyzja o nagraniach z muzykami rockowymi, z Budką Suflera, o współpracy z Hołdysem, czy Kozakiewiczem… I tym większy żal, że już tych planów nie udało się zrealizować. „Słońca jakby mniej” miała być pierwotnie piosenką z zupełnie innym tekstem, zaśpiewaną właśnie przez Annę Jantar. Podkłady były już gotowe, Andrzej Mogielnicki pisał w hotelu tekst, pozostało tylko dograć śpiew, muzycy czekali w studiu… I wtedy gruchnęła tragiczna wiadomość. Mogielnicki prawie od razu przyniósł tekst „Słońca jakby mniej”… Na płycie Budki „Ona przyszła prosto z chmur” tragiczna śmierć Anny Jantar odcisnęła swoje piętno, tak jak – parę lat wcześniej – śmierć Danny’ego Whittena na „Tonight’s The Night” Neila Younga. Zresztą przyjemnie zabarwione reggae „Tyle z tego masz”, z innym tekstem i tytułem, też było pierwotnie przeznaczone dla Anny. Tekst – rozpoczynający się, jak wspominał Lipko, „Na pasie startowym już migają światła…” – opowiadał o… katastrofie lotniczej. Zresztą i tekst „Nic nie może wiecznie trwać”, czy „Pozwolił nam los”, w świetle tego, co stało się na Okęciu, brzmi zastanawiająco, jak ponura przepowiednia. Absurdalny, tragiczny zbieg okoliczności? Fatum?… Można tylko zastanawiać się, jak ta płyta wyglądałaby. Brzmieniowo – pewnie nie odbiegałaby od tego, co Budka zaproponowała na swojej płycie. Jak uroczo wypadłby taki „Archipelag”, czy „Motyw z Jasnorzewskiej”, albo, to już z późniejszej płyty – „Rok dwóch  żywiołów” , z głosem Anny Jantar… Albo, z innej płyty, na której muzycy Budki współpracowali z inną wokalistką – może to Anna zaśpiewałaby „Dmuchawce, latawce, wiatr”?… Zresztą, jest precedens – Halina Frąckowiak współpracowała z Józefem Skrzekiem i jego SBB, nagrywając w roku 1977 udany album „Geira” (z muzyką Józefa i tekstami Juliana Mateja – zremasterowana edycja z jednym singlowym bonusem znalazła się w boksie SBB „Lost Tapes Vol.I”)

Można się na upartego czepiać niechronologicznego układu piosenek: łatwiej można by obserwować, jak z płyty na płytę Jantar dojrzewała, nabierała wszechstronności jako wokalistka. Ale to drobiazg. Większa szkoda, że nie znalazło się miejsce na jakieś materiały do obejrzenia; na Youtube można znaleźć tego dużo, można było zrobić trzy – za to dłuższe – płyty audio i do boksu dołączyć jako nr 4 płytę DVD… Dobra – jest spora porcja nagrań nieznanych, powydobywanych m.in. z radiowych archiwów. Znając skłonności radiowych bossów do kasowania starych taśm, dobrze, że udało się co nieco ocalić (to akurat nie była tylko polska specjalność – fani hard rocka do dziś wściekają się na Duńczyków, którzy w ten sposób lekką ręką pozbyli się rejestracji koncertów m.in. Zeppelinów i Deep Purple – ocalały tylko znakomite fragmenty, które jeszcze potęgują furię).

W sumie – nigdy nie byłem jakimś zaprzysięgłym fanem Anny Jantar, ale cztery godziny z pięknym, ciepłym głosem minęły niepostrzeżenie. Piękny zestaw nagrań Artystki, której takie szczegółowe podsumowanie na pewno się należało. Jak często będę wracał do całości, tego nie wiem – płyta nr 1 na pewno będzie w odtwarzaczu gościć często, do płyty nr 3 wrócę raczej okazyjnie. (A tak swoją drogą: porządne reedycje katalogowych albumów – zwłaszcza czwartej – przydałyby się, zwłaszcza w wersjach dopełnionych bonusami. Można też pokusić się o więcej ciekawostek: istnieje zarejestrowany na amatorskim sprzęcie ostatni koncert Anny Jantar w Stanach Zjednoczonych w roku 1980. „Drodzy państwo, witam i… z przykrością stwierdzam także, że, niestety, żegnam. Ponieważ jest to mój ostatni koncert…” Aż ciarki gnają po karku, gdy się to czyta… Do tego alternatywne, radiowe, festiwalowe wersje znanych utworów. W Internecie można znaleźć ich długie listy.)

Ogólniejsza i bardziej pesymistyczna refleksja jest taka: czasy otwarcia na świat i socjalizmu z ludzką twarzą były, jakie były. Ale przynajmniej w kulturze to, co wartościowe, miało szansę zaistnieć w całej krasie. SBB grało w Roskilde na jednej scenie przed Bobem Marleyem dla kilkuset tysięcy słuchaczy, zbierając gorące owacje, nagrywało i regularnie koncertowało na Zachodzie, podobnie jak Czesław Niemen, występujący z – mającymi wtedy status wręcz półbogów – Mahavishnu Orchestra i Jackiem Bruce’em; w świecie filmu też działo się znakomicie – Andrzej Wajda nakręcił polski film wszechczasów – „Ziemię obiecaną”, a na ekranach, zamiast tych wszystkich komedii romantycznych, Mhrocznych Bhraci i innych Clitopków, brylowali Jerzy Stuhr, Daniel Olbrychski, Krystyna Janda, młody Boguś „W-imię-zasad-s***synu” Linda grał opozycjonistów, nie byłych ubeków, kręcono poważne, ambitne filmy, które znajdowały bez trudu publiczność i uznanie… Obecnie – niby łatwiej się przebić, bo nie ma komisji weryfikacyjnych, są wszelkie youtube’y i inne majlansy, ale… Jakoś tych ciekawych, wartościowych rzeczy jest coraz mniej; Zanussi – który potrafił zanudzić na śmierć w „Z dalekiego kraju”, ale też intrygował choćby „Barwami ochronnymi” – zagubił się zupełnie, kręcąc mierny film z udziałem silikonowego pustostanu, Wajda też zaliczył gorszy okres w karierze, a „Quo Vadis” Kawalerowicza najlepiej przemilczeć. A w muzyce? Triumfują jednorazowe produkty, o których po kilku sezonach nikt już nie pamięta (kto dziś kojarzy jeszcze Just 5? Ich Troje? Varius Manx?); nawet ci, którzy mają warunki i głos, potrafią się kompletnie zagubić: pewna wokalistka, która kiedyś omal nie wygrała Eurowizji i potrafiła kiedyś nagrać całkiem interesującą, niebanalną płytę, od dłuższego czasu istnieje w mediach jedynie jako bohaterka kolejnych medialnych wyskoków, a kolejne płyty przechodzą praktycznie bez echa; no i wspomniany silikonowy pustostan, który głos ma, ale woli demonstrować walory fizyczne (podrasowane skalpelem), bo tak przecież łatwiej; międzynarodowy sukces Ani Jopek – która ponoć więcej koncertów gra na świecie niż w Polsce, i to bynajmniej nie dla lokalnej Polonii – jest tu jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę… Kiedy tak słucha się tych piosenek i przypomina sobie koszmarki, jakie płynęły szerokim strumieniem z radia choćby w minionej już dekadzie – choćby absurdalny hit o cieniu orła, czy pewną wokalistkę wielce sławnego w minionej dekadzie zespołu ze Szczecina (z bliżej nieznanych przyczyn regularnie wybieraną przez czytelników pewnego poczytnego pisma muzycznego na „wokalistkę roku”, z nielicznymi wyjątkami – ale w sumie konkurencji specjalnej nie ma), która to w piosence oznajmiała, że lubi chleb więc sobie zje i po brzuchu się poklepie (oj, pamiętam szczery, histeryczny wybuch radości, gdy usłyszeliśmy ze znajomymi tą linijkę pierwszy raz…) – te stare piosenki, czasem trochę naiwne, naprawdę błyszczą jak prawdziwe perły. O różnicy w interpretacji tych tekstów nie ma nawet co wspominać… Oj, ciężkie czasy dla dobrej sztuki mamy.

…Trzecia wyprawa do Stanów, na przełomie 1979/80, była tą najtrudniejszą. Nowe muzyczne trendy i style, kilka miesięcy w obcym, innym świecie, kryzys małżeński, rozstanie z bliskimi… Jak wspominają jej bliscy, Anna wracała do domu, ratować rodzinę, odnaleźć na nowo szczęście u boku ukochanych osób. Samolot podchodził już do lądowania na Okęciu, gdy pojawił się problem: nie zapaliła się lampka sygnalizująca wysunięcie i zablokowanie się podwozia. Pilot zwiększył ciąg silników, by przerwać lądowanie i dać mechanikowi pokładowemu czas na wykrycie i usunięcie usterki. Po dziewięciu sekundach urwał się wał turbiny w jednym z czterech silników Iła-62 „Mikołaj Kopernik” – silniku nr 2, z lewej strony, przy kadłubie. Zawiniło błędne zaprojektowanie – nacięcie ostro wykonane pod kątem 90 stopni, zamiast łagodnego wyprofilowania, sprzyjające szybkiemu zmęczeniu materiału – i niedbałe wykonanie elementów silnika. Piloci skarżyli się na bardzo silne wibracje feralnego silnika, ale Rosjanie na skargi odpowiadali lakonicznie, że odnotowywane wibracje mieszczą się w określonych przez producenta normach… Jako że sami mechanicy nie byli w stanie przeprowadzić remontu silnika (informacje o samowolnych przeróbkach tokarskich, jakie pojawiły się w pewnej polskiej gazecie, można między bajki włożyć), skończyło się na przenoszeniu pechowej jednostki napędowej z jednego Iła-62 na drugi. Oderwana od wału turbina niskiego ciśnienia momentalnie rozpędziła się do prędkości, której nie była w stanie wytrzymać; po kilku sekundach uległa wybuchowemu rozerwaniu na trzy części. Jedna z tych części uszkodziła silnik nr 1; druga przebiła na wylot kadłub, przecinając popychacze sterów kierunku i wysokości, a na koniec utkwiła w silniku nr 3. Samolot stracił trzy z czterech silników oraz stery; dodatkowo, przecięcie popychaczy spowodowało opadnięcie trymera na sterze ogonowym – małej klapki wyważającej ster, co ułatwia pilotowi manewrowanie nim w locie; opadnięcie trymera oznaczało, że nos samolotu również się pochylił i maszyna zaczęła ostro opadać. Kapitan Paweł Lipowczan – dawny mistrz świata w skokach spadochronowych – próbował jeszcze ręcznie manewrować trymerem, ale „Kopernik” był już zbyt nisko. Jedyne, co był jeszcze w stanie zrobić, to nieco przechylić ponad stutonową maszynę i uniknąć uderzenia w zakład poprawczy dla nieletnich. Po 26 sekundach, o godzinie 11:15 14 marca 1980 roku „Kopernik” roztrzaskał się o zamarzniętą fosę starego fortu, niecały kilometr od początku pasa startowego na Okęciu. Na miejscu katastrofy szybko pojawili się milicjanci oraz lekarze pogotowia ratunkowego. Od razu odkryli straszną prawdę: nikomu już nie mogli pomóc.

Słońca jakby mniej dziś w mieście,
Niebo jakby tuż przed deszczem…

Żegnaj nam…
Dziewczyno, której głos nas grzał jak promyk złoty.
Żegnaj nam...
Gitara w ręku dziwnie drży gdy śpiewa o tym…

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Trójlistna koniczyna - M20 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.