Progresywny metal na światowym poziomie z Ameryki Północnej? Toż to oczywiście nic nowego - wiele takich zespołów pochodzi z USA, również Kanada ma się kim pochwalić z doskonałą formacją Heaven's Cry na czele. Pozostał wszakże ten trzeci kraj, ubogi geograficzny krewny wyżej wymienionych. Cóż, okazuje się, że i w Meksyku mogą powstać i powstają nietuzinkowe formacje łączące wpływy art-rocka i metalu. Przed nami Dimension.
Historia tego zespołu datuje się właściwie już od 1990 r, z tym iż pomysł ansambla o nazwie Dimension nakierowanego na rynki międzynarodowe oficjalnie zaistniał w październiku 1999 r. Wcześniej mieliśmy do czynienia z grupą o nader zmiennym składzie ograniczającą się do sceny meksykańskiej, z początku tylko do Chihuahua, później także centralnych regionów kraju. W tym czasie ludzie związani z tym projektem wydali dwie demówki - Se Acerca El Final i Conspiracion tudzież krążek Secretos del Tiempo. Wreszcie dojrzano do napisania liryk po angielsku i w efekcie możemy sobie posłuchać albumu Universal.
Powiem od razu - pomimo uprawiania dość wyeksploatowanego, muzycznego poletka Dimension stara się grać w miarę oryginalnie. Właściwie trudno wskazać jakieś bliższe, jednoznacznie kojarzące się inspiracje. Progmetal, z jak ja to nazywam, klasycznej szkoły, mieszczącej się pośrodku dwóch skrajnych biegunów - Fates Warning oraz Dream Theater zawsze prezentuje swoje charakterystyczne cechy. Będzie to liryczność przeplatana z mocnymi, bardziej powerowo lub bardziej thrashowo podobnymi riffami, nierzadkie zamiłowanie do technicznych, kaskaderskich fragmentów instrumentalnego wymiatania, ale i momentów balladowych, czerpanie szerokimi garściami z tradycji art-rocka odciętego niestety od swych najszczytniejszych wzniesień z dekady lat 70-tych. W efekcie wychodzi zwykle dość jednorodna w swym zamierzonym, acz schematycznym eklektyzmie mieszanka. Raz przygotowana jest ona z mniejszym, raz z większym talentem czy błyskotliwością, raz nuży wtórnością rozwiązań, raz wywołuje uśmiech zachwytu nad kolejnym wyciśnięciem pysznego soku z wymiętoszonego już, zdawałoby się owocu. A wszystko to zależy oczywiście od gustu recenzenta.
Muzyka Dimension mi się podoba. Brzmienie (klawiszy zwłaszcza) i łatwość wynajdowania wysmakowanych melodii niesie ze sobą fragmentaryczne skojarzenia ze znakomitym debiutem formacji Eldritch - Seeds Of Rage z 1995 r. - przynajmniej dla mnie. Niemniej to oczywiście żaden opis tego co dzieje się na Universal. Poprzeczkę ustawia już dość wysoko otwierająca kompozycja Strategy - głównie za sprawą zaprezentowanych technicznych umiejętności muzyków w zakresie budowania interesujących fragmentów instrumentalnych (pomimo kolejnych gonitw klawiszowo - gitarowych), ale i wokalna melodia "zwrotek" wraz z podkładem pozytywnie frapuje. W Sailor zachwycają kawałki wyciszone oraz przepiękna, trochę oniryczna gitara przed mocniejszym wejściem. Bardzo zróżnicowany dynamicznie jest Forbidden Game, pełen niezwykłych zawirowań brzmieniowych - mimo krótkiego czasu utworu, to tutaj natchniona sekwencja obramowana w słowa - Wake up... You are sleep, someone's knocking at your doors..... - Wake up!!! Czas na miłą suitkę - Universal Mind, gdzie rzuca mnie na kolana (sentymentalizm wspomnień nie zna granic) dwukrotne nawiązanie linią wokalną do najpiękniejszego tematu z The Narrow Margin by IQ (Subterranea). Z pozostałych kawałków szczególnie chciałbym wyróżnić jeszcze Vanity Calls - za świetną eklektyczność. Takie właśnie, niby krótkie formy ukazują prawdziwy talent i pomysłowość Meksykanów. Zaczynający się jakimś rytualnym, kapłańskim zawodzeniem motoryczny Fearland kompletnie, ale i jakże przyjemnie zaskakuje piękną, "ludową" partią gitary akustycznej, sam zaś czadowy, rozbudowany finał należy do najlepszych na płycie kojarząc się momentami trochę z końcówką Sailor. Do końca płyty wciąż słyszymy dobry progmetal podany przez miłośników tequilli, desperados i buritto. Ostatnie minuty potwierdzają konceptualny zamysł całości albumu, choć nie odważę się Wam tu wyjaśnić o co dokładnie chłopakom z Dimension chodzi.
Znacznie ważniejszą sprawą wydaje mi się zaprezentowana muzyka. Nie jestem już tak zdeklarowanym fanem progmetalu jakim byłem kiedyś, niemniej wciąż napotykam na płytki, które dziwnie chwytają za serce - w przypadku Dimension pewnie to spuścizna po tęskno-romantycznych meksykańskich balladach, które wyśpiewuje pijany Pedro siedzący na kaktusie. Sprawa końcowej oceny... Universal stanowi dzieło niewątpliwie bardzo dobre, zwłaszcza biorąc pod uwagę debiut na międzynarodowej scenie. Do tego często tu podnoszona pomysłowość. Och, bardzo korci mnie ta ósemeczka, choć z drugiej strony siódemka też by chyba wystarczyła. A niechże stracę na rzecz DDarka, który jak zwykle kapelę wynalazł i mi podrzucił :-)