1. The Beggining 2. Afterlife 3. Mind Destruction 4. Together Apart 5. Behind The Mask 6. Brand New Sin 7. Deep Inside 8. The Maze 9. Evil Machine 10. Tree Of Lie 11. Game Of War 12. The End
Całkowity czas: 49:50
skład:
Bartek Pietsch- bass
Daniel Grupa- keys/piano
Daniel Moszczyński - vocal
Grzegorz Dziamka - drums
Jacek Rychły - guitar
Patryk Żukowski- guitar
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
08.04.2010
(Recenzent)
Terminal — Tree Of Lie
Obrodziło nam w debiuty. Terminal to aktualnie trzecia po Gall i Acute Mind recenzja debiutantów na naszej stronie głównej! Możemy tylko się cieszyć, że polska scena progresywna jest wciąż żywa. „Tree Of Lie” z pewnością dodaje jej życia…
Energicznie i bardzo nowocześnie – tak bym w trzech słowach streścił tę płytę. Czy jednak w tej nowoczesności nie została przypadkiem zagubiona gdzieś po drodze dusza tej muzyki? Jakże często technika zżera wykonawców i to, co wykonują… Na szczęście tym razem tak się nie stało. Chociaż głównymi skojarzeniami, podczas spotkania z Terminalem powinny być zespoły grające dużo ciężej (Pain Of Salvation, Dream Theater), to pod pewnymi względami „Tree Of Lie” bardzo często przywodzi mi na myśl Arenę… tę z czasów „Contagion” – niby muzyka w sobie nic takiego oryginalnego i cudownego nie ma, ale nadrabia świetnym wykonaniem. Właśnie przez techniczne dopracowanie i bogate aranżacje, album przykuł od samego początku moją uwagę i ciągle zachwyca dźwiękiem. Produkcja tego albumu powinna być wzorcem i naprawdę każdemu zespołowi życzę, by ich debiuty brzmiały tak, jak ten.
Terminal, jakby to nie brzmiało, sprawia wrażenie bardzo modnego. I nie chodzi tutaj o zaproszenie do wzięcia udziału w teledysku zwycięzców polskiej edycji Mam talent. Muzyka Poznaniaków spełniałaby wszystkie wymogi bycia popularnej w Polsce, oczywiście gdyby taka muzyka miała w naszym kraju prawdziwą szansę zaistnienia. Aczkolwiek Terminal nieźle sobie z tym radzi (chociażby materiał w Teleexpressie). W końcu jeżeli menadżerem zespołu jest Michał Kapuściarz, to można sobie na takie rzeczy pozwolić. Większość płyty ma bardzo przyjemną, przebojową nutkę i bardzo chętnie widziałbym (a raczej słyszałbym)takie rzeczy w radiu. Apropos tej „przebojowej nutki”… Może nieco młodsi czytelnicy pamiętają pana Daniela Moszczyńskiego z czasów innego, swego czasu bardzo popularnego zespołu?:-) Całe szczęście takiego popu Terminal sobą nie reprezentuje, ale trzeba przyznać – pan Daniel śpiewa świetnie. Bez problemów z akcentem i naprawdę świetnym głosem. Dobrze też sprawdza się w spokojniejszych momentach. Chyba takim najbardziej charakterystycznym cichym fragmentem jest, wybrane do promowania albumu, Deep Inside. To był naprawdę dobry wybór do reklamowania „Tree Of Lie”. Niestety w skróconej do klipu wersji naprawdę wiele traci, zwłaszcza partię saksofonu na początku. Album znajduje czas na skrzypce, na wiolonczelę, wspomniany saksofon (szkoda, że użyty tylko jeden raz). Natomiast Behind The Mask jest praktycznie rapowane – natychmiastowe skojarzenia z Linkin Park jak najbardziej naturalne… i nie tylko tutaj mogą się pojawić. W sumie album, zgodnie z zapowiedziami, czerpie garściami z nu-metalu. Abstrahując od tych wszystkich urozmaicaczy nie brakuje płytce ciężkich riffów gitarowych, solidnego, rockowego grania, energicznej perkusji (warto wyróżnić gościnny występ Virgila Donatiego), szaleństw klawiszy i całej reszty. Przyczepić się do kogokolwiek nie sposób.
Jeszcze tylko jedna sprawa… Czego mi brakuje na debiucie Terminal? W sumie niewiele. Chyba tylko dłuższych kompozycji. Na dobrą sprawę powinno mi wystarczyć trwające ponad 6 minut Deep Inside, ale znowu chodzi o coś innego. Przez większość czasu zespół sprawdza się w krótszych, rockowych kompozycjach i po pierwszym przesłuchaniu muzyka sprawia wrażenie granej na jedno kopyto, pomimo fuzji stylów i wszystkich urozmaiceń. I chociaż sam nie doświadczyłem tego, to domyślam się, że wiele osób może mieć problem z przesłuchaniem w całości „Tree Of Lie”. Chętnie usłyszałbym coś ambitniejszego w ich wykonaniu. Nie mówię wcale o dwudziestominutowych, uduchowionych suitach! Po prostu przydałoby się tu coś stricte dla bardziej wymagającego słuchacza. Wsłuchajcie się w partię skrzypiec na samym początku. Aż się prosi, żeby z nich więcej korzystać, poeksperymentować, odważniej rozwijać pomysły. No ale rozumiem, nie taki był zamiar zespołu, a moje odczucie braku świadczy tylko o tym, że mam ochotę na kolejne spotkania z Terminal. Póki co dostaliśmy ponad dyszkę naprawdę dobrych kawałków. W klimacie Riverside, z patosem Dream Theater, jazzowym rytmem i innymi naleciałościami. Ten zespół to dużo więcej, niż prog nu metal. I jeszcze raz to podkreślę… Tę płytę nagrano po prostu znakomicie!
Polecam, nie tylko fanom Dream Theater, Pain of Salvation, Linkin Park… i Just 5;-)