ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu See You At Midnight ─ Icebreaker w serwisie ArtRock.pl

See You At Midnight — Icebreaker

 
wydawnictwo: selfmade 2010
 
1. Steps Ahead (4:52)
2. Anytime Anyplace (5:16)
3. Icebreaker (5:02)
4. Day Of Independence (4:11)
5. Lovelab (5:26)
6. Too Bad (4:49)
7. The Wedding Song (4:44)
8. Human Touch (5:14)
9. Welcome To My Store (4:44)
10. Call It Freedom (4:33)
11. Burning Robe (5:11)
12. Coming Home (4:49)
 
skład:
Sylwester Adam: głosy, synty, basy
T.S. Potocki: gitary
gościnnie:
Artur Szolc: perkusja
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,3

Łącznie 8, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
01.03.2010
(Recenzent)

See You At Midnight — Icebreaker

„Romcio! SY@M!” – krzyknął Naczu po trzykroć... No już, już. Piszemy… Naczelny rozkazuje, to trzeba. A tak na serio, to od dawna chciałem napisać ten tekst i powoli układałem sobie w myślach zdania, które znajdują się poniżej. Wiadomo jednak jak to jest zwykle z brakiem czasu. Zresztą nie lubię recenzować na łapu capu. Trzeba dobrze wiedzieć o czym się pisze…

No właśnie, a o czym piszemy tym razem…? See You At Midnight – dwie osoby (plus gość na perkusji), dwanaście utworów, z czego wszystkie oscylują w okolicach 4-5 minut. To już teoretycznie może mówić wiele. Kształtujący się debiutanci – idealny materiał do bezczelnego zjechania… nie tym razem.

Co przykuwa uwagę przy słuchaniu „Icebreakera”? Chyba przede wszystkim to, czego zbyt często brakuje dzisiejszym produkcjom – dobre melodie. Ileż to było płyt w moim życiu, które uciekały bezpowrotnie po kilku godzinach, chwilach?! Nawet po kilka przesłuchań nie dawało radości wspominania czegokolwiek później. Natomiast w przypadku See You At Midnight wiele utworów przewijało się w mojej głowie już od pierwszego słuchania. Nie da się ukryć, są przebojowe, wiele z nich (zwłaszcza Steps Ahead) mogłoby spokojnie śmigać po radyjku. Chwytliwe melodie… Wsłuchajcie się zwłaszcza w sekwencje nut wyśpiewywane przez pana Sylwestra Adama. Naprawdę porządne i przemyślane linie wokalne. Dobry ma gość głos, chociaż czasem zbyt podchodzi pod Petera Nichollsa, za którego manierą nie przepadam. Ale to tylko momentami. Melodia płynie też z dźwięków sześciostrunowych wioseł. I też jest dobrze. Nie za dużo, nie za mało, w sam raz wpasowuje się w wolne do zagospodarowania dla melodii miejsce. Zwykle na lekkim przesterku, może czasem wah-wah (?). Idealnie do takiego rockowego, niezbyt ciężkiego grania. Jednak kiedy odwrócimy uwagę od głównych ścieżek melodycznych kompozycji, nasze uszy wychwycą bez problemu świetne linie basu. Wraz z perką nadają utworom naprawdę rasowy feeling i pęd. Jeżeli zespół potrafi przenieść tę dynamikę i uczucie na scenę, to czekam z niecierpliwością na koncerty.

Kompozycje ulubienice? Wstrzymam się. Zawsze lubiłem new romantic. Praktycznie wychowywałem się przy tym. See You At Midnight przyznają się bez bicia do utrzymywania muzyki w tym klimacie. Podoba mi się też podejście zespołu, albo chociaż wrażenie jakie sprawia muzyka – nie wstydzimy się niczego, śpiewamy o miłości, wciskamy dużo ładnych melodii i do dzieła. Granie na zdrowym luzie, to jest to…

Fajnie, fajnie, tylko słuchanie tych dwunastu utworów pod rząd w końcu nudzi. Wszystko po pewnym czasie wydaje się grane na jedno kopyto. Zresztą, kto mówił, że koniecznie musimy pożreć tę płytę od razu w całości. Rozumiem, że ten album to jeszcze materiał do przeselekcjonowania, dlatego nie będę go traktował jako koncepcyjną całość. Wątpię, żeby był takową w zamyśle. Mam za to ogromną nadzieję, że „Icebreaker” przełamie lody dla SY@M i pozwoli im zabłysnąć na polskiej scenie. Taaaaaki lodołamacz nie powinien mieć z tym problemów, tym bardziej że wiosna idzie i czas najwyższy, żeby kruszyć lody w nas samych.

Zwykle ocenki nie daję w takich przypadkach, ale chcę tę pozycję jakoś wyróżnić. Za feeling i za wszystko, co powyżej. Słyszę w tym graniu wielkie możliwości i wciąż otwarte furtki…

Dobra rzecz, do której z chęcią powrócę nieraz!
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.