Jak ja się ucieszyłem, że Trans-Siberian Orchestra wydaje nowy album! Szkoda tylko, że nie na początku grudnia, tak żebym mógł się raczyć nowymi dźwiękami tuż przed świętami. Przypomnijmy, dla tych co nie znają TSO, że jest to bardzo ciekawy rockowo-symfoniczny projekt, zrzeszający dziesiątki muzyków i wokalistów. Założycielami w 1996 był kompozytor Paul O’Neill, który zaprosił swoich przyjaciół – Jon’a Olivę, Roberta Kinkela i Ala Pitrelli. Nazwa oczywiście nawiązuje do Kolei Trans-Syberyjskiej, która wg. muzyków łączy różne kultury i światy (także muzyczne). Ogólnym założeniem zespołu było granie świątecznych utworów, łącząc je z rockowymi brzmieniami. Oczywiście wszystko w amerykańskim stylu rodem z reklamy Coca-Coli, czyli bardzo epicko i filmowo, ale również profesjonalnie i bez plastikowej wiochy. Zresztą wystarczy spojrzeć na listę gości, którzy biorą/brali udział w tym projekcie (koncertowo i studyjnie) – na czele z muzykami Savatage. Taki skład nie może zawodzić. I nie zawodzi.
Do tej pory wydali 5 pełnowymiarowych albumów (łącznie z najnowszym „Night Castle”), z których aż 3 były wprost związane ze świętami Bożego Narodzenia. Od okładki po muzykę. Ja jestem zupełnie kupiony przez ich wersje „kolęd” – co roku w okresie przedświątecznej gorączki TSO gra u mnie bez przerwy. Przyznam się, że o wiele częściej niż polskie smutasy. Może dlatego, że blues-rockowe zacięcie w symfonicznym wydaniu wpasowuje się idealnie w moją wizję świąt, a może już dałem się zamerykanizować? Trans-Siberian największą siłą jest jednak na koncertach. W okresie od listopada do stycznia objeżdżają wschód i zachód USA ze swoimi występami, pełnymi laserów, potężnego mega oświetlenia i wspaniałej muzyki wykonywanej przez dziesiątki gości.
Najnowszy dwu płytowy album „Night Castle” to jeden z tych dwóch „nie-świątecznych”. Chociaż może okładka, czy nazwy kawałków nie kojarzą się bezpośrednio z Gwiazdką, to duch „starego” TSO unosi się cały czas w tych dźwiękach. Dużo zróżnicowanej muzyki zaserwowali nam panowie tym razem. Od klasycznych symfonicznych hymnów („Night Enchanted”, „Toccata”, „Carmina Burana”), przez bluesowe, amerykańskie, mocne utwory („Sparks”, „Another Way You Can Die”), aż po przeróbki starych utworów Savatage („The Mountain”, „Mozart And Memories”, „Believe”). Oczywiście jest jeszcze sól Trans-Siberian Orchestra – ballady klimatem bliskie świętom (choćby klasyczne dla TSO dźwięki „Childhood Dreams”). Całość jako mieszanka wypada bardzo przyzwoicie. Pewnie i tak będę częściej sięgał po „Christmas Eve and Other Stories”, “The Christmas Attic”, czy “The Lost Christmas Eve”, ale “Night Castle” to kolejne bardzo udane dzieło TSO. Może muzyki jest trochę za dużo jak na jeden raz, ale nie sądzę aby przez następne kilka lat nagrali coś nowego, więc będzie czas aby się z materiałem zapoznać.
"Obviously our fans have been unbelievably patient," he says. "We were dedicated to making something really special...And each time we thought we were finished it just wasn't good enough, so we'd go back and tweak and re-write and re-record. The longer that took, the more pressure we felt to get it right. It just kind of snowballed...But we finally got it right, I think. We're very proud of it. We just hope everyone thinks it was worth the wait."