ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu OHMphrey ─ OHMphrey w serwisie ArtRock.pl

OHMphrey — OHMphrey

 
wydawnictwo: Magna Carta 2009
dystrybucja: Oskar
 
1. Someone Said You Were Dead [5:00]
2. The Girl From Chi Town [6:21]
3. Denny's By The Jail [8:42]
4. Ice Cream [3:26]
5. Lake Shore Drive [8:20]/ 6. Not Afraid Of The Dark [5:20]
7. Shrooms 'n Cheese [15:03]
8. What's The Word, Thunderbird [11:54]
 
Całkowity czas: 64:06
skład:
Chris Poland - guitars; Robertino Pagliari - bass; Jake Cinninger - guitars; Joel Cummins - keyboards; Kris Myers - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
14.05.2009
(Recenzent)

OHMphrey — OHMphrey

Projekt OHMphrey to trzech muzyków z chicagowskiego składu Umphrey's McGee (Jake Cinniger na gitarach, Kris Myers na perkusji i Joel Cummins na klawiszach) oraz dwaj muzycy z OHM z Kalifornii (gitarzysta Chris Poland znany bardziej z Megadeth i basista Robby Pagliari). Nazwa jak widać ma coś wspólnego z macierzystymi zespołami, choć równie dobrze mogliby się nazwać Los Chicago.

OHM jak i Umhprey's McGee są zespołami dobrze znanymi w okolicach brzmień jazzowych, progresywnych i progmetalowych. Na stronie wydawcy nazywają ich „super jam band”, i nie jest to przesadzona nazwa. W 8 kompozycjach zaprezentowali twórczość raczej pasującą do sceny nowo-jazzowego grania, łącząc style progresywne, jazzowe i bluesowe. Gdzieś tam brzmią dźwięki zbliżone do twórzości Alana Holdswortha, Super Session, Erica Claptona czy Liquid Tension/Trio Experiment. Czym to się kroi? Jak dla mnie co by nie mówić ciągle to brzmi jak wcielenie L3E, a raczej próba. To właściwie zarejestrowany jam session. Cała rejestracja trwała 2 dni, zamknęli się w studio i dokarmiani pizzą razem coś nagrali.

Jamowy rodowód muzyków Umphrey's McGee spotkał się z ostrzejszym graniem z wywodem wprost z Megadeath, którego współzałożycielem był Chris Poland. To brzmi jakby to był jam. I tu przypomina mi się sławetny koncert Raduli Pilichowski Lewandowski „Trio Three Generations” z początków ubiegłej dekady ze szczecińskiego klubu Pinokio. Utwory są raczej improwizowane, rzeczowo i ciekawie poprowadzona linia. Brzmi to niejako podobnie to Liquid Trio Experiment (Levin, Portnoy, Rudess) i ani ja się nie obrażę, ani mam nadzieję fani jednego i drugiego za takie określenie. Linia melodyjna błąka się między różnymi wpływami, ni rockowo, bardziej jazzowo, na pewno fusion, odrobina ostrego metalowego przytyku. Pomiędzy poszczególnymi utworami są mocne różnice stylistyczne. Jako jam - projekt nie rozpieszczają słuchacza, raczej są to różne kompozycje, część - jak „Ice Cream” – wychodzą mocno spontaniczne, część jak choćby „Lake Shore Drive” sprawiają już wrażenie przemyślanych, choć ciągle brzmią jakby były w fazie prób. W stosunku do LTE/L3E wypadają niestety nader blado. Ale nie dyskwalifikowałbym tego projektu. Gdyby dopracować „Lakeshore” (jak to jest aranż – słabo, jak jam – nieźle, ale nie brzmi jak jam), wzmocnić tą solówkę na końcu … To co mi się za to podoba na tej płycie to „Denny's By The Jail” oraz dość ciekawa końcówka: „Not Afraid Of The Dark”, „Shrooms 'n Cheese” oraz perełka: „What's The World, Thunderbird”. Te utwory wypadają dobrze, ostatni brzmi po prostu rewelacyjnie. Najlepsze zostawili na koniec. No ale dla jednego utworu płyty się nie kupuje. Instrumentarium klasyczne – dwie gitary, jedna idzie „na czysto”, druga z lekkim przesterem, hammond i pianino, dużo technicznego grania ale niestety nic wybijającego się. Ot zapewne miła pamiątka dla muzyków że coś się tam razem zagrało, ale kariery temu albumowi to ja nie wróżę. Nie pociąga jakość nagrania – każdy instrument za mocno odseparowany, nie w każdej kompozycji panowie się zgrali. Ale aż tak źle nie jest aby dać mu jedną gwiazdkę i z płyty zrobić zawieszkę na lusterko. Szczerze nic lepszego niż oba zespoły osobno nie nagrali, ostatnie dwa utwory ratują cały album (którego zajmują połowę zresztą). I chyba właśnie nie dla jednego ale dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po ten album. Dla wielbicieli rejestrowanych jam-sessions. Ja tam wolę oglądać takie na żywo. Klub, klimat, energia, spontan …. Na półkę w kategorii „ciekawostki”.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.