ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Bel Canto ─ Shimmering, Warm & Bright w serwisie ArtRock.pl

Bel Canto — Shimmering, Warm & Bright

 
wydawnictwo: Warner Music 1992
 
1. Unicorn (5:19)
2. Summer (4:47)
3. Die Geschichte Einer Mutter (6:54)
4. Waking Will (5:16)
5. Shimmering, Warm & Bright (3:18)
6. Sleep In Deep (2:45)
7. Buthania (2:52)
8. Le Temps Dégagén (4:43)
9. Spiderdust (3:59)
10. Mornixuur (7:51)
 
Całkowity czas: 47:22
skład:
Anneli Drecker – vocal / Nils Johansen – all instruments
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,14
Arcydzieło.
,39

Łącznie 58, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
04.11.2008
(Recenzent)

Bel Canto — Shimmering, Warm & Bright

Hm, choć przejrzałem zeszyty z zapiskami (w zamierzchłych czasach mojej młodości nie było komputerowych blogów tudzież innych wynalazków, wdzierających się perfidnie nawet do naszych sypialni), nie znalazłem żadnej wzmianki, kiedy, gdzie, w jakich okolicznościach dane mi było spotkać się pierwszy raz z dźwiękami ukrytymi na płycie Shimmering Warm And Bright. Majaczy mi za to, niczym niewyraźny kontur we mgle myśl, że musiało to być jesiennym wieczorem ’93 roku. Tyle domysłów. Z całą pewnością za to mogę wskazać „winnego” tego zdarzenia. Mimo, że od lat nie ma już go z nami na tym padole, nieodparcie zawsze wracam myślami do chwil, które Tomek Beksiński poświęcił nam, słuchaczom z anteny radiowej, propagując artystów i ich dzieła, które pozostaną z nami na zawsze. Bo On to sprawił, iż muzyka Bel Canto zagościła w moim pokoju, Jemu zawdzięczam, że trzeci album norweskiej grupy powraca co rusz jesienią, gdy zaczynają się mgliste poranki i słotne wieczory, a myśli nieodparcie biegną do chwil spędzonych z ludźmi, którzy zaznaczyli się choćby małym westchnieniem w moim życiu.

Ileż to już zatem lat minęło, gdy borykałem się z dylematem wyboru muzyki na nadchodzące dni. I wielokrotnie stojąc przed półką z płytami decydowałem się na Bel Canto, jakbym liczył na jakiś pozamaterialny wspomagacz pamięci. Zazwyczaj też moje oczekiwanie się sprawdzało. Dalczego? Bo wybierana na taki czas płyta Shimmering, Warm And Bright to muzyka, obok której nie sposób przejść obojętnie. Bo to kompozycje, idealnie wręcz opowiadające o tajemniczości i nieopisywalności pierwszego listopada. To jak śpiew zza cmentarnej płyty, smutny, a jednocześnie uroczysty i nieodgadniony. A wszystko za sprawą Anneli Drecker. Jej nazwisko pojawiło się w kilku moich recenzjach, że o Röyksopp z ostatniej chwili wspomnę. W Bel Canto odgrywa rolę pierwszoplanową – to jej głos warunkuje klimat tych wszystkich kompozycji. To, w jaki sposób śpiewa, jak przekazuje emocje determinuje brzmienie muzyki Bel Canto ostatecznie. I przez to Shimmering Warm And Bright brzmi tak nieziemsko pięknie. Począwszy od piosenkowych utworów otwierających płytę (Unicorn, Summer), aż po utwór tytułowy. Ale trzecia w kolejności płyta Bel Canto to głównie nagrania nie mające zbyt wiele wspólnego z klasycznymi piosenkami. To utwory, w których upchano tyle emocji, że dałoby się z nich wykroić niejedno emocjonalne samobójstwo. Zaczyna się robić absolutnie wyjątkowo już z pierwszymi dźwiękami Waking Will. Te klawisze, tak pastelowe i mgliste. Ten lekko zaznaczający się nas i perkusja, muskająca wręcz uszy słuchacza – oto prawdziwy obraz piękna październikowego poranka, który nigdzie się nie spieszy. Lekko, zwiewnie wręcz pobrzmiewają gitarowe pasaże, a Anneli Drecker śpiewa z takim dostojeństwem, aż człowiekowi przechodzą dreszcze po karku. Utwór w finale zmienia się, leniwy rytm nagle zaczyna kołysać niczym sztormowy wicher i robi się monumentalnie i patetycznie. Właśnie – PATOS. Lubię to słowo. W odniesieniu do Bel Canto brzmi po prostu tak oczywiście i naturalnie, że zupełnie to nie przeszkadza. Jednak Norwegowie swoje magnum opus osiągają w drugiej części płyty. Najpierw – wycyzelowana samotność i tęsknota, oparta na partii fletu w utworze Buthania. Miękną mi kolana za każdym razem, gdy słucham tego nagrania. Potem – rozpędzający się niczym karuzela Le Temps Dégagé. Znowu z anielskim śpiewem pani Drecker. A potem – czas na wielki finał. Żeby go opisać zabrakło mi słów, więc z czystą i niekłamaną przyjemnością zachęcam – posłuchajcie, bo niewiele jest na tym naszym okrutnym świecie utworów, tak cudownie łączących smutek wieczora i radość poranka. Każda nuta w Die Geschichte Einer Mutter jest konieczna i skończona. Żadnego zbędnego dźwięku, ni chwili ciszy, która mogłaby nużyć. A potem cudowna melodia Morninxuur  po prostu oczaruje was w taki niepojęty sposób, że jak zaczarowani nawet nie zauważycie, że słońce już dawno zaszło, świeca dogasła, a filiżanka kawy już dawno wystygła i … czas ponownie napełnić pióro. A potem napisać wspomnienie tych chwil i ludzi, z którymi zetknął nas los choć przez sekundę.

Początek listopada, zapalanie zniczy i strzępy (mniejsze lub większe) wspomnień o ludziach, których już nie ma. Zapomniane szczegóły, jakieś historie z dawna zapomniane. Mgła opadająca na drogi, pola, drzewa, groby, świece i ludzi. Cisza, przerywana jedynie szumem liści i dolatującym z daleka krzykiem przelatujących, czarnych ptaków.

Nadjeżdża samochód, gasną światła i silnik, trzaskają drzwi. Ciche kroki, odgłos zapalanej zapałki i … znowu ta cisza…

Polecam. Arcydzieło, jakich mało.

Tomku, dziękuję. I pamiętam. Wzniosłeś sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu…
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.