ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Echolyn ─ Mei w serwisie ArtRock.pl

Echolyn — Mei

 
wydawnictwo: Velveteen Records 2002
 
1. Mei (49:33)
 
Całkowity czas: 49:33
skład:
Christoper Buzby: k, voc; Brett Kull: g, voc; Paul Ramsey: dr, perc; Ray Weston: voc, bass.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,7
Arcydzieło.
,2

Łącznie 10, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
14.08.2002
(Recenzent)

Echolyn — Mei

Echolyn to grupa, która ma za sobą dość burzliwe dzieje… W ciągu swojej trzynastoletniej kariery zespół zdążył wydać już pięć krążków studyjnych, z których te najbardziej znane to chyba „Suffocating the Bloom” z 1992 r. oraz „As the World” z 1994, po wydaniu którego grupa rozwiązała się. Na całe szczęście dwa lata temu powrócili bardzo udanym krążkiem „Cowboys Poem Free”, a obecnie zespół raczy nas kolejnym rewelacyjnym wydawnictwem. I aż dziw bierze, że ta pochodząca zza wielkiej wody formacja, która właściwie nigdy nie nagrała płyty słabej, pozostaje u nas wciąż dość nieznana… Cóż, mam nadzieję, że sytuacja ta ulegnie wkrótce radykalnej zmianie, jako że „Mei” jest chyba jedną z najciekawszych propozycji zespołu…

Jedną z głównych cech muzyki Echolyn było zawsze łączenie skomplikowanych, progresywnych struktur z dużą przystępnością i melodyjnością materiału. Na swojej najnowszej płycie „Mei” zespół zdecydował się natomiast na ambitny i dość ryzykowny zabieg, zamykając całość w jednym, długaśnym utworze. Mimo to płyta ta urzekła mnie już od pierwszego przesłuchania i to chyba w najprostszy możliwy sposób – za sprawą pięknych melodii właśnie. A muszę przyznać, że takiego natężenia świetnych aranżacji, ślicznych melodii i bogactwa pogodnych dźwięków nie słyszałem chyba od czasu debiutu Magenty… Niesamowite, z jaką łatwością i lekkością muzycy Echolyn przechodzą między poszczególnymi motywami, jak doskonale balansują napięciem i emocjami, dzięki czemu każda minuta tego materiału to dowód naprawdę wysokiego kunsztu kompozytorskiego. Kiedy trzeba robi się bardzo nastrojowo, z romantycznymi smykami i pianinem, ale nie brak na „Mei” także świetnego, dynamicznego grania, z dominującymi gitarami i podlanym hammondem brzmieniem. Od czasu do czasu pojawia się także lekko jazzujące pianino, bluesowa gitara, czy bardziej nowobrzmieniowy motyw perkusyjny, wszystko to jednak tak umiejętnie wkomponowane w styl Echolyn, że słuchacz z jednej strony jest przekonany, że cały czas ma do czynienia z niemal klasycznym neo-progiem, a z drugiej po prostu nie ma prawa się nudzić. Zresztą na „Mei” zbyt dużo jest tych koronkowych aranżacji, drobnych, ale zapadających w pamięć szczególików, które kołaczą się w głowie jeszcze na długo po wybrzmieniu krążka, aby się w ogóle od niej oderwać. Bardzo podobają mi się także linie wokalne, słychać, że Ray Weston włożył w nie dużo pracy. Jego partie są zróżnicowane i zaśpiewane w dość emocjonalny sposób, a że wspomaga go dwóch kolegów, z których każdy mógłby właściwie być samodzielnym wokalistą, to mamy pewność, że również w sferze wokalnej nie brakuje tu świetnych, złożonych harmonii i bogactwa aranżacyjnego. Niewątpliwie więc, mimo iż „Mei” można uznać za kontynuację poprzedniej płyty Amerykanów, zespół rozwinął się pod niemal każdym względem. Dlatego nie spodziewajcie się powtórki żadnego z wcześniejszych krążków Echolyn, bo choć płyta ta nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto jest jej autorem, a charakterystyczne elementy stylu grupy są tu wszechobecne, to równocześnie różni się ona od poprzednich dokonań zespołu pod wieloma względami, w tym m.in. atmosferą i produkcją. No właśnie, na koniec jeszcze dwa słowa o brzmieniu: klarowne i soczyste… mniam. ;-) Nawet w momentach największego natężenia dźwięków doskonale słychać tu każdy instrument i można w pełni rozkoszować się perfekcyjnym współbrzmieniem poszczególnych motywów i niesamowitym zgraniem muzyków. Jednocześnie nie uświadczycie na tej płycie, często spotykanej w takich przypadkach, „płaskości” i „suchości” dźwięków. Ten materiał po prostu BRZMI i również dlatego słucha się go z prawdziwą przyjemnością…

Jak dla mnie, krążek Echolyn powinien stać się takim dźwiękowym podręcznikiem dla zespołów współcześnie parających się muzyką art-rockową, o podtytule „Jak przyrządzić neo-pierogi, tak by wciąż smakowały”. ;-) Faktem bowiem jest, że Amerykanie, bez popadania w schematyzm i banalność, nagrali album praktycznie nie mający słabych punktów: zróżnicowany, pełen świetnych melodii i doskonałych aranżacji, którego potencjalną wadą może być jedynie brak zaskoczenia, czy innowacyjności. No ale taka ocena, jak już wiadomo, zależy wyłącznie od słuchacza… Mnie się „Mei” niezmiernie podoba i niewątpliwie jest to także jedno z najlepszych osiągnięć Echolyn (jeśli w ogóle nie najlepsze) w całej ich karierze. Porywający krążek!!!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.