Czego można się spodziewać po nowym albumie Therion? Chórów, orkiestracji, rockowego brzmienia… tak, nie ma niespodzianek –to wszystko znajdziecie również na „Secret of the Runes”… Nowy krążek Christofera wydaje się być więc przede wszystkim gratką dla zagorzałych i rozkochanych w „Deggial” fanów zespołu, niekoniecznie chętnych zmianom, a wymagających jedynie by Therion zachował wysoki poziom swoich kolejnych wydawnictw, bo tego utworom z „Secret of the Runes” odmówić nie można… Co prawda gdyby zapytać samego Maestro, to na pewno miałby sporo do powiedzenia na temat nowatorskich rozwiązań kompozycyjnych i instrumentalnych na nowej płycie, ale dla „przeciętnego” słuchacza ma to raczej drugorzędne znaczenie. Nie implikuje tu bynajmniej, że „Secret of the Runes” jest kalką „Deggial”, zmiany są jednak czysto kosmetyczne i wydaje mi się, że albo Christofer dokona zasadniczego zwrotu w swojej muzyce, albo zacznie zjadać swój własny ogon.
Przejdźmy jednak do samej płyty: jest to koncept-album, opowiadający o dziewięciu mitycznych światach obecnych w nordyckich podaniach i wierzeniach. I ku mojej nieskrywanej radości muzyka doskonale oddaje zawartość tekstową krążka: jest cięższa, przepełniona mrokiem, oraz chłodem północy… Dodatkowo część tekstów zaśpiewana jest w językach germańskich, co tylko potęguje takie wrażenie. Ponownie natomiast w nagraniu płyty zespołowi towarzyszyła orkiestra oraz chór (na całe szczęście tym razem inny), tak więc po raz kolejny całość brzmi naprawdę potężnie i ciężko, tym bardziej że tym razem Christofer zrezygnował z długich, ciągnących się epików, na rzecz krótszych, 4-5-cio minutowych kompozycji. Owa ciężkość jest więc nie tyle wynikiem brzmienia gitar, które właściwie nie uległo większym modyfikacjom, ale właśnie niemal przeładowania utworów orkiestracjami i szeroką paletą dźwięków, od których bije niesamowita siła i moc. Z drugiej strony nie można nie zauważyć, że gitara powróciła po trochu do łask Maestro, bowiem na „Secret of the Runes” znajduje się sporo nieźle brzmiący riffów, a w niektórych kawałkach pojawiają się nawet solówki!!! Największą zaletą są jednak, jak zawsze, aranżacje: umiejętnie rozplanowane napięcie, oraz sporo ciekawych pomysłów, poczynając od samego brzmienia albumu, na niesamowitych partiach chóru skończywszy. Na koniec natomiast Therion przygotował naprawdę sympatyczna niespodziankę, szczególnie dla fanów tęskniących za klimatem „A’arab Zaraq Lucid Dreaming”… Oczywiście covery, które Christofer zawsze potrafił ciekawie interpretować i wykonywać (te dwa tutaj niestety tylko w wersji digipak albumu). Pierwszy to „Crying Days” z repertuaru Scorpionsów, drugim natomiast jest brawurowo wykonane „Summernight City” Abby. Dodatkowym zaskoczeniem jest gościnny udział nieodżałowanego Piotra Wawrzeniuka na wokalach –aż się łezka w oku kręci…
Długo zastanawiałem się nad oceną końcową dla tej płyty. Niewątpliwie jest to krążek utrzymany na wysokim poziomie i wszyscy fani prawdopodobnie zakochają się w nim bez reszty. Z drugiej jednak strony jest to po prostu kolejny, utrzymany na porządnym poziomie album Therion i… nic więcej. Ponieważ ja stawiam siebie gdzieś po środku (znaczy lubię Therion ale nie fanatycznie) zdecydowałem się ocenić „Secret of the Runes” jako dobry, gdyż po raz kolejny doskonały zmysł kompozycyjny Christofera sprawił, że słucha się tego krążka bardzo miło i przyjemnie, a o to przecież chodzi.