Kolejna propozycja Progrock Records i… wszystko jasne? No… niezupełnie, gdyż ten mało znany zespół, o intrygującej nazwie RC2, pochodzi z Wenezueli, a to nieczęsty kierunek naszych muzycznych, progresywnych odkryć. I choćby z tego powodu warto przy płycie „Future Awaits” zatrzymać się dłużej.
Grupa powstała w Caracas, w 1999 roku, w wyniku rozpadu ponoć bardzo znanego w Wenezueli zespołu Radio Clip, który w latach 1988 – 1994 wydał cztery krążki i z koncertami zjeździł cały kraj. Po kilku materiałach demo, w 2003 roku RC2 zadebiutowało krążkiem zatytułowanym… „RC2”, którego przyjemności nie miałem niestety wysłuchać. Rok po tym wydarzeniu formacja przeniosła się do hiszpańskiej Barcelony i już ze swojej nowej siedziby „podsuwa” nam swoją drugą płytę.
Godzina bez dziesięciu sekund i osiem kompozycji, niekrótkich, jak wynika z prostego rachunku - oto krótka analiza zawartości muzyki na blaszce. A jaka jest sama muzyka? Kompletnie nieoryginalna ale mogąca przypaść do gustu wszystkim fanom tradycyjnych progresywnych dźwięków. Sam album ma dwa oblicza. Pierwsze trzy, długie i wielowątkowe kompozycje, oprócz zwolnień i ładnych solówek, zawierają sporo mocnych, gitarowych riffów i perkusyjnych łamańców spod znaku Rush („Time Pieces”) czy hardrockowego grania w stylu Uriah Heep („Future Awaits”, „11”). Pomyli się jednak ten, kto sklasyfikuje ten zespół po tych pierwszych trzech odsłonach, jako grupę progmetalową czy hardrockową. Zresztą już zgrabne solo w „11” zdradza to, co będzie się działo w następnych utworach. A prawda jest taka, że od czwartego „Autumn” dzieją się rzeczy niezwykłe i piękne dla neoprogresywnych maniaków. „Autumn” zawiera dwa urzekające gitarowe sola, jedno piękniejsze od drugiego, a gdzieś po nich czai się jeszcze duch Marillionu z okresu „Marbles”. Od tej ulotności odchodzą panowie na moment w następnym, instrumentalnym „El Diablo Suelto”, silnie folkowym, mającym korzenie w tradycyjnej muzyce hiszpańskiej. Grupa popisuje się w nim swoimi umiejętnościami, niczym Dream Theater w licznych wodewilowych wstawkach. Później już do końca jest neoprogresywnie, z apogeum w postaci wypieszczonego, wypolerowanego i zmuszającego do… klękania, gitarowego popisu w „pendragonowym” stylu, w pierwszej części „Voice Of The Storm”. Nie odstają wszak od niego zagrane w podobnych klimatach „Coming Down Again” i druga część „Voice Of The Storm”.
To co faktycznie może podobać się na płycie RC2 to lekkość w serwowaniu świetnych melodii, wpisanych w rozbudowane i niebanalne kompozycje. Poszukiwacze muzycznego postępu z pewnością mogą ominąć tę płytę dużym łukiem, miłośnicy klasycznych progresywnych formacji powinni zacierać ręce, bo to rzecz w sam raz skrojona dla nich. O ile bowiem operujący w wysokich rejestrach wokal Felixa Duque ma prawo u niektórych wywoływać kontrowersje, tak popisy gitarzysty Mauricio Barroety i klawiszowca Rafaela Paza mogą tylko cieszyć. Polecam.