ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jelly Jam, The ─ The Jelly Jam w serwisie ArtRock.pl

Jelly Jam, The — The Jelly Jam

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2002
 
1. I Can't Help You 3:01
2. No Remedy 4:05
3. Nature 0:58
4. Nature's Girl 5:12
5. Feeling 5:21
6. Reliving 4:12
7. The Jelly Jam 5:49
8. I Am The King 4:38
9. The King's Dance 2:11
10. Under The Tree 9:37
 
skład:
Ty Tabor - vocals and guitars; John Myung - bass; Rod Morgenstein - drums and percussion
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,4

Łącznie 13, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
13.05.2002
(Gość)

Jelly Jam, The — The Jelly Jam

Jelly Jam to trzech członków Platypusa, pozostałość po grupie, która stworzyła plasujące się w tzw. "niskich stanach średnich" "Ice Cycles" - krótko mówiąc, cała ekipa rowerzystów bez Dereka Sheriniana. Gitarzysta/wokalista Ty Tabor, dobrze nam znany basista John Myung i bębniarz Rod Morgenstein postawnowili nie poddawać się bez wsparcia byłego klawiszowca Dream Theater i nagrali płytkę bardzo sympatyczną - "Jelly Jam" właśnie.

Trwający czterdzieści pięć minut krążek mógłby zostać poczytany za klasyczną pokazówkę w zakresie "jak nagrać ciekawą, interesującą płytę bez grzebania się w całej tej progresji". Ambitny, wysublimowany, lekki rock jaki serwują nam Galaretkowcy jest całkiem frapującą propozycją z gatunku płyt, których odsłuch czasem konieczny jest do zachowania sensownego poglądu na ogół muzyki płynącecj z lewa i prawa. Poprzez kilka początkowych utworów, tchnących nieco świeżego, acz klasycznego ducha w muzykę Jelly Jam przechodzimy do reszty jakże miłych uchu "wypełniaczy"; po to, by zapaść się w najmocniejszy utwór na płycie - "The jelly jam". Wspaniały, ambientowo - transowo - psychodeliczny kawałek jest tym, dla czego warto produkcję trzech Panów nabyć. Rewelacja! Pachnące Porcupine Tree, Djam Karet, może czymś jeszcze innym, niepoznanym pięć minut muzyki to niewiele - ale mimo wszystko, broni się zajadle, o czym proponuję przekonać się na własne uszy.

Instrumentalnie Jelly Jam jest w porządku; nie ma się zresztą czemu dziwić, w końcu wszyscy trzej członkowie formacji to profesjonaliści wysokiej klasy. Słychać też, że jest to płyta nagrana dla zabawy; po prostu dobrze rozumiejący się ludzie postanowili stworzyć coś, czym mogliby dać wyraz swojemu twórczemu uniesieniu bez babrania się w wyidealizowanych tekstach. Wyszło to "Jelly Jam" zdecydowanie na dobre. Moim skromnym zdaniem udało się Taborowi, Myungowi i Morgensteinowi zrobić coś, czego dokonać nie mogli pod szyldem Platypusa - nagrali bowiem album po prostu dobry. Bez rewelacji, acz uczciwie i ciekawie. I chyba o to chodziło...

Polecam krążek "Jelly Jam" wszystkim tym, którzy czują się znudzeni art-rockiem i progmetalem, tym, którzy chcieliby na krótki moment oderwać się od ciężkich, pozakręcanych brzmień czy niewysłowionej głębi rozważań płynących z odsłuchu tekstów innych wykonawców. Solidna, utrzymana w dobrym tonie produkcja.

Proszę tylko nie patrzeć na zdjęcie Johna Myunga na wkładce. Czegoś tak okropnego w życiu nie widziałem. Ale to na marginesie... ;)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.