ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Genesis ─ Live At Wembley Stadium w serwisie ArtRock.pl

Genesis — Live At Wembley Stadium

 
wydawnictwo: Pomaton EMI 2003
 
1. Mama
2. Abacab
3. Domino (Part1.In The Glow Of The Night)
4. Domino (Part2. The Last Domino)
5. That's All
6. Brazilian
7. Land Of Confusion / 8. Tonight, Tonight, Tonight
9. Throwing It All Away
10. Home By The Sea
11. Invisible Touch / 12. Drum Duet
13. Los Endos
14. Turn It On Again (Medley: Turn It On Again
Everybody Needs (Somebody To Love)
I Can't Get No Satisfaction
Reach Out And I'll Be There
You've Lost That Loving Feeling
Pinball Wizard
In The Midnight Hour
Turn It On Again) Dodatki: 1. Galeria zdjęć
2. Program trasy
 
Całkowity czas: 131
skład:
Tony Banks – keyboards / Phil Collins – vocal, drums, percussion / Mike Rutherford – bass, guitar / Daryl Stuermer – bass, guitar / Chester Thompson – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,5
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,6

Łącznie 22, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
15.11.2007
(Recenzent)

Genesis — Live At Wembley Stadium

Tłumy. Cztery wyprzedane koncerty a na nich 288 tys. ludzi. Słynne, nieistniejące już Wembley wypełnione po brzegi. I nic dziwnego – na scenie popularna grupa Genesis, promująca właśnie wydany album Invisible Touch. Longplay, na którym aż roi się od hitów, zgrabnie lansowanych przez MTV.
 
Wydane jakiś czas temu DVD z tych koncertów na kolana nie rzuca. Przeciwnie, siedząc w wygodnym fotelu, popijając kawę lub piwo zastanawiam się, skąd w ludziach, zgromadzonych na koncercie takie entuzjazm. Niby reagują w żywiołowy sposób, gdy Collins zapowiadając utwory, które zespół przedstawi, mówi o nowych nagraniach (normalny entuzjazm) oraz wspomina o starych nagraniach (wielki aplauz). Ale jednak – gdy dochodzi do zderzenia z prezentacją sceniczną – największe brawa i krzyki rozlegają się przy takim Invisible Touch, czy That’s All.
 
Niestety, nie owijając w bawełnę trzeba powiedzieć wprost. To koncert na którym górują pioseneczki. I to takie, jakich w Genesis n-i-e l-u-b-i-m-y. Ja wszystko rozumiem, że nowa płyta, że promocja, że popularność, fanki, autografy itd., ale jednak przegięli. Źle się ogląda po latach ten koncert. Jest jakoś tak sztucznie i plastikowo, że z całej otoczki koncertu pozostają w pamięci białe buty poszczególnych artystów i niewiele więcej.
 
Owszem, kilka momentów na tym DVD jest niezłych. O aspirowanie do bycia magicznymi wcale nie ma mowy, ale w miarę dobre są, więc je wymienię. Pierwszy z nich to … Abacab. Dziwne, prawda? To najgorsza płyta Genesis, a utwór tytułowy jest tego nieodzownym przykładem. I taka odmiana. Bo na koncercie Abacab sprawdza się. Co prawda, dzieje się to już po odśpiewaniu początkowej części utworu (tej piosenkowej, z marnym refrenem), ale zawsze. Minimalna improwizacja, ciekawe solo Rutherforda, słowem nieźle, naprawdę nieźle. Zresztą, ten motyw rozwinięcia piosenki w coś bardziej monumentalnego powiedzie się również przy wspomnianym wyżej That’s All. Fajnie ogląda się równie sam finał koncertu – Turn It On Again z wplecionymi w środek nagrania różnymi cytatami z klasycznych przebojów, z entuzjastycznie reagującą publicznością. O tak, to kolejny z plusów, jaki można zaliczyć zespołowi. Sama zabawa w odgadywanie poszczególnych nagrań (i ich wykonawców) jest przednia, a gdy dodamy do tego Collinsa ubranego w kapelusz i okulary rodem z Blues Brothers, imitującego krok sceniczny Micka Jaggera - nasze zdanie o tym koncercie zdecydowanie się poprawi.
 
Oczywiście Genesis, chcąc zadowolić fanów pamiętających starsze nagrania grają na koncercie dwa długie nagrania. O ile jednak Home By The Sea jest świetny (pawie najlepszy utwór na płycie) to niestety nie da się tego samego powiedzieć o Domino. Płasko, bezbarwnie i nijako. To określenia, które przychodzą na myśl po wysłuchaniu tej kompozycji. Szkoda, liczyłem, że to jedno z niewielu dobrych nagrań z Invisible Touch zabrzmi na koncercie wspaniale. I przeliczyłem się. Na szczęście honor ratuje wspomniany Home By The Sea. Znakomity początek, dobre brzmienie plus monumentalnie brzmiące dwie perkusje w finale to naprawdę duży plus dla zespołu.
 
I … właściwie byłoby wszystko. Prawie. Bo pozostałych – zwłaszcza tych nie wymienionych przeze mnie – nagrań, (poza dwoma naprawdę wyjątkowymi) można posłuchać raz. Absolutnym bowiem hitem tego koncertu jak dla mnie jest utwór, który pierwotnie skreśliłem w myślach przekonany, że będzie nijaki. To Brazillian . Porywające wykonanie. No i zagrany na zakończenie na dwie perkusje Los Endos. To Genesis, jaki lubimy. Jaki znamy, jaki chcielibyśmy oglądać i słuchać. Po prostu perła. I choćby dla tych dwóch utworów warto po ten koncert sięgnąć.

Na koniec kilka słów o stronie technicznej. Dźwięk; DTS / DD 5.1. / Stereo, więc jest poprawnie. Co prawda sposób masteringu samego dźwięku nie bardzo mi odpowiada (moim zdaniem sztucznie brzmi zbyt głośna publiczność w stosunku do samego zespołu), ale nie czepiam się. Generalnie – jest ok. Obraz – jestem zadowolony, bo to jednak był rok 1987, a więc szczerze powiedziawszy nie wymagałem wiele i widok na ekranie pozytywnie mnie zaskoczył. Dodatki – no tu już miernie. Jakieś zdjęcia, tour documentary, wiele tego nie ma. Nie postarali się niestety. A szkoda.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.