Nie lubię składanek. Bo wykonawcy, których słucham często nagrywają płyty, które stanowią całość, jako swego rodzaju skończone dzieła i wszelkie burzenie konstrukcji, do której przywykłem jest dla mnie nie do zaakceptowania.
Nie lubię składanek, bo mnie nie potrzeba przypominać, że jakiś wykonawca istnieje. Pamiętam o tym bez otoczki promocyjno – komercyjnej skierowanej również do fanów, którzy kupią każdą pozycję z katalogu danego zespołu.
Nie lubię składanek, bo najczęściej zawierają nie te nagrania, które na płytach danego wykonawcy wzbudziły mój największy entuzjazm. Bo na składanki zwykle trafiają tzw. przeboje, ograne do bólu w radiu i wpychane nam przez media niczym darmowe próbki w markecie.
Powodów, które spowodowały we mnie taką niechęć do składanek jest znacznie więcej. Nie będę się rozpisywał, bo w końcu skupiamy się na płycie grupy No-Man, a nie na frustracjach recenzenta. Do rzeczy zatem!
Zabrałem się za pisanie tej recenzji, zaczynając od podszepniętego do ucha uzasadnienia przez advocatus diaboli zespołu. Podpowiadającego moim łasym na pochlebstwa uszom, że All The Blue Changes to nie jest zwykła składanka. Bo na tych dwóch płytach zamieszczono, i owszem, sporo nagrań znanych już z dyskografii zespołu, ale też znajduje się na tym albumie kilka świetnych, pożądanych przez fanów rarytasów. A ponadto jakieś remixy, alternatywne wersje itd. Jednym słowem – wyważona produkcja. Warty kilkudziesięciu złotych przegląd zarówno chyba najlepszych dokonać No-Man połączony z ciekawostkami, których próżno szukać na zwykłych albumach zespołu. I CAŁE SZCZĘŚCIE!
Z nowości przykładem będzie choćby alternatywny mix utworu Day In The Trees. Gdyby nie ten sam snująco – melancholijny śpiew Bownessa można by mówić o niezłym przeboju, jaki panowie z No-Man stworzyli. Nowoczesny, chilloutowy beat, połączony z partią skrzypiec … bezwzględnie opanować powinien wszelkiego rodzaju składanki typu Lazy Hours czy Do Not Disturb. Jest lekko, zwiewnie wręcz, milutko i bez zobowiązań. Hit aż miło posłuchać. Wiem, niektórzy mogą się skrzywić, że próbuję wepchnąć No-Man w środowisko bywalców klubów, ale nic nie poradzę – jestem przekonany, że m.in. dla nich takie nagrania jak to znalazły się na All The Blue Changes.
Radykalna zmiana czeka na słuchacza za sprawą kolejnego utworu na płycie, zatytułowanego Reich. Właściwie nic, jakieś dźwięki bez składu, bardziej tło niż melodia i wsamplowany głos. I tyle. A jednak – budzi w słuchającym pewnego rodzaju poczucie wyjątkowości. Przecież takich nagrań nie słyszy się w radiu. Nie walą nim z głośników beemwice z czarnymi szybami. W markecie też tłem nie bywa. I dlatego słuchacz w pewnym momencie uzmysławia sobie, że to do niego kierowane są te wszystkie dziwne nuty, że to on jest wyjątkowy i powinien na chwilę dłużej zatrzymać się przy zespole No-Man. Reich jest wymagający, czekający na skupienie, ale dzięki temu można mieć nadzieję, że przy muzyce No-Man nie pozostaną przypadkowi ludzie.
Co jeszcze? Och, polecałbym wam gitarowe szaleństwo połączone z wszechwładnymi skrzypcami w nagraniu Housekeeping, ale przecież dobrze to znacie. Zachwalałbym wam żarliwie i bez żadnego zbędnego słowa Photographs In Black And White, ale przecież niemożliwe, byście tego cudownego kawałka nie słyszeli. Oczywiście bezwzględnie narzuciłbym swoje zdanie w kwestii genialności minisuity (nawet w tej okrojonej wersji) Heaven Taste. Fakt, momentami zbliżonej do gry Pat Metheny Group, ale po co ? Ostatecznie samo porównanie to też żaden wstyd.
I tak można bez końca. Zachwycać się każdym fragmentem, niekiedy pojedynczymi nutami zawartymi na tym albumie i liczyć, że ten nuty ogarną nas zupełnie, aż się w nich zatracimy na zawsze. Kilkadziesiąt minut wcale nie nużącego, melancholijno – jesiennego piękna.
Zbiór nagrań umieszczonych na All The Blue Changes robi wrażenie. Zespołowi udało się połączyć wartościowe fragmenty płyt z różnymi rarytasami. I na dodatek tych drugich jest tu całkiem sporo. Dlatego, mimo, że nie przepadam za składankami, uważam, że to dobra płyta. Bardzo dobra. Polecam.