ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu No-Man ─ Flowermouth w serwisie ArtRock.pl

No-Man — Flowermouth

 
wydawnictwo: Snapper Records 1993
 
1. Angel Gets Caught In The Beauty Trap (Bowness - Wilson) 10:34
2. You Grow More Beautiful (Bowness - Wilson) 5:27
3. Animal Ghost (Bowness - Wilson) 6:11
4. Soft Shoulders (Bowness - Wilson) 3:58
5. Shell Of A Fighter (Bowness - Wilson) 7:50
6. Teardrop Fall (Bowness - Wilson) 4:38
7. Watching Over Me (Bowness - Wilson) 4:47
8.Simple (Bowness - Wilson) 7:02
9. Things Change (Bowness - Wilson) 7:35
bonus tracks: 10. Angeldust (remix) 9:11
11. Born Simple 12:09
 
Całkowity czas: 79:22
skład:
Tim Bowness & Steven Wilson / oraz / Richard Barbieri, Ian Carr, Ben Coleman, Mel Collins, Robert Fripp, Lisa Gerard, Steve Jansen, Chris Maitland, Silas Maitland,
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,11
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,20
Arcydzieło.
,20

Łącznie 53, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
29.12.2006
(Recenzent)

No-Man — Flowermouth

Dużo dobrego i – pewnie jakby się ktoś uparł – dużo złego można by napisać o tej płycie. A że taka nawiedzona, a że piosenkowa, a że za dużo melancholii, a że za mało rytmicznych kawałków (albo odwrotnie). A że za dużo Frippa, a Wilsona jak na lekarstwo. A … w cholerę z takim czepianiem się. To nie będzie taka recenzja.
 
Nie mam ochoty czepiać się dla zasady tej płyty tylko dlatego, że gra na niej Steven Wilson / Robert Fripp (niepotrzebne skreślić). Narzekanie na twórczość niektórych artystów tylko chyba dla zasady (vide Pink Floyd, sam Waters czy Gilmour, tudzież właśnie Wilson) urosło ostatnio do rangi towarzyskiej mody. Pomińmy zatem to wszystko milczeniem i zajmujmy się muzyką. Albo raczej MUZYKĄ. A jest czym…
 
Angel Gets Caught In The Beauty Trap zaczynający płytę dziesięciominutowy utwór budzi zdumienie po wielokroć. Najpierw przygrywką instrumentów klawiszowych, jakby żywcem wyjętą z płyt Tangerine Dream. A potem – rozmarzoną, sielską, nawet lekko jazzującą atmosferą budowaną przy pomocy skrzypiec i klawiszowych pasaży, przywodzących na myśl dziewiętnastowieczne romantyczne arcydzieła muzyki poważnej. I gdy już myślimy, że to koniec niespodzianek, że wszystko już zostało powiedziane, nagle w dialogu z trąbką pojawia się gitara. Ta ROZPOZNAWALNA wszem i wobec gitara. Robert Fripp.
 
Even now I see you fall…
- your arms stretching out
 
In my dreams, I feel you breathing
In my dreams, I feel you beathe…
 
śpiewa Tim z towarzyszeniem skrzypiec. Jak dla mnie - arcydzieło.
 
Ale ta płyta, to nie tylko melancholia i zatracenie. To również rytm, nieodparcie wywołujący stukanie stopą i kiwanie się z ukochaną z boku na bok. To świetne, energetyczne granie, pełne wdzięku i zarazem nieocenionego tempa. Jak choćby w You Grow More Beautiful czy Teardrop Fall. Szczególnie przy tym pierwszym trudno wysiedzieć spokojnie. A Teardrop przywodzi na myśl nagrania mistrzów new romantic. Zwłaszcza w aspekcie klawiszowego tła, z taką wprawą wyczarowanego przez Stevena Wilsona. Świetnie się słucha tej muzyki.
 
Na szczególne wyróżnienie zasługuje śpiewany początkowo z lekko pobrzękującą (tak w sumie od niechcenia) gitarą (jeden kanał stereo), dyskretnym solem (drugi kanał stereo) i instrumentami perkusyjnymi potraktowanymi – powiedziałbym – dość frywolnie utwór Watching Over Me. To taka chwila, dla której warto pracować cały tydzień. Te dźwięki, połączone z misternymi pasażami granymi na skrzypcach przez Bena Colemana po ciężkim tygodniu pracy są wystarczającym wynagrodzeniem, dzięki któremu naładujemy sobie akumulatory. A jeśli zabraknie nam jeszcze mocy – z pomocą przyjdzie następny na płycie utwór Simple. Dziwne nagranie. Nic w nim nie pasuje. Ani obłąkańczy rytm, wybijany w takt błysków stroboskopowej lampy, ani śpiew Bownessa, momentami powolny, niczym z innej bajki. Nie pasuje tu transowy dźwięk instrumentów klawiszowych, ani ostra, momentami klaustrofobiczna gitara. Wyłamuje się z obrazu całości wsamplowana Lisa Gerrard, a poczucie wyobcowania potęgują tylko kończące nagranie dźwięki wyczarowane przez Frippa. Nic tu nie pasuje i zarazem pasuje wszystko. Niby gra przeciwieństw, ale jednocześnie pełna symbioza ogarniających nas dźwięków.
 
Koniec płyty (pomijając bonusy o których za chwilę) to piosenka Things Change. Tzn. to byłaby piosenka, gdyby miała pięć minut. Na szczęście jest to dłuższe nagranie, więc w finale pojawia się zgiełkliwa, świszcząca, porażająca przejmującym kwileniem gitara Stevena Wilsona. Dzięki temu niektórzy będą porównywać to nagranie do utworów Porcupine Tree. Ich prawo i wola. Niezależnie jednak od porównań, Flowermouth to obraz No-Man pełnego dojrzałości i zarazem operującego prostymi środkami, by tworzyć lub opisywać skomplikowane struktury dźwiękowe, jakich próżno doszukiwać się u innych wykonawców.
 
Bonusy. Najpierw Angeldust. Cudowne nagranie. Rytm jak u Tangerine Dream, pasaże jak w nagraniach późnego wcielenia Talk Talk i ten melancholijny śpiew Bownessa. Aha, no i oczywiście saksofon Mela Collinsa. Tego utworu trzeba posłuchać. Jest taki nieprawdopodobnie spokojny, zahaczający o klimaty This Mortal Coil, czerpiący z dokonań Briana Eno. Pokryty runami wypalającymi piętno Roberta Frippa na każdej wygranej na tym albumie nucie…
 
Płytę zamyka Born Simple. Klaustrofobiczne dudnienie rodem z monitorowanej przez komputery naszej klatki … piersiowej i dźwięki iście kosmiczne, które w pierwszym przesłuchaniu skojarzą się wam pewnie z tymi – delikatnie rzecz ujmując – filmami wyświetlanymi na lekcjach fizyki czy chemii. Groza, to może za wiele powiedziane, ale co najmniej przerażenie plus alternatywna wizja rzeczywistości. Tyle nasuwa się po wysłuchaniu paru minut tego utworu. Normalnie – muzyczny obraz kosmosu.
 
Flowermouth to bardzo dobra płyta. Zawierająca muzykę, która łączy w sobie elementy rocka progresywnego (przynajmniej te, które zawsze z takim graniem kojarzyliśmy), dream – popu, trochę eksperymentów spod znaku minimalizmu muzycznego i odrobiny jazzowego grania. Świetnie się tego słucha. Do recenzji użyto zremasterowanej i zremisowanej na nowo wersji płyty wydanej ponownie w 2005 roku. No cóż, co tu więcej gadać. Jednym słowem: POLECAM.
 
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.