Arch Enemy to nazwa dobrze znana już wśród miłośników cięższych brzmień. Dowodzona przez Mike’a Amott’a (ex-Carcass, Spiritual Beggars) kapela zadebiutowała w 1996 roku właśnie wznowionym albumem „Black Earth”, by praktycznie z miejsca stać się jednym z najważniejszych reprezentantów współczesnego technicznego death-metalu. Grupa sukcesywnie zdobywała coraz większe uznanie za sprawą kolejnych bardzo udanych albumów: „Stigmata” (’98), oraz „Burning Bridges” (’99), który to zrobił prawdziwą furorę w Japonii, co zaowocowało zresztą wydaną w tym samym roku płytą koncertową: „Burning Japan, Live 1999”. Obecnie, po ponad dwuletniej przerwie, spowodowanej między innymi rozstaniem z dotychczasowym wokalistą, Arch Enemy powraca ze swoim prawdopodobnie najmocniejszym albumem.
Wrażenie robi już świetna okładka płyty, ale zapewniam że jest to jedynie niewinne preludium do tego, czego można się spodziewać po zawartości muzycznej tego krążka. Zasadniczo opisanie muzyki Arch Enemy nie powinno stanowić żadnego problemu, bowiem ze swoją estetyką zespół niemalże modelowo wpisuje się w styl określany mianem technicznego, melodyjnego death-metalu, rodem z Gotheburga, a „Wages of Sin” można śmiało postawić obok najlepszych dokonań In Flames, czy At The Gates… To co wyróżnia ten album z całej masy podobnych wydawnictw to, oprócz bardzo wysokiego poziomu kompozycji, prawdziwa pasja i zaangażowanie, które słychać niemal w każdym dźwięku. Moc, agresja i prawdziwy „ogień”, to właśnie robi chyba największe wrażenie podczas słuchania tej płyty. Dodatkowo jak już wspominałem krążek jest naprawdę bardzo dobry także od strony aranżacyjno-technicznej, a przy tym niezwykle spójny i równy. Z całości wyróżnia się przede wszystkim akustyczna miniaturka „Snow Bound”, oraz znacznie wolniejsze od pozostałych kompozycji: „Savage Messiah” i „Behind the Smile”, które dzięki bardziej wyeksponowanym klawiszowym podkładom zbliżają się nieco klimatem do… black-metalu. Natomiast cała reszta to już rasowym thrash/death-metal, oparty na gęstej ścianie gitar i solidnych riffach. Piorunujące wrażenie robią „wcinające” się w to wszystko solówki Mike’a Amott’a , który na tym albumie daje prawdziwy popis swoich naprawdę niemałych umiejętności; zresztą wystarczy posłuchać wieńczącego płytę (i mojego ulubionego) „Shadows And Dust”… Jak wspomniałem we wstępie w stosunku do poprzednich wydawnictw Arch Enemy zmiana nastąpiła na stanowisku wokalisty, które objęła urocza Angela Gossow. Od razu uprzedzam jednak, że dźwięki, które wydobywa z siebie ta niewiasta mogą zostać uznane za urocze tylko przez kogoś o równie skrzywionym poczuciu estetyki, co ja. :-))) Coś czuje, że niejeden rasowy black- czy death-metalowy krzykacz spali się ze wstydu, słuchając „Wages of Sin”. :-)) I choć dla większości bywalców serwisu może się to wydawać dość zabawne, to trzeba uczciwie przyznać, że w swojej kategorii Angela jest naprawdę świetna! Ech, co to musi być za kobieta… :-)))
O ile w przypadku recenzowanego tu niedawno przeze mnie Into Eternity udało mi się znaleźć kilka argumentów mogących przemówić do wyobraźni art-rockowej publiczności i być może skłonić ich do zapoznania się z tamtą płytą, o tyle teraz jestem w zupełnej kropce. Choć z drugiej strony jeśli chodzi o najbardziej ekstremalne momenty to „Wages of Sin” ustępuje jednak płycie Kanadyjczyków, bowiem całość mimo iż ciężka i pełna owego charakterystycznego „jadu”, nie pozbawiona jest też melodyjności (jak na ten gatunek oczywiście), a ponadto niezwykle „uporządkowana” i techniczna. Nie ma tu miejsca na chaotyczne sieczki, jakie występowały na „Dead or Dreaming”; jest to materiał od początku do końca zaplanowany i ułożony w „logiczną całość”. Wciąż jednak w pewnym sensie ekstremalny… Tak więc testujcie na własną odpowiedzialność… Dla mnie bomba!! :-))