Ofensywa piotrkowskiego Daimoniona trwa. Panowie mocno wzięli sobie do serca trzynastoletnie milczenie na oficjalnym wydawniczym rynku i ruszają ze zdwojoną siłą, chcąc nadrobić stracony czas. Od kilku dni na rynku znajduje się pierwsza płyta formacji, tymczasem niemalże równolegle ukazało się bardzo ciekawe wydawnictwo promujące zatytułowane „Daimonion Promo 2007”. Zestaw, wydany zresztą bardzo sympatycznie jak na produkcję własną, składa się z dwóch płyt: DVD i CD. Jak można zatem w łatwy sposób wywnioskować tym razem możemy kapelę nie tylko usłyszeć, ale także zobaczyć podczas scenicznego występu. Ponieważ dysk DVD jest zdecydowanie bardziej atrakcyjny i ciekawszy – od niego zacznijmy.
Na płytce wizyjnej pomieszczono dwa koncerty grupy. Pierwszy z nich zarejestrowany został 10 grudnia 2006 roku w pubie Rock’nRoll, w rodzinnym mieście zespołu. Zapis, co także podkreślono przy opisie wydawnictwa, ma charakter bardzo amatorski, choć osoby montujące całość zadbały o to, aby owa amatorskość przekładała się na bardziej undergroundowy klimat. Widzimy zatem mały klubik z niewielką sceną, a na niej dosyć ciasno pomieszczonych pięciu muzyków, za plecami których zwraca uwagę logo zespołu. Podziemność i awangardowość podkreślają przebijające tu i ówdzie nieotynkowane, ceglaste ściany. Klimatu, jak sądzę, miały dodawać tego wieczoru rozpalone wokół sceny świece. Wszystko spowija ciemność, pobłyskujące skromne światła pozwalają nam obserwować muzyków przy swoich instrumentach. Trzy kamery rejestrujące występ, nie wpływają oczywiście na dynamiczność tego zapisu jednak pewne zabiegi montażowe (spowolniona kamera, „czarno – białe” i nieostre ujęcia) ukazują chęć odejścia od pewnego wyświechtanego standardu. Nieźle jest z dźwiękiem, który jak na tak amatorskie nagranie jest bardzo solidny. Sam występ trwający nieco ponad 30 minut i składający się z 8 rockowych, podlanych gotyckim sosem utworów, przedstawia Daimonion jako kapelę, która na żywo czuje się bardzo pewnie. Po wokaliście nie widać jakiejkolwiek tremy, ma dobry kontakt z publicznością. Pozostali muzycy, choć skupieni na swoich instrumentach (poszaleć nie mogli, ze względu na ograniczone rozmiary sceny), rzetelnie wywiązują się ze swoich obowiązków. Zwraca uwagę gra na perkusji „najnowszego nabytku” Daimoniona – Gerarda Klawe (ex-Closterkeller). W zestawie zaprezentowanych utworów możemy usłyszeć między innymi trzy kawałki z ostatnio wydanej oficjalnie płyty oraz cover słynnego hitu Eurythmics „Here Comes the Rain Again”, który to utwór Daimonion już od lat wykonuje podczas swoich koncertów (ponoć ich wersja dotarła do samej Annie Lennox i… spotkała się z jej ciepłą reakcją!!!). Drugą część płytki DVD wypełniają trwające 17 minut cztery utwory zarejestrowane podczas festiwalu Dark Nation Day II w Wiedniu, w 2002 roku. Tu jakość nagrania ma także charakter amatorski, choć sam koncert odbył się na sporej scenie z solidnymi światłami. Gwoli kronikarskiej ścisłości należy odnotować, że za bębnami w Austrii siedział Daniel Kruz.
I jeszcze jedna drobnostka związana z płytką DVD. Zdaję sobie sprawę, że pisząc to psuję niektórym zabawę… a zespołowi odbieram przyjemność „zaskoczenia widza”. Jest jednak taki momencik, w którym kapela puszcza do nas oko, deklarując tym samym, że ma do tego wszystkiego fajny dystans. O co chodzi? Otóż pod koniec piotrkowskiego koncertu, podczas odgrywania „Darkness” pojawiają się napisy końcowe, zespół schodzi ze sceny, a publiczność zaczyna domagać się bisu w postaci „Mary Ann”. Tymczasem po kilku sekundach widzimy na ekranie taki oto tekst: co powiecie na mały dodatek? Grupa wychodzi, Tymanowski zapowiada wyproszony kawałek i… muzycy zaczynają grać, tylko że my nic nie widzimy oprócz przesuwającego się w górę na czarnym tle tekstu: niestety operatorzy kamer najwyraźniej postanowili dołączyć do tańczących porzucając kamery i pozostawiając trochę miejsca na napisy. Zatem słuchamy sobie „Mary Ann” i… czytamy napisy.
Płytka CD już tak oryginalnych „momentów” nie ma, pełniąc rolę klasycznego promo. Możemy więc usłyszeć w wersji studyjnej 4 utwory z debiutanckiej płyty, studyjną wersję coveru Eurythmics oraz moje ulubione utwory, na których brak w formie bonusów narzekałem recenzując album „Daimonion” („Darkness” i „Trance”). Całości dopełniają koncertowe wersje „Wiatru”, który trafił do poczekalni Listy Przebojów Trójki i utworu „Willas”.
Wydawnictwo to wraz z dostępną od niedawna debiutancką płytą świetnie podsumowuje 13 letni okres „podziemnego bytu” zespołu. Jest także idealną cezurą, grubą kreską, od której należy się odbić i ruszyć dalej do przodu z nowym materiałem. Fanom pozostaje czekać na te nowości oraz na ten promocyjny pakiecik, który jak podaje strona Daimonion, być może niedługo będzie dostępny dla wszystkich chętnych.
Spoglądam na naszą artrockową klasyfikację i głośno myślę zastanawiając się nad oceną. Beznadziejny album (1)? Nie! Arcydzieło (10)? Także nie! To może album jakich wiele (5)? Być może, ale nie dla mnie, bo to zapis historii zespołu, z którym muzycznie dorastałem. Niech zatem i tym razem będzie bez oceny.