ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Orb, The ─ The Orb’s Adventures Beyond The Ultraworld w serwisie ArtRock.pl

Orb, The — The Orb’s Adventures Beyond The Ultraworld

 
wydawnictwo: INTER MODO/Island 1991
 
Disc One: 1. Little Fluffy Clouds (4:27)
2. Earth (Gaia) (9:48)
3. Super Nova At The End Of The Universe (11:56)
4. Back Side Of The Moon (14:15)
5. Spanich Castles In Space (15:06)
Disc Two: 6. Perpetual Dawn (9:32)
7. Into The Fourth Dimension (9:15)
8. Outlands (8:23)
9. Star 6 & 7 8 9 (8:10)
10. A Huge Ever Growing Pulsating Brain That Rules From The Centre Of The Ultraworld (18:49)
 
Całkowity czas: 110
skład:
Alex Paterson – różne instrumenty, produkcja /Youth – różne instrumenty, produkcja, miksowanie/ Kris Weston – różne instrumenty/ Steve Hillage – gitary, produkcja/ Michette Giraudy – klawisze/ Thomas Felhamm – różne instrumenty/ Jimi Cauty – różne instrumenty, produkcja.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,2

Łącznie 4, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
06.03.2002
(Gość)

Orb, The — The Orb’s Adventures Beyond The Ultraworld

Orb [ɔ:b] s 1. ciało niebieskie 2. rz kula(ziemska); globus; jabłko (oznaka godności królewskiej) 3. poet oko 4. Orbita.

Taki właśnie opis znajdziemy pod hasłem Orb w słowniku angielsko-polskim Jana Stanisławskiego. Trzeba przyznać, że każde z wymienionych słów w jakiś sposób pasuje do muzyki jaką prezentuje nam ten zespół. The Orb to przede wszystkim osoba Alexa Patersona (Anglika) – założyciela i głównego inicjatora pomysłów w tym pionierskim kolektywie (bo jak inaczej można nazwać grupę która zmienia skład niczym rękawiczki).

Alex Paterson wsławił się światu jako ojciec chrzestny i współtwórca, pewnego niezwykłego gatunku muzycznego, który (ze względów marketingowych) nazwano ambient-house’m. Ten nowy typ muzyki bez wątpienia przyczynił się znacznie do poszerzenia muzycznych horyzontów i do pokonywania wszelkich barier. Nasz bohater jest również jednym z pierwszych intelektualistów nowoczesnej elektroniki, jest także poważaną postacią w różnych światkach muzycznych (choćby przez Roberta Frippa). Jego nazwisko (jako autora) figuruje również w księdze rekordów Guinessa, pod kategorią ‘najdłuższy utwór singlowy muzyki popularnej’. Słynny utwór The Blue Room, ku przerażeniu prezenterów radiowych przekroczył czas trwania 40 minut ;).

Tak jak wspomniałem – oprócz Alex’a zespół współtworzy ogromne liczba muzyków w składzie: M. Glover (bardziej znany jako Youth członek Killing Joke), K. Weston, S. Hillage i M. Giraudy (tak, tak – oboje z legendy sceny countebury i space’a rocka Gong), T. Felhamm, J. Cauty a także kilka innych artystów.

Nie odkryje ameryki, ani też nie będę za bardzo zmyślał stwierdzając, że płyta The Orb’s Adventures Beyond The Ultraworld (będąca właściwym debiutem zespołu) należy do absolutnego kanonu ambitnych i nowych dźwięków lat ’90. Oprócz bardzo przychylnych recenzji w prawie każdej prasie muzycznej, płyta ta namieszała głównie w undergroundowym środowisku muzyki klubowej. Razem z dokonaniem KLF ‘Chill Out’ debiut The Orb przyczynił się (niestety) do wykrystalizowania bardzo popularnego stylu ‘Chill Out’, który ma jakoby pomagać biednym, zmęczonym klubowym tancerzom w odpoczynku i relaksacji (!), i jest nie wymagającym skupienia banalnym upopowionym ambientem, który jednym uchem wpada a drugim wypada ;).

The Orb to oczywiście nic takiego. Przecudowna muzyka Alexa Patersona i spółki ustanowiła jedynie fundamenty pod ten komercyjny styl. The Orb to o wiele bardziej interesujące i intrygujące zwierze.

Opisanie czy choćby jakiekolwiek przybliżenie muzyki zawartej na tych dwóch płytach graniczy właściwie z niemożliwością.

Z początku album ten wydaję się nudny, mętny, nużący i pozbawiony tego czegoś co powoduje przeobrażenie się rdzenia kręgowego w wielkie mrowisko. Na szczęście to tylko pozór. W rzeczywistości potrzeba troszkę czasu ażeby te syntezatorowe sekwencje, ‘potraktowane’ odpowiednimi efektami przeróżne instrumenty, dziwaczne elektroniczne rytmy i jakby losowo powrzucane do ostatecznego mix’u liczne sample (powyciągane najczęściej z rozmaitych filmów i programów telewizyjnych), zaczęły przemawiać własnym pięknem, pomysłowością i magią.

Ta specyficzna estetyka utworów The Orb nie pozwala dokonać krytykom muzycznym kartezjańskiego zaszufladkowania i to między innymi dlatego powstało określenie ambient-house, mające ukazać, jakoby połączenie ambientu z rytmiką housową (!). Równie trudne jest znalezienie porównań czysto muzycznych. Wprawdzie słychać tu miejscami echa Floydów, sekwencyjne Tangerine Dream z Virgin Years, ambientowe eksperymenty Briana Eno i Roberta Frippa a także koloryt minimalistów z pod znaku Steve’a Reich’a, ale muzycy ‘sfery niebieskiej’ stworzyli po prostu coś innego - nowego. Dodatkowo prawie każdy utwór na debiucie The Orb doprawiony jest wpływami z przeróżnych, często bardzo odległych od siebie, stylów.

Swojego czasu hit Little Fluffy Clouds to taka mieszanka synth popu z samplami Pat’a Methaniego i plus przecudowny ‘refren’ (The Orb to projekt instrumentalny). Nazwa Back Side Of The Moon z kolei mówi chyba sama za siebie :), Spanish Castles In Space natomiast dzięki wspaniałej grze basisty Guy’a Pratta nabiera znamion jazzowo-bluesowych. Perpetual Dawn to taki ambientowy dub (dub to specyficzny rodzaj reggae), Into The Fourth Dimension obejmuje nawiązania do renesansowej muzyki klasycznej, Outlands zawiera zaś elementy starego rapu ’80 (!!!) (nie martwcie się, nie ma żadnych wokali ani skreczy :)), a Star 6 & 7 8 9 to długa przepiękna Oldfieldowska solówka. Po niej następuje wspaniałe zwieńczenie albumu – prawie 20 mintowy utwór o bardzo długim tytule A Huge Ever Growing Pulsating Brain That Rules From The Centre Of The Ultraworld to kawał dobrego starego Tangerine Dream, z niesamowicie wpasowanym samplem Lovin’ You Minnie Riperton.

Przy tym całym kalejdoskopie inspiracji i nawiązań ani na chwilę nie odczuwamy odmienności ani niespójności kompozycji. Album najlepiej broni się jako całość. W taki sam sposób powinno się go też odbierać.

Muzykę tą najlepiej słucha się w domowym zaciszu (najlepiej przez słuchawki). Należy po prostu zamknąć oczy i dać się porwać – wynieść na orbitę – daleko od codziennych trosk i zajęć – i obserwować naszą piękną kulę ziemską z dystansu. Wtedy te wszystkie z początku chaotyczne dźwięki zamienią się nostalgiczną podróż do utopii naszego własnego serca...

Mimo swojej niepodważalnej magii, debiut Orb’a zawiera niestety kilka malutkich niedociągnięć – głównie produkcyjnych. Oprócz tego to co wywołuje drobny uśmiech to momentami do bólu banalna modulacja dźwięków (np. plamy klawiszowe są momentami przepuszczone przez najprostsze LFO amplitudowe – dla niewtajemniczonych – powoduje to efekt ciągłego ściszania i pozgłaszania sekwencji ;)). Razić też mogą niedojrzałe, na siłę kosmiczne tytuły utworów – ale trzeba jednocześnie przyznać, że ma to swoją astralną charyzmę :). Mimo tych malutkich niedoróbek na początku 2002 roku album broni się tak samo dobrze i jest tak samo świeży (mimo że The Orb dorobił się nie wąskiego grona naśladowców) jak przeszło 10 lat temu. Inną kwestią jest to, że sam Alex Paterson za 3 lata nazwie tą i następną płytę U.F.Orb ‘ułomnym ambientowym „plumkaniem” przez 20 minut’ i przeniesie zespół na inne bardziej eksperymentatorskie terytoria. Ale o tym to już może w następnej recenzji.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.