01. Lead Me To The Light [05:22] 02. Long Road [04:50] 03. Mister Media [03:10] 04. Hole In The Future [08:39] 05. A Night On Bare Mountain [01:05] 06. The Blind Boy: Part 1 – Trouble In The Mill, Part 2 – Clogs And Shawls, Part 3 – Blind Boy, Part 4 – Slibe, Part 5 - Dustbust [18:19]
Całkowity czas: 41:42
skład:
Paul Carrack - keyboards;
Terry "Tex" Comer - bass;
Dave Pepper - drums;
Alan Solomon - keyboards, saxophone, vocals;
John Surguy - guitar, saxophone, vocals;
Dransfield Walker - vocals
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
22.01.2007
(Recenzent)
Warm Dust — Warm Dust - Digitally Remastered
Ostatni album sekstetu z krainy narodzin rocka progresywnego, został wydany w Niemczech. Niestety grupa nie miała odpowiedniej siły przebicia na Wyspach, tak więc pozostała im emigracja. Dobrze się stało, że znaleźli wytwórnię, która zdecydowała się na wydanie tego, trwającego prawie trzy kwadranse dzieła. Bo gdyby tak się nie stało, stracilibyśmy na zawsze Ślepego Chłopca. Niektóre encyklopedie podają że był to koniec roku 1971, większość jednak twierdzi, że 1972. Zostańmy przy tej drugiej opcji.
Rozpoczynający płytę Lead Me To The Light niezbyt przypomina dokonania z poprzednich albumów. Utrzymany w lekko gospelowym klimacie, oparty na blues’owych akordach, chórku i kościelnym śpiewie. Pojawia się oczywiście saksofon, ale bardzo spokojny, nawet romantyczny. Nawet organy są ciche i spokojne. Być może to efekt przeprowadzki do Niemiec. Long Road to długa klasycznie blues’owa droga w nieznane. Świetnie zagrany, żywiołowy i najwyższej klasy. Mister media to krótki utworek w zasadzie nie zapadający specjalnie w pamięć. Trochę się w nim dzieje, ale jest już „mięksiejszy” w porównaniu do wcześniejszych albumów. Wprawdzie organy próbują coś zwojować, ale nie do końca im się udaje. Na drugim miejscu najdłuższych utworów tej płyty znajduje się wiosenna mini suitka Hole In The Future, w której prym wiedzie flet. Po pierwszych dwóch minutach radosnego śpiewania, zmienia się rytm. I tu następuje pierwsze zaskoczenie. Bardzo interesujące i niespodziewane przejście do tematów arabsko-perskich. Z tyłu prawego kanału pojawia się mantra, zaś w pozostałych instrumenty tworzą klimat bardzo, bardzo niepokojący. W piątej minucie na czoło wysuwają się organy z prawego kanału i głęboki, mocny bas – takie basy rzadko się słyszy. Zaś muzycy rozpieszczają nas niesamowitą aurą tajemniczości, psychodelii, krautrocka… Niestety (dla mnie) na dwie minuty przed końcem powraca temat przewodni z początku utworu. Znów robi się słonecznie i wiosennie – no nie jest to mój ulubiony fragment płyty. Ale to solo…
A Night On Bare Mountain to krótka zaledwie minutowa wstawka, której źródeł dopatrywałbym się w Locie Trzmiela i Obrazkach z Wystawy. Ciekawe jest że wers z tytułem tego utworu pojawia się w refrenie poprzedzającej go Hole…. Na sam koniec muzycy zostawili sobie osiemnastominutową suitę, doskonale dokumentująca całość ich twórczości. Nie dziwie się, że po nagraniu tego utworu, nie nagrali już nic innego. Jest po prostu fenomenalny. Składający się z pięciu połączonych ze sobą części ukazuje nam cały majstersztyk muzycznego przygotowania zespołu, przemyślanych kompozycji i jednak bezkompromisowości, która zabiła wiele zespołów przed nimi i po nich. Mamy tu mocny wokal, improwizujące flety, lekko, przesterowane gitary. Potem muzyka się uspokaja, przed dłuższy czas sączy się z głośników, otaczając nas niby kokonem zapomnienia. Rozpędza się powolutku, formując partię fletu w ciekawy przypominający nagrany dwadzieścia parę lat później bardzo Quidam’owy motyw. Znów wyciszenie i znów budowa nastroju – organy, niepokojący bas, co kilka chwil barytonowy saksofon. To tytułowa część suity. Rozpaczliwy głos wokalisty, choć dopiero narasta, to już odnosimy wrażenie, że nie będzie miękkiej gry. I tak się dzieje, poszczególne instrumenty tworzą ścianę dźwięku, na tle której wokalista strasznym głosem opowiada nam historię ślepca. Jednakże w trzynastej minucie znowu wszystko się uspokaja, by po zagraniu kilkudziesięciu taktów, organy i bas ustąpiły miejsca saksofonowi, który przypomina nam o początkowych nagraniach zespołu. Jest jazzowo, jest psychodelicznie, jest mrocznie. I to saksofon wiedzie prym przez ostatnie prawie całe pięć minut suity, zostawiając tylko piętnaście sekund pod sam koniec, dla głównego tematu, który uderza nas całą siła wszystkich instrumentów.
NOTKA DLA POSZUKIWACZY: Pierwsze wydanie: Germany, BASF Records (2229082-4) - 1972 1LP
Reedycja: United Kingom, Red Fox (RF 611) - 2001 1CD
Reedycja: Europe, Second Life Records (SLCD-018) - 2004 1CD Digitally Remastered
UZUPEŁNIENIE: Na podstawie informacji uzyskanych z katalogu sklepu Megadisc z Warszawy, spieszę donieść iż pierwszy album zespołu znajdują się w ofercie sklepu.