Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
21.01.2007
(Recenzent)
Trespass — Morning Lights
Jeżeli mamy do czynienia z progresywnym trio bez wiosłowego na pełny etat , to zawsze pierwsze o czym myślimy to Emerson Lake & Palmer. Powody są zwykle dwa – ELP to taki wzorzec z Sevre tego typu zestawu muzyków, a i najczęściej okazuje się , że słusznie myślimy. (Rush się nie liczy, ich bardzo długo zaliczano do heavy-metalu). W przypadku Trespass o ELP też trzeba byłoby wspomnieć, z nieco innych powodów. W ELP na klawiszach grał Keith Emerson, który wcześniej grał w The Nice. Bo to co gra Trespass bardziej mi się kojarzy właśnie z The Nice niż z ELP. I z kolejną kapela w którą byli zaangażowani panowie z The Nice – Davidson i Jackson tym – czyli Refugee. Tak bym to umieścił.
Po takim wstępie dość szybko można się zorientować, że Trespass należy do grupy wykonawców trzymajacych się raczej tradycji i nie goniących za progresywną modą. Nie wychylają się poza połowę lat 70-tych i to pod żadnym względem.
Czasami się zastanawiam jak obecnie powstają prog-rockowe suity. Powstają dlatego, że akurat tak się zespołowi poskładało, czy dlatego, że uznali, ze jeśli są zespołem progresywnym, to muszą nagrać suitę i ścibolą minutę do minuty, żeby coś circa about 20 minut sklecić? Mam wątpliwości, czy jeśli chodzi o tytułowy utwór, nie zaistniała ta druga możliwość. Jakby zabrakło pomysłów, ale sztukując to tu, to ówdzie, sztucznie go rozwinięto do obecnych rozmiarów. Za dużo tego tam poupychano, trochę na siłę. Nieco chaotyczne, niezbyt ze sobą powiązane.
Za to następny, „Ripples” to utwór dużo lepszy, najlepszy na płycie, a też krótki nie jest, trwa ponad dwanaście minut. Z pozostałych, trzech krótkich utworów jeden to zgrabna przeróbka koncertu skrzypcowego A-moll Vivaldiego i dwa dobre instrumentale autorstwa członków zespołu.
Płyta jest dobra. Dobrze się jej słucha. Nie nudzi - to bardzo ważne. Trudno nazwać ją specjalnie odkrywczą, ale to nigdy mi nie przeszkadzało. Muzycy bardzo dobrze wyszkoleni muzycznie, szczególnie bogatą „kartotekę” ma Gil Stein . Na szczęście nie popisują się nadmiernie swoimi umiejętnościami, nie widza takiej potrzeby. Muzyka jest najważniejsza.
Podoba mi się okładka. Ale ten wóz strażacki pod głową śpiącego giganta to raczej nie jest wygodny.