1. Dead in the Water (5:27) 2. God bless the Child (4:45) 3. Wilting Violet (4:41) 4. Wait (3:26) 5. Run a Mile (6:43) 6. Little Man (3:43) 7. November (6:50) 8. Boxing Day (3:58) 9. God bless the Children (2:01) 10. Snowdrops (5:58) 11. We love you (8:46)
Całkowity czas: 56:18
skład:
Bruce Soord: gt, vc, programming
Jon Sykes: b,
Wayne Higgins: gt,
Keith Harrison: dr,
Steve Kitch: kb
Little Man to już piąte wydawnictwo opatrzone szyldem Pinneapple Thief. Złodzieje ananasów to zespół, który od zawsze pozostawał pod wpływem Porcupine Tree. Różnica między tymi ekipami, polega na tym, że dowodzone przez Stevena Wilsona jeżozwierze powędrowały ku mroczniejszej, cięższej stronie cienia, tymczasem złodzieje ananasów z Brucem Soordem na czele eksplorują rejony bardziej psychodeliczne, przestrzenne i subtelnie naznaczone elektroniką.
Na albumie Little Man wpływy muzyki z albumów nagranych przez Porcupine Tree w początkowym okresie działalności mieszają się z brzmieniami charakterystycznymi dla Radiohead, czy też Ozric Tentacles. Jest psychodelicznie, jest rockowo, jest też popowo.
Dominują spokojne, dość smutne (bo taka też jest historia tytułowego maleńkiego człowieczka) kompozycje, ale jest też kilka bardziej energicznych, zakręconych utworów. Do tej pierwszej grupy zaliczają się: delikatnie wprowadzający w nastrój albumu utwór Dead In The Water, hipnotyzujący (rozkręcający się w końcówce) Wilting Violet, kameralne piosenki: Wait i Little Man czy też Boxing Day z ujmującą melodią.
Ożywienie krążkowi przynoszą: bardzo udane Run A Mile, przesączone elektryką (dość dziwaczne) dwuminutowe God Bless The Children oraz przebojowy kawałek God Bless The Child, z charakterystycznym klaskaniem (czyżby Bruce Soord nasłuchał się Piotra Rubika?.... niemożliwe ;) ). Klaskanie świetnie wkomponowuje się także w nostalgiczny, przedostatni utwór na płycie: Snowdrops.
To, co najlepsze, Złodzieje Ananasów przygotowali jednak na koniec. We Love You jest według mnie najmocniejszym punktem krążka. Liczy sobie osiem i pół minuty, muzycy zdecydowali się jednać, skroić z niego także nieco krótszego singla (w tej wersji We Love You można posłuchać na stronie myspace zespołu). Utwór zaczyna się jak zwykła piosenka z chwytliwym refrenem, później następuje wyciszenie, a po nim gitarowe zwieńczenie nie tylko utworu, ale i całego krążka. Cóż tu kanciasto opisywać, trzeba posłuchać.
Pinneapple Thief to nie jest zespół nowatorski, jak już pisałem grupa ta zawsze pozostawała pod dużym wpływem Porcupine Tree. Dla niektórych to najzwyczajniejszy na świecie klon Porcupine Tree. Nie da się ukryć, że jest w tym trochę prawdy (ale trochę), z drugiej jednak strony God Bless The Child to według mnie najlepszy krążek w dotychczasowej dyskografii ananasowych.
Wpływ Stevena i spółki jest odczuwalny, ale Pineapple Thief odnajduje się w tych rejonach znakomicie. Z mocno wyeksplorowanych psychodelicznych nut udało się Złodziejom Ananasów skraść nieco ponad pięćdziesiąt minut przyjemnej, nie pozbawionej przebojowego charakteru, muzyki. Może nie zawsze oryginalnej i odkrywczej, ale zawsze bardzo klimatycznej i świetnie nadającej się do słuchania. Udany krążek.