1. "Mask Of Eternity" [instrumental] (1:45)/ 2. "These Are The Times" (4:20)/ 3. "All The Way To Heaven" (4:31)/ 4. "Field Of Shattered Dreams" (5:51)/ 5. "I Am Free" (4:05)/ 6. "All The Pieces Falling" (5:29)/ 7. "Rock Bottom" (3:52) 8. "Million Miles" (5:06)/ 9. "Your Eyes" (4:15)/ 10. "Ghost Of Time" (4:15)/ 11. "My Generation" (4:34)/ 12. "S.O.S." (4:43)/ 13. "World Upside Down" (4:25)
Całkowity czas: 57:15
skład:
James Christian – lead vocals, acoustic guitar/
Jeff Kent – bass, keyboards, background vocals/
Jimi Bell – guitar/
B.J. Zampa – drums
And
Gregg Giuffria – featurning the keyboards of Gregg Giuffria
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
19.06.2006
(Recenzent)
House of Lords — World Upside Down
House of Lords to kapela doświadczona, ale raczej z drugiego planu. Powstała pod koniec lat 80-tych. Założyli ją - wokalista James Christian i klawiszowiec Greg Giuffria, resztę składu uzupełnili muzycy grup Alice Cooper, Quiet Riot i Giuffria. Z niezłym powodzeniem działali przez kilka lat i wydali trzy zupełnie dobre płyty. Potem zaczęły się problemy personalne i zespół de facto zawiesił działalność na ponad 10 lat. W 2003 roku wznowili działalność, znowu w nieco innym składzie, ale z oboma założycielami na pokładzie i nagrali płytę „The Power And The Myth” – tyle, że Giuffria jednak na niej nie grał, jego obecna rola w zespole jest nieco enigmatyczna – vide lista płac płyty. A to co możemy usłyszeć na najnowszej płycie zespołu to dość staromodny amerykański hard-rock/heavy aluminium, ocierające się nieco o AOR – czyli typowe grania zza Oceanu sprzed 20 lat, które z powrotem wraca do łask (fajnie :) )
Przy pierwszym słuchaniu wydawało mi się , że początek albumu jest niezbyt ciekawy. Zespół gra solidnie, z wykopem, ale utwory mało zróżnicowane aranżacyjnie, niezbyt melodyjne, a riffy nieszczególne. Po prostu mało wyraziste. Słuchając ponownie stwierdziłem, że nie ma im czego zarzucić – drugi na płycie „These Are The Times” jest całkiem niezły i ma refren dość szybko wpadający w ucho. Tylko, że dalej jest znacznie lepiej i w porównaniu z resztą płyty początek wydaje się mało ciekawy. Po pierwszych czterech utworach muzyka zaczyna się nieco zmieniać – mniej jest łomotania, więcej klawiszy melodii. Chociaż nie tylko – bardzo dobry „Rock Bottom” to mocny rocker z dobrym riffem, dynamiczny „I’m Free” nieco jedzie na patencie „Kashmir” ale na szczęście tylko nieco i dlatego wypada dobrze. „All The Pieces Falling” to taka rockowa ballada, która w latach osiemdziesiątych okupowałaby amerykańskie listy przebojów. I jeszcze tytułowa ballada na koniec płyty – Dwie dobre ballady na płycie, nawet trzy , bo jeszcze „Your Eyes”? uuu! Święto! Reszta utworów to przebojowe numery, bliskie AOR-owi i pudel-metalowi, ale House of Lords to nigdy nie były Himalaje ambicji artystycznej.
Klasyczna rzecz dla koneserów gatunku oraz dla nieco posiwiałej i wyłysiałej młodzieży lekkopółśredniej. Absolutnie niemodne, absolutnie pod prąd muzycznym trendom. I chyba dlatego fajne i nie nudzi.