Ilekroć uda mi się przypadkiem wynaleźć z przepastnych głębin internetu podobne zespoły, tylekroć zastanawiam się, ile grup omijam i nawet o nich nie wiem. Na Exlibris trafiłem na, proszę się nie śmiać, Allegro. Szukałem czegoś innego, trafiłem na aukcję, na której zespół sprzedawał swoją świeżo wydaną płytę. Posłuchałem empetrójek ze strony grupy i w te pędy zamówiłem cały album. To było dwa tygodnie temu. Od tamtej pory "Skyward" jest częstym gościem w moim odtwarzaczu. Dlaczego? O tym, drodzy czytelnicy przekonacie się w następnym odcinku...
Żartuję, żartuję. Już piszę, dlaczego tak mnie ta muzyka wkręciła. Otóż lubię, ba, bardzo lubię to, co zachodni recenzenci nazywają "keyboard driven heavy metal". Czyli jest ostro, ale melodyjnie, z bardzo dużą ilością klawiszowych sól. I z kobiecym wokalem. Ładnym wokalem. Może nieco kojarzącym się z Tarją z Nightwisha. Ogólnie - napiszę, żeby zanęcić - brzmi to tak, jakby w Royal Hunt śpiewała kobieta. I umówmy się - gdyby Royal Hunt nagrywał takie płyty, to byłby w moim prywatnym top 10 :)
W zasadzie powinienem napisać, jakie utwory na tej płycie lubię najbardziej, ale nie umiem. Tak jak dziecko nie powie, czy bardziej kocha mamusię, czy tatusia, tak ja nie wyszczególnię żadnego z numerów. Może poza "Seven Wishes" i "Galleon", które najmocniej zapadły mi w pamięć. Ale teraz w słuchawkach galopuje mi "Heaven In Flames" i noga mi sama chodzi, głowa się kiwa, refren aż się prosi o zaśpiewanie. Uwierzcie mi - tak jest przy każdym utworze z tej płyty. Nie ma tu zabójczych temp, za to jest dar od bogów - dar do pisania melodii. A to sztuka w zaniku nieomal. Napisać metalowy utwór, który będzie ŁADNY. Który będzie mogło zagrać ambitniejsze radio. Ale który swą ładnością nie popadnie w jakiś rozpaczliwy kicz. Muzycy Exlibris znaleźli swój złoty środek i chwała im za to. Aha - żeby nie było, że wciąż jest mocno i do przodu - "Impure" to ballada. Bardzo fajna, kojarząca mi się nieodparcie z "I Turned To Stone" Budgie - zróbcie z tego zarzut, to was kopnę.
Żeby nie było tak słodko, szwankują dwie rzeczy. Brzmienie i angielszczyzna wokalistki. Obie rzeczy do naprawienia. Bo poza tym jest dobrze, miejscami bardzo dobrze i jest szansa, że będzie świetnie. Kurczę, ten zespół powinien mieć normalnego wydawcę, nie bawić się w manufakturę (choć płyta wydana jest efektownie, w pięknym digipacku!)... Uderzcie do InsideOut albo Frontiers, profilem pasujecie tam bardzo, a to są firmy gwarantujące dobre studio, dobrą produkcję, promocję, koncerty. A głowę dam sobie obciąć, że dwóch ostatnich potrzeba wam, jak powietrza. W każdym razie trzymam za zespół kciuki. To jedno z najciekawszych zjawisk na polskiej scenie cięższego grania, jakie miałem okazję spotkać. I liczę, że jeszcze kilka płyt Exlibris zrecenzuję. I że będą równie fajne, jak "Skyward". Powodzenia!
PS. Recenzja nie jest sponsorowana przez zespół. Ta płyta naprawdę mnie wzięła.
PS2. "Skyward" można kupić na stronie zespołu. Kosztuje jedyne 15 złotych łącznie z wysyłką.