1. Green Carnation - Sweet Leaf [4:38] 2. Green Carnation - The Burden is Mine... Alone [3:15] 3. Green Carnation - Maybe? [5:02] 4. Green Carnation - Alone [3:44] 5. Green Carnation - 9-29-045 [15:29] 6. Green Carnation - Childs Play Part 3 [3:32] 7. Green Carnation - High Tide Waves [7:49]
Całkowity czas: 43:29
skład:
Kjetil Nordhus (vocals, background vocals); Stein Roger Sordal (guitar); Tchort, Michael Krumins (acoustic guitar); Bjorn Harstad (strings, piano, Fender Rhodes piano, Mellotron); Tommy Jackson (drums, percussion)
Wraz z powiewem chłodnego, zimowego wiatru otrzymaliśmy niedawno kolejne wydawnictwo firmowane szyldem Green Carnation. Płyta „The Acoustic Verses” odsłania, raczej nieznane dotychczas, subtelne, akustyczne oblicze norweskiej grupy.
Album jest stosunkowo krótki (trwa około 43 minuty) i bardzo spójny. Tworzy go siedem, utrzymanych w balladowej konwencji, utworów. Nie brakuje zgrabnie wplecionych w dźwięki gitar, akcentów folkowych bądź klawiszowych partii. Ze wszystkich utworów emanuje pewnego rodzaju spokój, dźwięki płyną harmonijnie a melodie stopniowo rozgaszczają się w głowie słuchacza sprawiając, iż raczej nie poprzestanie on na jednokrotnym wysłuchaniu „The Acoustic Verses”.
W nieśpieszną, wyciszającą atmosferę krążka świetnie wkomponowuje się nostalgiczny utwór „The Burden Is Mine…Alone” czy też subtelna klawiszowa partia tworząca kompozycję Child’s Play p.3 (Poprzednie dwie części znajdują się na krążku The Quiet Offspring). Najmocniejszym punktem płyty jest jednak trzyczęściowa mini – suita o „cyfrowym” tytule 9-29-045. Stanowi ona centralny punkt płyty. Po części nawiązuje do rozbudowanych form, którymi uraczeni byliśmy niegdyś na „Light Of Day, Day Of Darkness” z tą różnicą, że muzyka jest unplugged. W niektórych momentach pojawiają się też miłe skojarzenia z albumem „Lights Out” nagranym jakiś czas temu przez Antimatter. Na wyróżnienie zasługuje również otwierająca płytę kompozycja Sweet Leaf. Zresztą nie ma tu piosenki, która odstawała by od pozostałych.
Wydaje mi się, że wybroniłyby się one bezpośrednio jako wyselekcjonowane utwory. Najlepiej jednak słuchać ich razem. To zadziwiające jak oczarować może kameralny, czterdziestominutowy album. Nie ma tu patosu i wyszukanych instrumentalnych kombinacji, ale są za to emocje, okraszone ciekawymi – hipnotyzującymi – melodiami.
Bardzo ciekawym szlakiem podążają muzycy Green Carnation w swej działalności twórczej. Rozpoczęli od pełnych metalowej energii i rozmachu płyt Journey To The End Of The Night i „Light Of Day Day Of Darkness”, później zawitali w nieco „spokojniejsze” rejony (np. na płycie The Quiet Offspring) by wreszcie dotrzeć do „The Acoustic Verses” - krainy zadumanych dźwięków akustycznych gitar. Odsłonili się przy tym całkowicie, bo - paradoksalnie - użycie najprostszych środków wyrazu wymaga niemałego artystycznego talentu. Norwegowie dowiedli, że takowy posiadają.
Na swojej stronie internetowej, muzycy zapowiadają, iż w najbliższym czasie pragną się skupić na koncertowaniu. I dobrze… Może zagrają także nad Wisłą.
Póki co możemy ich wysłuchać za pomocą domowego odtwarzacza. Myślę, że warto. To płyta na długie wieczory… nie tylko zimowe.