8 lat. Tyle musieliśmy czekać na nowy album jednego z najbardziej intrygujących niemieckich zespołów. Sieges Even od czasu swojego debiutu tworzy muzykę bardzo ambitną, techniczną podpartą nienagannym warsztatem instrumentalnym. Panowie nigdy poniżej pewnego poziomu (bardzo wysokiego) nie zeszli - czy to na techno-thrashowym "Life Cycles", albo pokręconym do granic możliwości, odrzucającym słuchacza, nieprzystępnym "Steps", gdzie inspirowali się Rush, czy na moim ulubionym, soczystym "Sophisticated". Tym razem prog metalowego szaleństwa, instrumentalnej wirtuozerii i szokujących łamańców jest o wiele mniej. Ba! "The Art..." to zupełnie inna płyta niż choćby ostatni "Uneven". Piękna, mądra, uczuciowa muzyka, zagrana bardzo delikatnie w przemyślany sposób, ale nie pozbawiona luzu i świeżości. Odniesienia do debiutu czy "Steps", w postaci nawiązań do muzyki granej przez Rush, możemy zaobserwować w takich utworach jak wolno rozkręcające się, subtelne "Unbreakable" (od 4 minuty mamy wszystko, co najlepsze w progresie), "Styx", czy gitarowa "Stigmata" (solówki i "kanadyjski" refren).
Moją uwagę jednak przykuły utwory, które pokazują inne oblicze zespołu braci Holzwarth. Jestem pod wielkim wrażeniem 10-minutowego "The Weight", czy "The Lonely Views Of Condors". Ciepło i dobroć biją z tej muzyki na kilometr, co przywodzi mi na myśl choćby Enchant. Warto zwrócić uwagę na pracę gitary (charakterystyczne akordy i bicia, częste używanie akustyka, klasyczne efekty gitarowe), wysunięty, jak zawsze zaskakujący swoją intensywnością bas, nakładające się delikatne wokale (podobne zabiegi możemy spotkać choćby na płytach Spock's Beard, Neala Morse'a, czy The Flower Kings), oraz niesamowitą perkusję Alexa, która była, jest i będzie fundamentem twórczości Sieges Even. Największym plusem albumu, oprócz ultra-technicznego wykonania i magicznej otoczki, są wokale i refreny. Wystarczy posłuchać pierwszych 2-3 utworów, i już można dostać wypieków na twarzy. Ciekawe, niebanalne aranżacje sprawiają, że album nie dłuży się, nie nudzi ani nie mdli. Dostaliśmy 8 (bo intra nie liczę) wyjątkowych kompozycji na bardzo wysokim poziomie. "The Art Of Navigating By The Stars" to bezsprzecznie jeden z jaśniejszych punktów w tegorocznym katalogu muzycznym - pozycja unikalna i niepowtarzalna, choć jej ambitne i mądre oblicze może niejednych odrzucić.
Zachwycam się nad zawartością nowej płyty Sieges Even, a zapomniałem wspomnieć o kilku ważnych faktach. Przy produkcji maczał palce niejaki Uwe Lulis, krystaliczne i "ciepłe" brzmienie nie pozbawione jest więc dawki ciężaru i soczystości. Na albumie debiutuje nowy, czwarty już, wokalista - Arno Menses. Facet doskonale wpasował się do muzycznej zawartości "The Art...", a jego czysta, delikatna barwa przypomina trochę mistrza Teda Leonarda.
Jako ciekawostkę warto także przypomnieć, że mamy do czynienia właściwie z jednym, 63-minutowym utworem, podzielonym na części. Nie zmienia to faktu, że album jest niesamowicie spójny, utrzymany w jednej, klimatyczno-uczuciowej konwencji, starannie zaaranżowany i bezbłędnie nagrany. Wciąga niesamowicie, ekscytuje i intryguje. Jeżeli dodamy do tego wartościowe teksty, rysuje się nam jeden z głównych kandydatów do płyty roku. Warto było czekać na taką miłą niespodziankę. Chylę czoła przed mistrzami.