Kolejne dwa wieczory, 25 i 26 kwietnia, to cykl koncertów, którymi bielski Lizard nie pozwala o sobie zapomnieć. Po kolejnej dłuższej przerwie znów koncertują, tym razem świętując 35-lecie działalności. Pierwszy występ to od dawna planowany koncert w klubie Metrum w Bielsku-Białej. Jedynym wspólnym mianownikiem z cytowanym 25-leciem było jednak szczelnie wypełnione audytorium.
Występ był zaplanowany na półtorej godziny, ale potrwał niemal dwie. Bez gościa specjalnego i bez udziału muzyków, którzy współtworzyli wcześniejsze albumy z pierwszej dekady XXI wieku, koncert był nieco skromniejszy niż ten sprzed dziesięciu lat. W zamian Damian Bydliński nadrabiał humorem, sypiąc ze sceny anegdotami i wspomnieniami ze spotkań oficjalnych i nieoficjalnych.
Prawdę mówiąc, było krótko. Lekko muśnięto debiut — bez "Szmaragdowego Jaszczura" i bez „Każdego dnia” — za to z trzema utworami, które wciąż dają do myślenia: „Ogród Przeznaczenia” oraz „Autoportret” w wersji z EP-ki Trochę żółci, trochę więcej bieli, płynnie przechodzącym w instrumentalne „Bolero”.
Nie usłyszeliśmy też „Bez litości” ani niczego z repertuaru „Karczochów”. Zespół szybko przemknął przez materiał z Psychopulsu i Spamu, koncentrując się głównie na ostatnich dokonaniach: Mistrz i Małgorzata, High-Live oraz dwóch EP-kach: Tonquebreaker i Test Pilota Pirxa. Te fragmenty zabrzmiały znakomicie.
Dodatkowo dla fanów przygotowano niespodzianki — krótką serię ilustrowanych singli wzbogaconych gadżetami zespołu. Singli tych można było nabyć przy stoisku Farny, ale nakład wyczerpał się, zanim koncert na dobre się rozkręcił.
Setlista: Chapter 1, SPAM #4, Test Pilota Pirxa, High-Live – Single Omen, Psychopuls 1, Tonquebreaker 1, Psychopuls 2, Chapter 4, Ogród Przeznaczenia, Chapter 5, Autoportret ‘2015, Bolero;
Bis: 21st Century Schizoid Man.
Patrząc na występ z perspektywy konesera twórczości zespołu — i zaznaczając, że to moje całkowicie subiektywne odczucie — muszę przyznać, że z punktu widzenia dorobku grupy można bylo spodziewać się nieco większej ilości utworów. Brakowało mi obecności skrzypiec Krzyśka Maciejowskiego, perkusji Alka i klawiszy Andrzeja. Setlista była krótka i wyraźnie festiwalowa. Ale w zupełności odpowiadająca podsumownaniu działności grupy, przez co koncert ani nie był za długi ani zbyt przytłaczający materiałem.
Długość setlisty to także niestety wynik dwóch powodów: przede wszystkim wypadku, który doprowadził do poważnej kontuzji perkusisty Mariusza Szulakowskiego, a w konsekwencji — do przesunięcia koncertu o kilka miesięcy względem pierwotnego terminu.
Przygotowania do obchodów 35-lecia działalności zespołu rozpoczęły się już kilka lat temu. Lider formacji, Damian Bydliński, wspominał o planach podczas parzenia przepysznej wiśniowej kawy w swoim HQ w LostLandzie. Od tamtych słów do wczorajszego koncertu — a w zasadzie do dwóch koncertów, bo dzień później ma się odbyć występ w ramach Spring Prog Festival w Sosnowcu — wydarzyło się naprawdę wiele.