W minioną niedzielę formacja Patriarkh zawitała do warszawskiej Proximy, by promować swój debiutancki koncept album Пророк Илия…
Dla porządku dodajmy tylko, że Patriarkh to do niedawna Batushka pod wodzą Bartłomieja Krysiuka, a sama płyta podejmuje wątek słynnej Sekty Grzybowskiej, na której czele stał niepiśmienny chłop z Grzybowszczyzny, Eliasz Klimowicz, określany biblijnym prorokiem Eliaszem, zmartwychwstałym Joanem Kronsztadzkim, Chrystusem a nawet najwyższym bogiem. O samym albumie i premierowym koncercie zespołu w łódzkiej Wytwórni z 3 stycznia tego roku pisałem na naszych łamach w tym miejscu. I mając w pamięci ten imponujący spektakl, z niesamowitą scenografią, światłami, parateatralnymi wątkami i wreszcie z towarzyszącą orkiestrą symfoniczną, zastanawiałem się, jak wypadnie to przedsięwzięcie podczas tournée, w zdecydowanie mniejszych przestrzeniach klubowych. Takich choćby, jak warszawski klub.
Cóż, przyznam otwarcie, że ku mojemu zaskoczeniu, mimo ograniczonych możliwości scenicznych, formacji udało się pomieścić nie tylko 8-osobowy skład, standardowe u niej ambony i świeczniki, ale także pojawiającego się aktora grającego proroka. W tym układzie świetny materiał muzyczny musiał się obronić. Ba! Ten klubowy występ miał jedną, niesamowitą zaletę, której nie mógł mieć koncert łódzki. Otóż większość wybrzmiewających między utworami tekstów, czytanych na płycie przez narratorów, była równolegle recytowana przez dużą grupę zebranych fanów! To naprawdę pokazywało jak wielu z nich głęboko weszło w ten materiał i jak wiele znaczy dla nich twórczość tej podlaskiej grupy.
Podczas trwającego godzinę z kwadransem występu muzycy zaprezentowali w pierwszej części w całości Proroka Ilję, później zaś wrócili do archiwalnych Batushkowych rzeczy. Fajne jest to, że ich muzyka, w tych kameralnych Proximowych przestrzeniach, wybrzmiała naprawdę soczyście. Symfoniczny, niezwykle majestatyczny black metal, okraszony folkiem i orientalizmami mógł się podobać. I widać to było po gorących reakcjach publiczności. Zresztą, transowy i wręcz hipnotyczny finał ich występu wgniatał w symboliczny fotel.
Przed gwiazdą wystąpiły dwie formacje z dużym Patriarkhowym wsparciem w składzie (najwięcej tego wieczoru musieli się chyba natrudzić Jakub „Boruta” Śliwowski i legenda polskich ekstremalnych bębnów, Paweł „Pavulon” Jaroszewicz, w Patriarkh występujący jako Lech). Wieczór rozpoczął Shadohm, który oparł swój występ na debiutanckim materiale Through Darkness Towards Enlightenment i zaserwował mieszankę progresywnego death metalu, modern metalu i djentu. Po nim zaś ekstremalne, black metalowe „zło” w mocnej choreografii siał Nidhogg.