Już prawie ikoniczni w świecie post rocka Irlandczycy z God Is An Astronaut dość regularnie odwiedzają nasz kraj…
Wystarczy wspomnieć, że ostatni raz byli u nas w minione wakacje a my relacjonowaliśmy ich występ z krakowskiego Kwadratu. W połowie sierpnia muzycy byli jednak trzy tygodnie przed wydaniem swojego nowego studyjnego albumu Embers i, choć artyści zagrali pięć kompozycji z nadchodzącej płyty, nie było możliwości nabycia jej w fizycznej formie (na co trochę narzekałem).
I choćby z tego powodu warto było zobaczyć ich po półrocznej przerwie. Bo przywieźli nowy koszulkowy merch i wspomnianą płytę, zarówno na CD, jak i na winylu. I mimo, że setlista była niemalże bliźniacza i zaszły w niej niewielkie korekty (grupa zagrała te same nowe kompozycje (Odyssey, Falling Leaves, Apparition, Oscillation i Embers, pominęła Burial, w zamian za nie wrzucając Fragile), to i tak ten występ miał swoje smaczki. Dlaczego? Bo z formacją na scenie, w ostatnich czterech utworach koncertu, wystąpiła wiolonczelistka Jo Quail. Przypomnę, że artystka pojawiła się gościnnie na płycie Embers w dwóch utworach – Realms i Prism – jednak, co ciekawe, nie zagrała w żadnym z nich! Usłyszeliśmy ją za to w innych dwóch nowościach – Oscillation i tytułowym Embers – oraz w starszych numerach, Fragile i From Dust to the Beyond z klasycznych krążków zespołu, All Is Violent, All Is Bright i The End of the Beginning. Występ, który muzycy zaczęli znów kilka chwil przed czasem, jak zwykle przebiegał w myśl zasady „minimum słów, maksimum muzyki”. Zabrzmiał naprawdę fajnie i sympatycznie było oglądać trio Torsten Kinsella - Niels Kinsella - Lloyd Hanney na przestronnej i dobrze rozświetlonej scenie Progresji.
Przed Irlandczykami, trwający niespełna trzy kwadranse set, zagrała wspomniana, przeurocza Jo Quail. Widziałem ją już po raz drugi. Za pierwszym razem, sześć lat temu, w warszawskiej Hydrozagadce, poprzedzała występ japońskiego Mono, łącząc klasyczne dźwięki z nowoczesną elektroniką pełną efektów. Tym razem było bardziej ascetycznie, mrocznie, hipnotycznie i transowo. Brytyjka, podobnie jak widziana przeze mnie w zeszłym roku Włoszka Lili Refrain, wykorzystuje stacje zapętlające budując w ten sposób swoje kompozycje i nakładając w nich kolejne partie. Przemiły był to wieczór. Ci którzy nań nie dotarli mają jednak szansę to nadrobić. Bo zespół, wraz z Jo Quail, dotrze do nas w tym roku jeszcze raz i zagra 17 maja w Gdańsku.