ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Spock’s Beard ─ Octane w serwisie ArtRock.pl

Spock’s Beard — Octane

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2005
 
A Flash Before My Eyes (01-07) [05:34]
01. The Ballet Of The Impact:
I. Prelude To The Past
II.The Ultimate Quiet
III. A Blizzard Of My Memories
02. I Wouldn´t Let It Go [04:53]
03. Surfing Down The Avalanche [03:43]
04. She Is Everything
I. Strange What You Remember
II. Words For Forever [06:46]
05. Climbing Up That Hill [03:31]
06. Letting Go [01:52]
07. Of The Beauty Of It All [04:33]
I. If I Could Paint A Picture
II. Into The Great Unknowable
08. NWC [04:16]
09. There Was A Time [04:58]
10. The Planet´s Hum [04:42]
11. Watching The Tide [05:07]
12. As Long As We Ride [05:35]
 
Całkowity czas: 55:55
skład:
Nick D'Virgilio - lead & backing vocals, drums, percussion, loops, some electric and acoustic guitars; Alan Morse - six and twelve-string electric & acoustic guitars, theremin, saw, vocals; Dave Meros - basses; Ryo Okumoto - keyboards

SPECIAL GUESTS: * Strings on 02, 07 and 11 performed by The Section Quartet: Eric Gorfain - violin, Daphne Chen - violin, Leah Katz - viola, Richard Dodd - cello
*Horns on 01 and 07 performed by Gina Ballina - french horn, Johnnie Corno - french horn, Ramon Flores - trumpet.
*Molly Pasutti - voices, John Boegehold - ambience, sounds, voices
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,3
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,6

Łącznie 26, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
05.05.2005
(Recenzent)

Spock’s Beard — Octane



Najnowszy, od dłuższego czasu oczekiwany przez fanów album zespołu Spock’s Beard zatytułowany OCTANE, był również albumem oczekiwanym przeze mnie. Z kręgu przyjaciół dochodziły mnie wieści, że „ON powinien mi się spodobać”. Okładka przedstawiająca dystrybutor paliwa koncernu „S-B”, dystrybutor, z którego można sobie nalać paliwa oznaczonego cyfrą 8. Więc zatrzymajmy się na chwilę, zatankujmy naszą amerykańską rakietę i ruszajmy w długą, długa podróż.

Płyta składa się z dwunastu utworów i jakby dwóch części:
CZĘŚĆ PIERWSZA
Suitę - A Flash Before My Eyes -, która trwa prawie trzydzieści dwie minuty, otwiera piękny psychodeliczny początek prelude to the past (jedna z trzech części) utworu The Ballet Of The Impact. Pojawiają się tu klawisze tak charakterystyczne dla psychodelicznych klimatów z płyt, jakie ukazywały się w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, do tego dochodzi frapująca gitara i prosta, choć konkretna sekcja perkusyjna. Sam utwór chwilę później się uspokaja i pojawia się bardzo przyjemny głos Alana Morse’a.

As a blizzard of my memories
Lights up like fireflies
In the sliver of an instant
In a flash before my eyes...


I Wouldn’t Let It Go to bardzo spokojny utworek, który jeszcze bardziej niż poprzedni zachęca do wysłuchania tej płyty w spokoju – innymi słowy „do jazdy dalej przez bezkresne przestrzenie”. Warto wczytać się tu w historię opowiadaną na kartach książeczki. To prawie pięć minut, gdzie można to zrobić, gdyż, kiedy zabrzmi Surfing Down The Avalanche będzie bardzo ostro, progresywnie i niepokojąco. Załamane rytmy, krzyczący wokal i szybkie tempo – doskonała mieszanka. Gdzieś w zakamarkach muzycznej pamięci pobrzmiewają mi echa Alice In Chains, choć może to być tylko moje odczucie. Tytuł następnego utworu She Is Everything spodobał się bardzo mojej żonie i z pewnością podobać się będzie innym przedstawicielkom płci pięknej. Spodobał się jej również sam utwór i ta ciekawa linia wokalu oraz porażająca, przepiękna solówka wznosząca się ponad ziemski grajdołek.

She is everything
The sacred, the pure
The fix, the addiction,
The vision, the cure
She rings down the years
’Round the corners we turned
An ember still burns to this day
But now it’s all fading away
She is everything


Po nim następują dwa krótkie utwory Climbing Up That Hill oraz Letting Go (który jest przestrzenią Okumoto), które same w sobie nie są złe, a dla mnie są momentem oddechu i zastanowienia się nad tekstami. Takie „pięć minut przerwy” przed ostatnią częścią suity. Of The Beauty Of It All to dla mnie jeden z najpiękniejszych utworów na tej płycie. Jest perfekcyjnie zagrany, idealnie wręcz z moimi wyobrażeniami o muzyce progresywnej i jednocześnie możliwej do wysłuchania w szerszym gronie. Wprawdzie nie pojawi się w komercyjnej stacji radiowej, lecz jest z pewnością bardziej „słuchalny” niż utwory grupy Mars Volta. Rozpoczyna się spokojnym śpiewem i lekką sekcją, pojawiają się wspominki do Transatlantic, podniebne przestrzenie, by po chwili rytm się załamał, pojawiła się ciemna strona mocy, opętana perkusja, poszarpana wczesno- floyd’owska gitara, Trąby Jerychońskie, i monstrualne, patetyczne zakończenie, które mogłoby być zakończeniem całej płyty.
Cała suita opowiedziana tekstami utworów, a także komentarzem wokalisty, jest opowieścią o dzieciństwie, Świętym Mikołaju, czasach szkolnych, najpiękniejszej dziewczynie w klasie, dzieciach, rodzinie, ciężkiej pracy i ciągłej podróży. Warto się w nią wczytać i wsłuchać.

CZĘŚĆ DRUGA

Przebrzmiały echa suity i nastało kilka sekund ciszy. Rozpoczyna się następna historia. Tym razem będziemy mieli do czynienia z pięcioma (teoretycznie) niezależnymi od siebie utworami. NWC przepiękny, strasznie crimson’owski utwór, zawierający poszarpane dźwięki, mocny bas i dziwne, wciągające solówki gitary i klawiszy. Nick pokazuje tu swój potencjał perkusyjny i nie wiem już, kogo chciałbym zobaczyć na wrocławskim festiwalu perkusyjnym; jego czy aktora Teatru Marzeń Mike’a. Po nim następuje akustycznie rozpoczynający się There Was A Time z lekko szkockim rytmem bębnów. Mocny, o ciekawym brzmieniu (ze względu na gitarę akustyczną) utwór. Przypomina mi trochę płytę Pornograffitti grupy Extreme z roku 1990 (czy ktoś ją jeszcze pamięta?). The Planet’s Hum rozpoczyna się basowym pasażem, do którego dochodzi lekka gitara akustyczna i śpiew fletu. Lecz tylko przez pierwszą minutę, potem... dostajemy w głowę zmasowanym atakiem przesterów, klawiszy Hammonda i bębnów. Zaskakuje nas też śpiewane (a raczej wyrzucone w naszym kierunku) przez zęby słowa, które nie brzmią zbyt miło.

Living life at ease
He tries to keep it straight
Filling all the cracks
Unlocking all the gates

Heart - Style - Grace

He gives a little back
Makes it very nice
Never runs away
Rolls his dirty dice


Kolejny utwór Watching The Tide jest drugim na tej płycie utworem, który bardzo się spodobał mojej żonie. Myślę, że można by go spokojnie emitować w radio, nawet z dedykacją dla zakochanych. Jest bardzo... kołyszący. Kończący płytę As Long As We Ride jest prawie najdłuższym na tej płycie (po She Is Everything) i choć trwa tylko pięć i pół minuty jest niesamowity. Doprowadza nas do końca tej prawie godzinnej podróży i na sam, samiuteńki koniec przekazuje nam pełne radości, energetyczne przesłanie na dalszą drogę. Muzycznie dzieje się w nim bardzo wiele, różne style, formy, przestrzenie i radość podróżowania. Pozostaje nam tylko zatankować i ...

As long as we ride
Readin’ the road
Doesn’t even matter
Where we’re gonna go
Cheatin’ signs
Jumpin’ our load
Sittin’ in the back
Sayin’ something funny
And we’ll all be doin’ fine
As long as we ride


 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.