ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Telefon Tel Aviv ─ Map Of What Is Effortless w serwisie ArtRock.pl

Telefon Tel Aviv — Map Of What Is Effortless

 
wydawnictwo: Hefty 2004
 
1. When It Happens It Moves All By Itself [3:28]
2. I Lied [5:53]
3. My Week Boats Your Year [4:09]
4. Bubble And Spike [3:59]
5. Map Of What Is Effortless [5:23]
6. Nothing Is Worth Losing That [5:07]
7. What It Is Without the Gand that Wields It [6:15]
8. What It Was Will Never Again [4:16]
9. At The Edge Of The World You Will Still Float [6:45]
 
Całkowity czas: 45:20
skład:
Joshua Eustas - various, Charles Cooper - various, Guests: Damon Aaron and Lindsay Anderson - vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,6

Łącznie 16, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
03.02.2005
(Recenzent)

Telefon Tel Aviv — Map Of What Is Effortless



Zdominowana przez całkiem odważną elektronikę, ale pozostawia po sobie ciepłe wspomnienia? Pełna połamanych rytmów i laptopowych zabaw brzmieniowych, a mimo to wyjątkowo chwytliwa i przyjemna? Bezgraniczny, orkiestracyjny rozmach, a jednak wrażenie intymności? Niespotykane, wydawałoby się, połączenia prezentuje nam dwóch Amerykanów (obaj 26 lat) na A Map of What Is Effortless, który cieszy tym bardziej, że pojawił się zupełnie niespodziewanie.

Początkowo uwaga skupia się na nieskazitelnym brzmieniu, na angażującym myśli przepychu aranżacyjnym. A później oczekiwać należy fali tęsknoty, solidnej dawki emocji ukrytych w utworach ozdobionych niezliczonymi smaczkami - często zaczerpniętymi wprost z nagrań najdalej idących w swych poszukiwaniach twórców elektroniki. Artyści posługują się nimi z niebywałym wręcz wyczuciem i gracją. W efekcie ten dość eksperymentalny album jest zarazem bardzo nastrojowy, urzeka swym soulowym klimatem. Pozostawia posmak podobny do tego w kinie - gdy po dobrym filmie pojawią się już pierwsze napisy. Aż się nie chce wstać z fotela.

Po części jest to zasługa kojącego śpiewu Lindsay Anderson, której zwykle zostawia się więcej miejsca, ograniczając intensywność aranżacji. Kameralna elektronika. Ale to przede wszystkim trzy instrumentalne kompozycje otwierają niepohamowany strumień uczuć, zawartych w ambientowych teksturach, szlachetnych skrzypcowych pasażach i chybotliwych pętlach perkusyjnych. A raczej w potężnym połączeniu tych i wielu innych elementów. "What It Is Without the Hand that Wields It" robi wielkie wrażenie, ale prawdziwą ucztą jest słuchanie, a raczej chłonięcie, tytułowego "Map of What Is Effortless". To z jednej strony pełen rozmachu pokaz zdolności producenckich i prezentacja niezliczonych efektów komputerowych, z drugiej - gigantyczny monument, pomnik wystawiony poezji muzyki. Fragment, który wywołuje nieogarnione pragnienie by wznieść się wysoko w przestworza. I wrażenie, że się udało.

Nie można zapomnieć o dwóch cudownych utworach, które swą klamrą obejmują album, tak jak wschód i zachód słońca wyznaczają granice dnia. Otwierające "When it Happens it Moves All by Itself" to niezwykłe w swej trzyminutowej wielkości streszczenie, esencja całego albumu. Zarazem jest zapowiedzią zamykającego "At The Edge of the World You Will Still Float" - jednej z najpiękniejszych kompozycji ubiegłego roku. Z początku ładna, melodyjna piosenka - gitara akustyczna, delikatne klawisze, ciepły, lekko dramatyczny wokal Damona Aarona i wyjątkowo nieprzeszkadzający automat. A nade wszystko urokliwy temat skrzypiec. Taką niepozorną perełką by ten utwór pozostał, gdyby nie przetaczający się przez środek utworu laptopowo-perkusyjny walec, zmiatający wszystko co napotyka, by oczyścić drogę dla porywającego, podniosłego powrotu smyków. Punkt kulminacyjny płyty, serce domagając się przestrzeni wzlatuje ponad chmury. By równie gwałtownie nie runęło w dół, jest jeszcze łagodne rozwiązanie akcji. Spadochron dla opadających emocji.

Trudna do sklasyfikowania płyta, w doskonały, a więc jakby niezauważalny, sposób łącząca elektronikę z instrumentami akustycznymi. Niełatwo też wskazać jakąkolwiek "grupę docelową", której album "powinien się spodobać". I dobrze. Każdy może zostać przezeń zaskoczony. I mam na myśli nie tylko niezliczone sztuczki, wspaniałe brzmienie, patos najszlachetniejszego gatunku czy nawet piękne melodie - ale nade wszystko niewytłumaczalną potrzebę, by do płyty wciąż powracać. I nie wstawać z fotela, nawet gdy napisy już dawno się skończyły.


 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.